Tą drogą bez problemów przejedzie jedynie amfibia
Tą drogą bez problemów przejedzie jedynie amfibia

– Kiedy w 2005 roku zwróciliśmy się do urzędu gminy o naprawę, powiedzieli, że nie mają funduszy, ale obiecali, że doprowadzą drogę do porządku w 2006 roku. W czerwcu przywieźli przyczepę żużlu i zasypali dziury łopatami. Ale w lipcu firma zaczęła wznosić nowe hale, wywoziła tą drogą ziemię i taki jest efekt. Wożą tędy beton, odpady z budowy, wszystko. Nie ma żadnych szans przejechać osobowym autem. A innej szosy nie ma – żali się Irena Gaszka. – Wczoraj utkwiłem tu fordem transitem. Nie było wyjścia, musiałem iść po traktor i wyciągać nim samochód z wody – denerwuje się jej syn Andrzej. Najgorzej jest podczas opadów i roztopów. Ale nawet w suche dni na szosie zalega potężna warstwa błota. Andrzej Gaszka i jego matka prowadzą tu gospodarstwo. Mają siedem hektarów gruntów przy ul. Pniowskiej w Rybniku i przyjeżdżają tu codziennie. Obok, przy tej samej ulicy, mieszkają trzy rodziny. Inny rybniczanin ma pole uprawne, a dwie osoby wykupiły grunty pod budowę. Wszyscy chcą więc mieć możliwość dojazdu, której jednak nie ma. Kiedyś przejezdna była cała ulica Pniowska. Teraz jest zamknięta, bo jej część przebiega przez teren prywatny. Nie było jednak problemu, póki droga gminna w Zwonowicach była przejezdna na całej długości. Gaszkowie wspominają, że z osiem lat temu gmina wyszykowała ją elegancko. Była to co prawda jedynie utwardzona szosa, ale wystarczała na skromne potrzeby kilku rodzin. – Droga leżała wyżej od łąki, więc jak popadało, to woda spłynęła. Odkąd jednak firma zaczęła wywozić to wszystko na łąkę, grunt się podniósł i teraz woda stoi na drodze – opowiada Andrzej Gaszka. Jego mama wspomina, że w listopadzie przyjechał tu pewien urzędnik z gminy i oświadczył, że ludzie muszą być cierpliwi, bo firma buduje halę i musi wywieźć, co potrzeba. – Proszę bardzo, nie mam nic przeciwko firmie. Każdy musi wykonać swoją robotę. Niech wywożą, ale ja chcę porządną drogę – mówi Irena Gaszka. Mieszkańcy usłyszeli, że temat będzie załatwiony do dwóch tygodni. Tymczasem minął styczeń i nic. W czwartek, 1 lutego, Andrzej Gaszka nie wytrzymał. Przyjechał do naszej redakcji poskarżyć się, bo, jak stwierdził, nie wie już, do kogo zwrócić się o pomoc. Jeszcze tego samego dnia zawitał też do Urzędu Gminy w Lyskach i poinformował, że poprosił nas o interwencję. W piątek ciężarówki przywiozły tłuczeń, a koparkospycharka rozprowadziła go po drodze i wyrównała. Być może to zbieg okoliczności, niemniej gospodarze są przekonani, że gmina zadziałała na wieść o zawiadomieniu o wszystkim „Nowin”. Sytuacja trochę się poprawiła, ale około trzydziestometrowy odcinek nadal tonie w wodzie i błocie. Wójt Grzegorz Gryt wyjaśnia, że teren po obu stronach ulicy wykupiła firma Classen i był przekonany, że jest ona jedynym użytkownikiem drogi, którą dotąd traktowano jak dojazdową do spółdzielni rolniczej. Dalej nie ma już gminnych nieruchomości. Wójtowi nie przeszło więc nawet przez myśl, że ktoś może mieć kłopoty z tego powodu. – Wydawało mi się, że jeśli firma będzie niszczyła drogę, to tylko sobie. Sądziłem, że interweniujący mają dojazd od strony Stodół. Jeśli tylko pozwolą warunki, to na przełomie lutego i marca doprowadzimy tę drogę do porządku. Wszedłem też w kontakt z firmą i uzgodniliśmy, że będzie ona łatała ją na bieżąco. Zastosowany materiał widocznie nie był odpowiedni do pory roku – podsumowuje wójt.

Komentarze

Dodaj komentarz