20021801
20021801


Jerzy Hop przez ostatnie dziewięć lat ścigał najpotężniejszych przestępców. Teraz - jeśli zarzuty tygodnika potwierdzą się - sam stanie przed obliczem prokuratora. Lokalnego smaczku tej sprawie dodaje fakt, że Jerzy Hop jest jednym z najbardziej znanych rybniczan.W dniu publikacji „Newsweeka” prokurator Hop wezwany został na dywanik do pani minister Barbary Piwnik, a po tej rozmowie w Radiu Zet zaprzeczył, że został zobowiązany do dostarczenia na drugi dzień dodatkowych wyjaśnień na piśmie. Wtedy pani minister prawdopodobnie rzekła: hop, hop, panie Hop! Za bardzo się pan zagalopował. I uznając - jak głoszą oficjalne komunikaty - że prokurator Jerzy Hop podważył jej zaufanie niezbędne do dalszego sprawowania funkcji, odwołała go ze stanowiska szefa katowickiej prokuratury apelacyjnej. Może to z mojej strony nadinterpretacja faktów, ale pani minister gorliwie chciała udowodnić, że co jak co, ale tytuł artykułu w „Newsweeku” „Pani minister milczy” był na pewno na wyrost.Trudno na razie komentować tę sprawę. Jest bez wątpienia bulwersująca. Prokurator bowiem jako osoba publicznego zaufania powinien być - jak żona Cezara - poza wszelkimi podejrzeniami. I jak pisze „Newsweek” - cień podejrzeń o korupcję, niejasności majątkowe i finansowe mają szczególny wymiar - wymiar zaufania do państwa. Zarzuty dziennikarzy, którzy przez trzy tygodnie tropili prokuratora Hopa, są zaś bardzo poważne. Dziennikarze dowodzą, że prokurator Jerzy Hop zarabia niemało (około 10 tysięcy złotych brutto miesięcznie oraz osiąga dodatkowy dochód roczny około 10 tysięcy netto z ekspertyz prawnych), ale wydaje znacznie więcej. Hop i jego rodzina od lat żyją na wysokiej stopie. Prokurator i jego żona - nauczycielka w jednej z rybnickich szkół średnich - jeżdżą luksusowymi samochodami, mieszkają w nowo wybudowanym domu w willowej dzielnicy Rybnika. Majątek prokuratora Hopa „Newsweek” oszacował na 700 tysięcy złotych. Jerzy Hop odpiera te zarzuty, mówiąc, że na zakup domu i samochodów zaciągnął kredyty i otrzymuje finansową pomoc teściowej bogatej spadkiem swego męża, żołnierza armii Andersa, który dorobił się znacznego majątku w Londynie. Zaglądnięcie w kieszeń państwowego urzędnika i jego rodziny i rzetelne sprawdzenie jej przez fiskusa nie będzie chyba zbyt trudne. Sprawa pochodzenia majątku Jerzego Hopa i tego, czy dorobił się go legalnie czy też nie, na pewno zostanie wyjaśniona jednoznacznie.Jednak „Newsweek” idzie dalej. Oskarża prokuratora Hopa o korupcję i szantaż. Otóż Jerzy Hop wykorzystując swe stanowisko, miał jakoby proponować śląskim firmom wspieranie finansowe prokuratury, w zamian zapewniając je o specjalnych przywilejach - np. przyspieszeniu pewnych spraw, którymi zajmuje się prokuratura apelacyjna lub o przesądzaniu w wątpliwych sprawach na korzyść darczyńcy. By wszystko było w papierach finansowych tych firm w porządku, miał on dawać darczyńcom prokuratury „lewe” faktury wystawione przez firmę American Computer Service Inc., która od 1989 roku jest zarejestrowana jako spółka Totus z ograniczoną odpowiedzialnością w Rybniku. Jednak, jak twierdzi Krzysztof Gans, prezes ACS, firma ta od 1993 roku już nie działa, a on sam nic nie wie o tych fakturach. Smaczku tej sprawie dodaje też fakt, że gdy rozpoczynała ona działalność, jednym z członków jej władz był m.in. brat Jerzego Hopa - Wojciech Hop, dziś prokurator w Słupsku.Pojawia się też i inny zarzut. Ustami Józefa Makosza, byłego prezydenta Rybnika, „Newsweek” oskarża prokuratora Hopa o jeżdżenie samochodem w stanie nietrzeźwym i nadużywanie władzy wobec lokalnej drogówki. Dziennikarze „Newsweeka” opisali przypadek ingerencji Hopa, gdy policja chciała sprawdzić alkomatem jego znajomą, która spowodowała w Rybniku 16 grudnia 2000 roku kolizję i uciekła z miejsca zdarzenia.Do czasu publikacji „Newsweeka” 45-letni prokurator Jerzy Hop cieszył się nieposzlakowaną opinią zawodową. Był uważany za człowieka, któremu się powiodło. Rzymianie mawiali: Beate vivere est honeste vivere - Żyć szczęśliwie, to znaczy żyć uczciwie. Czy nadal prokurator Hop będzie żył szczęśliwie? Przekonamy się, gdy sprawa zostanie zbadana i oficjalnie rozstrzygnięte zostaną publicznie postawione prokuratorowi Hopowi zarzuty.Jedno jest pewne. Na liście miast, których ostatnio reputację nadszarpnęli ich mieszkańcy, znalazły się teraz obok Ornontowic - siedziby Colloseum, także Katowice i Rybnik. Śląsk zaczyna się jawić jako główne miejsce afer korupcyjnych i gospodarczych. Chyba nie o taką promocję naszego regionu nam chodzi!

Komentarze

Dodaj komentarz