Najwięcej węglowych przekrętów miało miejsce w kopalni Szczygłowice – mówi Adam B., były podwładny raciborskiego przedsiębiorcy
Najwięcej węglowych przekrętów miało miejsce w kopalni Szczygłowice – mówi Adam B., były podwładny raciborskiego przedsiębiorcy

Policjanci z wydziału przestępstw gospodarczych komendy wojewódzkiej w Katowicach oraz gliwicka prokuratura prowadzą tę sprawę od lipca zeszłego roku. Janusz S. to emerytowany górnik. Akt oskarżenia dotyczy przestępstwa, jakiego dopuścił się na handlu węglem z kopalnią Rydułtowy-Anna, a zawiera aż siedem zarzutów, w tym m.in. oszustwa, wyłudzenia czy poświadczania nieprawdy. W ciągu kilku miesięcy 2003 roku, robiąc interesy z rydułtowską kopalnią, która funkcjonuje w strukturach Kompanii Węglowej w Katowicach, Janusz S. oszukał tę ostatnią na około 300 tys. zł. Okazuje się, że interesy z raciborskim przedsiębiorcą odbiły się głośną czkawką także innym zakładom, ponieważ Janusz S. miał kontakty jeszcze z Nadwiślańską Spółką Węglową i Gliwicką Spółką Węglową.
Smary i oleje
– Kiedy spółki rozwiązano, nawiązał kontakty z Kompanią Węglową i Jastrzębską Spółką Węglową. Głównymi dostawcami były kopalnie Rydułtowy, Krupiński i Szczygłowice. Janusz S. brał też miał węglowy z jastrzębskich kopalń – opowiada Adam B., były pracownik przedsiębiorcy. Jego dawny pryncypał rozpoczął karierę prowadzenia firmy handlującej smarami i olejami. Potem ogłosił upadłość, przekształcając ją w spółkę Ekosolar. W kolejnej firmie, Starlink, był prezesem prokurentem. – Na początku trochę działał tak jak w poprzedniej firmie, potem zajął się handlem węglem. Najlepsze jednak jest to, że od początku zabezpieczył się na wszelki wypadek. Otóż 99 proc. udziałów w firmie otrzymała jego żona Adrianna S., natomiast 1 proc. teść Jerzy P. – mówi Adam B.
Posunięcie to okazało się majstersztykiem, kiedy po upadku firmy w 2003 roku do drzwi domu Janusza S. zapukał komornik. Nie miał czego zabrać, bo emeryt oficjalnie był biedny jak mysz kościelna. Nawet wybudowany pałacyk w Nędzy nie był jego własnością. Kwestią czasu było stworzenie układów w kopalniach i rozkręcenie interesów, które rychło zaczęły przynosić zyski. Śledztwo, jakie wszczęła KWP, ujawniło oszustwo w kopalni Rydułtowy-Anna i cały jego mechanizm. – Materiał dowodowy, jaki do tej pory zebraliśmy w tej sprawie, w tym zabezpieczone dokumenty i faktury, potwierdza dokonanie przestępstwa przez oskarżonego – informuje podinsp. Andrzej Gąska, rzecznik śląskiej policji. Dodaje, że zdemaskowanie przedsiębiorcy to dopiero początek.
Kto jeszcze?
Mundurowi wciąż badają, kto z rydułtowskiej kopalni był jeszcze zamieszany w ten proceder, zaniżając na zlecenie Janusza S. wartość sprzedawanego węgla. Jak to się odbywało? Bardzo prosto. Przedsiębiorca kupował w kopalni węgiel wysokiej klasy. Jednak przy kasie płacił zań już jak za towar o wiele niższej jakości. Dlaczego? Bo takie wystawiano mu faktury. Węgiel z Anny wysyłano do elektrowni i elektrociepłowni na południu Polski. Był to węgiel klasy energetycznej 22, jednak na fakturze jak wół widniała klasa 19. Janusz S. nie przyznaje się do winy, twierdząc, że kupował opał najniższego gatunku. Problem w tym, że odbiorcy potwierdzili, iż rozładowywali węgiel klasy 22 bądź 23. Co więcej, płacili za niego drożej. – Średnio wychodziło jakieś 50 zł na tonie – stwierdza prokurator Michał Szułczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Jak dodaje, Janusz S. tłumaczy ów cud tym, że towar wzbogacał się w czasie transportu. – To żaden cud. Cuda to działy się w kopalni Szczygłowice, jak wysyłany z dołu węgiel klasy 24 wyjeżdżał na powierzchnię jako węgiel niższej klasyfikacji. Ktoś brał za to kilkaset zł, a Janusz S. miał interes jak złoto – opowiada Adam B. Kładąc na stół dokumenty, dodaje, że największe transporty przekręconego węgla wyjeżdżały właśnie z kopalni Szczygłowice. Janusz S. wysyłał go m.in. do firmy Energokrak w Krakowie, Zespołu Elektrociepłowni Wybrzeże, Elektrociepłowni Skawina czy Elektrowni Wrocław.
Czarny zysk
– Węgiel klasy 24, na który opiewało zamówienie w umowach np. z Elektrociepłownią Wybrzeże, kosztował wtedy 196,44 zł za tonę. Jednak do kopalni szła przedpłata od pana S. na klasę 18, która kosztowała 146,81 zł za tonę. Zysk to 46,59 zł na tonie. A ze Szczygłowic szło np. po 10 pociągów takiego węgla w miesiącu, czyli jakieś 15 tys. ton. Były miesiące, że szło od 18 do 20 pociągów. Łatwo policzyć, jaki to był zysk – pokazuje cenniki i wykresy pan Adam. Dodaje, że usiłował sprawą zainteresować kopalniane związki zawodowe, ale bezskutecznie. – Usłyszałem, że ich to nie obchodzi – wyjaśnia. Dlaczego przed wysyłką nikt nie zorientował się, że w wagonach jest coś, czego być nie powinno?
– Za załadunek w szczygłowickiej kopalni był odpowiedzialny pan K. Z każdego pociągu, który wyjeżdżał, pobierano próbki. Szły do badań w GIG-u i laboratorium w Zofiówce. Potem przychodziło potwierdzenie, że w wagonach jest węgiel jakości zgodnej z fakturami, jednak już na listach przewozowych i fakturach z Solarisu, które wysyłano z ładunkiem, widniała inna klasa węgla – opowiada Adam B. Przedsiębiorca nie miał problemów z transportem. Choć kopalnie nie miały na czas wagonów do załadunku, dla Janusza S. zawsze się one znalazły. – Dbał o to Ryszard P. Wystarczył telefon i hasło: potrzebuję pusty skład na tę i na tę kopalnię, a wszystko było na czas załatwione – mówi Adam B. Jak dodaje, jego były szef prowadził podobne interesy również z JSW, gdzie mechanizm oszustwa był identyczny.
Handel długami
Używając nieprawdziwych dokumentów w jednej z jastrzębskich kopalń, Janusz S. kupował miał węglowy dobrej klasy, który oficjalnie sprzedawano mu jako towar niższej jakości. W ten sposób oszukał spółkę na ponad 345 tys. zł. Kurą znoszącą złote jajka był dla raciborzanina również handel węglowymi długami. – Zgłaszały się do niego firmy, które miały w spółce długi i nie mogły ich odzyskać. On odzyskiwał je dla nich. Zawierał z daną firmą umowę na marketing bądź współpracę. Wykonanie zlecenia kosztowało wierzyciela od 8 do 12 proc. zawartych kontraktów. Pan S. płacił firmie długi pomniejszone o swój procent. Potem szedł do spółki, dokonywał przedpłaty w kasie, brał węgiel i likwidował zadłużenie. Tak było m.in. w przypadku firmy Elgór + Hansen, która miała w JSW dług w wysokości 230 tys. zł. Podobnie zlikwidował dług EMAG-u – wylicza Adam B.
Póki co Janusz S. wpłacił poręczenie majątkowe w kwocie 200 tys. zł i cieszy się wolnością. Za oszustwo, jakiego dopuścił się w rydułtowskiej kopalni, grozi mu kara do 10 lat więzienia. Na razie katowiccy policjanci zajmują się tylko tym przekrętem i szukają wspólników przedsiębiorcy. Pozostałe oszustwa czekają więc w kolejce na rozpracowanie.

Komentarze

Dodaj komentarz