Rozbieżności dotyczą m.in. tego, czy pieszy przebiegał przez jezdnię w sposób niedozwolony. Prokuratura twierdzi, że nie ma to dowodów, policja utrzymuje, że są. Do wypadku doszło w miniony piątek ok. godz. 17.30 na ul. Mikołowskiej w Przegędzy. Prokuratura dotarła do świadków zdarzenia. Z ich relacji wynika, że 37-letni Janusz O., mieszkaniec tej miejscowości, wysiadł z autobusu na przystanku położonym niedaleko schroniska brata Alberta i ruszył w stronę centrum wioski. Przed nim podążało trzech młodych ludzi, którzy przyjechali tym samym autobusem. Ścieżka nie była odśnieżona, więc przeszli na drugą stronę drogi. Potem ich śladem postanowił pójść mężczyzna. Ledwo jednak przekroczył oś jezdni, potrąciło go audi 80, jadące z dużą prędkością od strony Rybnika. Kierowca hamował, ale pieszego ominąć nie zdołał. Po uderzeniu mężczyzna upadł na asfalt, ale szofer dodał gazu. Karetkę i policję wezwali przechodnie, którzy podali stróżom prawa opis wozu. Personalia sprawcy ustalono jednak głównie dzięki pomocy innego kierowcy, jadącego w tę samą stronę, który chwilę później dotarł na miejsce wypadku. Zatrzymał się i opowiedział mundurowym o audi, którego kierowca brawurowo wyprzedził go nieco wcześniej. Zdenerwował się wtedy na tyle, że zapamiętał numery rejestracyjne samochodu. Okazało się, że należy on właśnie do Andrzeja M., który dotarł do krewnych mieszkających na pograniczu Czerwionki, Książenic i Czuchowa. Tam też został zatrzymany, a potem aresztowany na trzy miesiące. Uszkodzone auto stało w garażu. Miało kompletnie popękaną przednią szybę, przez którą było mało co widać. Policjant przyznał się do winy, ale twierdzi, że nie pamięta ani chwili wypadku, ani tego, co działo się później. Prokurator nie daje temu wiary, bo dotarł do świadków, według których mundurowy miał przytomnie opisywać przebieg wydarzeń. Został ujęty cztery godziny po potrąceniu przechodnia. Był po służbie. Pierwszy badanie alkomatem wykazało 0,96 promila. W czasie kolejnych, przeprowadzanych co pół godziny, wynik był coraz niższy, co wskazuje, że mężczyzna pił alkohol dużo wcześniej i na pewno przed wypadkiem. On sam przyznał, że usiadł za kółkiem po wypiciu dwóch piw. Prowadzący sprawę prokurator Tomasz Pietreczek nie chce w to uwierzyć, bo wtedy wydmuchałby dużo mniej promili. Badania retrospektywne pozwolą jednak dość precyzyjnie ustalić zawartość alkoholu we krwi policjanta w chwili wypadku. Jak twierdzi podinspektor Andrzej Gąska, rzecznik KWP w Katowicach, teraz piłka leży po stronie prokuratury, która będzie prowadziła wobec Andrzeja M. postępowanie karne. – Funkcjonariusz zostanie też zwolniony dyscyplinarnie, bo tego rodzaju zachowanie nie przystoi policjantowi. Nawet jeśli jest po służbie – stwierdza krótko podinsp. Gąska.
Rozbieżności dotyczą m.in. tego, czy pieszy przebiegał przez jezdnię w sposób niedozwolony. Prokuratura twierdzi, że nie ma to dowodów, policja utrzymuje, że są. Do wypadku doszło w miniony piątek ok. godz. 17.30 na ul. Mikołowskiej w Przegędzy. Prokuratura dotarła do świadków zdarzenia. Z ich relacji wynika, że 37-letni Janusz O., mieszkaniec tej miejscowości, wysiadł z autobusu na przystanku położonym niedaleko schroniska brata Alberta i ruszył w stronę centrum wioski. Przed nim podążało trzech młodych ludzi, którzy przyjechali tym samym autobusem. Ścieżka nie była odśnieżona, więc przeszli na drugą stronę drogi. Potem ich śladem postanowił pójść mężczyzna. Ledwo jednak przekroczył oś jezdni, potrąciło go audi 80, jadące z dużą prędkością od strony Rybnika. Kierowca hamował, ale pieszego ominąć nie zdołał. Po uderzeniu mężczyzna upadł na asfalt, ale szofer dodał gazu. Karetkę i policję wezwali przechodnie, którzy podali stróżom prawa opis wozu. Personalia sprawcy ustalono jednak głównie dzięki pomocy innego kierowcy, jadącego w tę samą stronę, który chwilę później dotarł na miejsce wypadku. Zatrzymał się i opowiedział mundurowym o audi, którego kierowca brawurowo wyprzedził go nieco wcześniej. Zdenerwował się wtedy na tyle, że zapamiętał numery rejestracyjne samochodu. Okazało się, że należy on właśnie do Andrzeja M., który dotarł do krewnych mieszkających na pograniczu Czerwionki, Książenic i Czuchowa. Tam też został zatrzymany, a potem aresztowany na trzy miesiące. Uszkodzone auto stało w garażu. Miało kompletnie popękaną przednią szybę, przez którą było mało co widać. Policjant przyznał się do winy, ale twierdzi, że nie pamięta ani chwili wypadku, ani tego, co działo się później. Prokurator nie daje temu wiary, bo dotarł do świadków, według których mundurowy miał przytomnie opisywać przebieg wydarzeń. Został ujęty cztery godziny po potrąceniu przechodnia. Był po służbie. Pierwszy badanie alkomatem wykazało 0,96 promila. W czasie kolejnych, przeprowadzanych co pół godziny, wynik był coraz niższy, co wskazuje, że mężczyzna pił alkohol dużo wcześniej i na pewno przed wypadkiem. On sam przyznał, że usiadł za kółkiem po wypiciu dwóch piw. Prowadzący sprawę prokurator Tomasz Pietreczek nie chce w to uwierzyć, bo wtedy wydmuchałby dużo mniej promili. Badania retrospektywne pozwolą jednak dość precyzyjnie ustalić zawartość alkoholu we krwi policjanta w chwili wypadku. Jak twierdzi podinspektor Andrzej Gąska, rzecznik KWP w Katowicach, teraz piłka leży po stronie prokuratury, która będzie prowadziła wobec Andrzeja M. postępowanie karne. – Funkcjonariusz zostanie też zwolniony dyscyplinarnie, bo tego rodzaju zachowanie nie przystoi policjantowi. Nawet jeśli jest po służbie – stwierdza krótko podinsp. Gąska.
Komentarze