Barbara Osińska przekonywała, że lokatorzy mieszkań socjalnych to normalni ludzie
Barbara Osińska przekonywała, że lokatorzy mieszkań socjalnych to normalni ludzie

– Nie wszyscy tak myślą jak ci przeciwnicy. Młodzi ludzie nie mają nic przeciwko tym mieszkaniom, tylko jak tu wystąpić publicznie przeciw swojemu ojcu czy teściowi? Siedzimy więc cicho i wstydzimy się za nich – przyznał młody mężczyzna z dzielnicy Karkoszka, obecny na spotkaniu. 23 stycznia odbyło się już trzecie spotkanie prezydenta Mieczysława Kiecy z mieszkańcami tej dzielnicy. Tematem wiodącym było wypracowanie wspólnej koncepcji zagospodarowania budynku przy ul. Czyżowickiej. Prezydent Kieca poszedł na ustępstwa i zaproponował, by było tam jedynie 26 lokali socjalnych (a nie 40, jak wcześniej planowano), które miałyby zająć rodziny mające problemy finansowe, wynajmujące jeden pokój lub mieszkające kątem u krewnych.
Bez eksmisji
Jedno z mieszkań ma być przeznaczone dla stróża, będącego jednocześnie gospodarzem budynku. – Do tego obiektu nie wprowadzą się osoby po wyrokach eksmisyjnych – zapowiedział prezydent Kieca. Wydawałoby się, że taka koncepcja mogłaby zadowolić tych, którzy obawiali się, że lokatorzy socjalnych będą jedynie pili, bili, kradli, gwałcili i mordowali. – Tam będą samotne matki, wdowy, młode małżeństwa, których nie stać na kupno mieszkania ani utrzymanie się w spółdzielczych zasobach. To są normalni ludzie – przekonywała Jadwiga Widenka, naczelniczka wydziału spraw obywatelskich w wodzisławskim magistracie. Ale, jak się okazuje, taka propozycja nie usatysfakcjonowała zagorzałych przeciwników, którzy w dalszym ciągu widzą całe zło świata w osobach z lokali socjalnych. – My boimy się o nasze rodziny, domy, dzieci. Nie chcemy tutaj takich ludzi – mówił jeden z mieszkańców dzielnicy. Do dyskusji włączyła się Barbara Osińska, emerytowana nauczycielka, mieszkająca przy ul. Górniczej w Wodzisławiu. W tej okolicy znajdują się lokale socjalne. Przyszła na to spotkanie, bo jej oburzenie wywołała postawa niektórych mieszkańców Karkoszki. Jej zdaniem opinie, którymi tak szafują, są niesprawiedliwe i być może wynikają z niewiedzy. Pytała, dlaczego tak obawiają się osób z lokali socjalnych, czy ich znają, czy wiedzą, co to są za ludzie. Tłumaczyła, że to często rodziny, którym po prostu nie starcza na życie, ale mieszkańcy Karkoszki już ich osądzili.
Wołanie na puszczy
– Swoją postawą krzywdzicie wielu, którzy niczym nie różnią się od was, poza tym, że mniej zarabiają, 600 zł w markecie, a na utrzymaniu mają dwójkę dzieci. Przyszłam wam o tym powiedzieć, uwierzcie, że to są normalni ludzie, którzy tak jak wy chcą mieć dach nad głową, suchy kąt i spokój. Ich jedyny problem to ten, że mają niskie pensje albo znaleźli się w trudnej sytuacji, bo stracili pracę czy męża, żywiciela rodziny – mówiła Barbara Osińska. Jej głos pozostał bez echa. – Jakby chcieli znaleźć pracę, to na pewno by ją znaleźli, a nie siedzieli w domu i jedynie pili. Każdy, kto tylko chce, może pracować, ale im się nie chce, a jak dostaną wszystko gotowe, to dopiero im się nie będzie chciało – wszedł w słowa pani Osińskiej jeden z mężczyzn obecny na sali. – Rozumiem, że pan chce być sądem ostatecznym dla tych ludzi – mówił prezydent Kieca. – Naszym zadaniem nie jest wyrokować, ale zapewnić mieszkańcom odpowiedni byt w naszym mieście. Chodzi tu nie tylko o chodniki, drogi, szkoły, ale też lokale socjalne. Nawet gdybyście pikietowali urząd dzień i noc, ja te lokale muszę mieć, bo taka jest sytuacja – mówił prezydent. – Trzeba im kupić bilet w jedną stronę do Londynu – krzyknął ktoś z sali. Sebastian Rybaczyk mówił, że wszystkiemu winny jest system opieki społecznej prowadzony przez państwo. – W niektórych krajach arabskich nie ma ani zasiłków, ani opieki socjalnej – argumentował.
