Materiały prasowe / Andrzej Michał Derwisz Pisarz Science Fiction
Materiały prasowe / Andrzej Michał Derwisz Pisarz Science Fiction

Gdy w słusznie minionych dekadach dochodziło do różnych nieprzyjemnych zdarzeń w codziennych kontaktach na linii klient-pracownik, od prostej utarczki słownej ze sprzedawcą w sklepie, czy nieuprzejmym kelnerem w restauracji, po traktowanie petentów w urzędach jak intruzów, mało kto się buntował, uważano to za coś normalnego. Owszem w sklepach wisiały księgi skarg i wniosków, lecz każdy przy zdrowych zmysłach wiedział, że interwencja na nic się zda i szkoda na nią czasu. Natomiast odstępstwa od codziennej szarzyzny chamstwa uważano za coś podejrzanego, szukając powodów takiego zachowania. W zasadzie w społeczeństwie panowały bierność i przyzwolenie, zgodnie z zasadą: dziś tobie zrobi ktoś przykrość, jutro ty się zemścisz na swoim stanowisku pracy, tyle, że na kimś bogu ducha winnym. Naturalnie przejaskrawiam sprawę, ale to dla celów publicystycznych (czytaj własnych), co dziennikarze stosują nagminnie, ale nie wszystkie podobne zabiegi są uzasadnione.

Dobrze, ale jak właściwie obecnie wyglądają kontakty „służbowe” (do osobistych nie sięgam, bo to odrębny temat) pomiędzy szeroko pojętym konsumentem, a pracownikiem. Zacząłbym od tego, że do niedawna wydawało mi się, iż w czasach, w których wszystko można kupić, to i odpowiedni, czytaj nie tylko kompetentny, lecz również życzliwy stosunek podwładnego do klienta można kupić. Otóż okazuje się, że to nieprawda. Owszem można w umowie o pracę zadekretować wymóg uprzejmości, można za to pracownika zmotywować dodatkiem do wynagrodzenia, ale i tak z osoby, która „nie czuje bluesa” w krótkim czasie wyjdzie prawdziwa natura. Nie ma przy tym znaczenia, czy mówimy o branżach będących najbliżej konsumentów, jak handel, gastronomia, hotelarstwo, ale i każdej innej. Nie ma też znaczenia, czy wskazujemy osoby pełniące wysokie stanowiska w biznesie, ważne funkcje społeczne lub polityczne, czy szeregowych pracowników. Bywają ludzie na świeczniku, którzy nie tylko w swym obyciu, ale i w stosunku do potencjalnego: partnera biznesowego, interesanta w urzędzie, czy ewentualnego wyborcy zachowują się życzliwie i przyzwoicie. Ale są też przysłowiowi „sprzedawcy” wciąż traktujący nabywców jako zło konieczne, pokazując im swoją niechęć i wrogość. Gdybym miał subiektywnie ocenić aktualne wzajemne relacje klient-pracownik powiedziałbym, że jest o całe dwa nieba lepiej niż kiedyś, ale daleko jeszcze do sielanki. Podstawowy wniosek jest banalny, choć nie zawsze sobie z niego zdajemy sprawę: życzliwość nie zależy od wykształcenia, statusu społecznego, czy wynagrodzenia. Niegdyś mawiano, że kindersztubę, albo ktoś ma, bo wyniósł ją z domu, albo nie, i nigdy później jej nie nabędzie. W zasadzie zgadzam się z podobnym punktem widzenia, a rok przestępny nie ma z tym nic wspólnego...

Andrzej Derwisz

Komentarze

Dodaj komentarz