Proszę uzdrawiać
Prezydent w odpowiedzi zaproponował mu start w następnych wyborach i przeforsowanie swojego pomysłu uzdrowienia systemu opieki społecznej. Dodał, że żyjemy w Polsce, a nie w kraju arabskim, i mamy takie, a nie inne prawo. Im dłużej trwała ta wymiana zdań, tym argumenty przeciwko nowym lokatorom traciły na wadze, a często stawały się wręcz absurdalne. Podnoszono np. to, że bliskość oczyszczalni może mieć niekorzystny wpływ na dzieci z budynku socjalnego, dodatkowo one same będą stanowiły zagrożenie dla zakładu, a także sąsiadów z domków jednorodzinnych, będą niszczyły ogrodzenia i kradły z ogródków warzywa, a to wszystko dlatego, że nie będą miały co robić po lekcjach. – Tam nie ma nawet placu zabaw, a wiadomo, że dzieci mają genialne pomysły, jak im się nudzi, i może dojść do jakiejś tragedii – wyrokował Ireneusz Nowak. Dariusz Kozielski, przedsiębiorca i prezes klubu sportowego Gosław Jedłownik, obiecał, że zagospodaruje czas wolny tym dzieciom, wszystkie zaprosi do udziału w klubowych zajęciach sportowych. – Jeśli któremuś z państwa coś wykopią z ogródka, obiecuję pokryć wszystkie straty. Zapłacę za to – mówił. – A czy za zniszczony płot też pan zapłaci? – dopytywała Jolanta Wyciszczok. Sytuację próbował załagodzić obecny w sali policjant komisarz Stanisław Kraski, który zapewnił, że stróże prawa nie mają żadnych problemów z lokatorami mieszkań przy ul. Górniczej, choć są tam osoby po wyrokach eksmisyjnych.
Gdzie awantury
– Inaczej jest w budynku socjalnym przy ul. Marklowickiej. Tam rzeczywiście dochodzi do awantur, ale mieszkańcy kłócą się między sobą. Czasem też odnotowujemy kradzieże w pobliskim sklepie Biedronka. Nie ma natomiast żadnych skarg z prywatnych domów – mówił komisarz Kraski. Całej dyskusji przysłuchiwał się też ksiądz Arkadiusz Bogobowicz. Ze zrozumieniem podszedł do obaw i lęków przeciwników powstania lokali socjalnych, ale przy tym odwoływał się do ich serc i chrześcijańskich wartości. Przypominał, że dobro zawsze rodzi się w bólach, dobrze jest się kłócić, bo to oznacza, że dana społeczność jest wspólnotą żywą. Apelował też o zastanowienie się nad tym, do czego powołany jest człowiek. Może właśnie po to, by wspierać innych, by być człowiekiem. – Pomóżmy potrzebującym, pozwólmy im odbić się od dna, wyciągnijmy do nich rękę. Nie pozostawiajmy ich samych sobie, dajmy im szansę. Wspólnie możemy zrobić coś dobrego – mówił wikary. Pod koniec dyskusji prezydent Kieca zaproponował powołanie komisji opiniującej, w skład której weszliby także przedstawiciele mieszkańców dzielnicy. Wówczas mieliby realny wpływ na wybór nowych lokatorów. Nie skorzystali z tej propozycji.
1

Komentarze

  • Lola 31 stycznia 2007 15:32Brawa dla prezydenta. Dzierży sie władze, by w sytuacjach konfliktowych podjąć słuszną decyzję, a nie uginać się pod uporem ksenofobów

Dodaj komentarz