W ofercie mamy zwykle bańki próżniowe, znacznie mniej kłopotliwe, bo tu nie ma zagrożenia oparzeniem - mówi Jolanta Murzyn
W ofercie mamy zwykle bańki próżniowe, znacznie mniej kłopotliwe, bo tu nie ma zagrożenia oparzeniem - mówi Jolanta Murzyn


W literaturze i na stronach internetowych, poświęconych medycynie naturalnej, można wyczytać, że stawianie baniek to, obok akupresury i masażu, jedna z najbardziej popularnych i najstarszych metod leczenia. Upowszechniła się dzięki ogromnej skuteczności na tyle, że w wielu krajach do początków XX wieku symbolem stanu lekarskiego były bańki. O ile jednak np. w centralnej części Polski (mojej rodzinnej) lekarze jeszcze 40 lat temu nie wyobrażali sobie kurowania przeziębionego pacjenta bez postawienia mu baniek (nigdzie nie brakowało osób wyspecjalizowanych w tej sztuce i z reguły nie były one zawodowo związane z medycyną), o tyle w niektórych miastach Śląska nie znano tej tradycji. Tak też było np. w Żorach.
Nauka w przychodni
Kiedy w 1946 roku pani Elżbieta podejmowała pracę w przychodni przy ul. Dworcowej, nie słyszała nawet o bańkach. Spopularyzował je dopiero świętej już dziś pamięci doktor Sylwin Łypek, który pochodził z Warszawy, a szefował poradni w czasach, kiedy pani Elżbieta zaczynała karierę zawodową. – Zawsze mawiał, że kiedy przychodzi pacjent z przeziębieniem, grypą, gorączką, to najpierw trzeba postawić bańki, kazał je kupić, sam też nauczył pielęgniarki ich stawiania. Potem trenowałyśmy jedna na drugiej, bo choć nie jest to filozofia, trzeba mieć wprawę, ale też trochę drygu – wyjaśnia pani Elżbieta. Jak dodaje, wtedy dostępne były jedynie tzw. bańki ogniowe, więc trzeba było uważać przede wszystkim na to, by nie oparzyć pacjenta. Początki były trudne, ale potem szło jak z płatka, zwłaszcza że sytuacja nieraz zmuszała siostry do wykonywania zabiegu w przychodni.
– Tak było w przypadku chorych, którzy mieszkali w okolicy. Doktor kazał wtedy stawiać bańki na miejscu. Potem pacjenci posiedzieli ze 20 czy 30 minut, po czym ciepło się ubierali i jechali do domów z zaleceniem położenia się do łóżka – wspomina pani Elżbieta.
Jak dodaje, doktor nieraz pytał, czy nie poszłaby po pracy postawić komuś baniek w domu. Nigdy nie odmawiała. Nieraz wyruszała z własnym kompletem, bo nie każdy je miał, a wszystkie pielęgniarki zaopatrzyły się w nie bardzo szybko, żeby w razie potrzeby zawsze były pod ręką. – Bańki rozgrzewają bowiem organizm, więc zapobiegają rozwojowi infekcji – tłumaczy pani Elżbieta. Siła rozgrzewania Jak dodaje, można je stawiać już małym dzieciom, ale wtedy trzeba ograniczyć się do kilku sztuk. Dorosłemu można zaordynować kilkanaście lub więcej. Pani Wacławikowa zaczynała zabieg od przygotowania odpowiedniej liczby umytych i suchych baniek, kilku pałeczek lub drucików z nawiniętymi wacikami, zapalonej świecy, kieliszka ze spirytusem lub denaturatem i zimną wodą. Ustawiała to wszystko obok łóżka chorego, do lewej dłoni brała po jednej lub dwie bańki, do prawej wacik, zanurzała go w spirytusie i zapalała od płomienia, po czym pędzlowała nim wnętrze bańki i przystawiała ją do skóry, aby się przyssała.
– Trzeba tu jednak uważać, ponieważ czasem we wnętrzu bańki pozostanie ogień. Wtedy trzeba go zgasić wacikiem zmoczonym w wodzie, żeby nie oparzyć chorego. Dopiero potem można ponownie zabrać się do dzieła – wyjaśnia pani Elżbieta. Gdy wszystko jest gotowe, trzeba przykryć ciepło pacjenta i czekać, sprawdzając, czy bańki naciągnęły. W ich wnętrzu wytwarza się bowiem podciśnienie, które powoduje zasysanie skóry i tkanki podskórnej. Jeśli zatem bańka jest postawiona prawidłowo i już naciągnięta, w jej wnętrzu widać coś w rodzaju bułeczki, mającej kilka mm grubości, a skóra w tym miejscu przybiera ciemną, brązową lub czerwoną barwę. Następuje to zwykle po 15-20 minutach. Wtedy też zdejmuje się bańki, przytrzymując skórę obok każdej z nich, aby nie sprawić pacjentowi bólu.
Posmarować i przykryć
Zabieg uznaje się za bezbolesny, ale proces zasysania jest nieprzyjemny, a skóra po zabiegu obolała i nabrzmiała. Wie o tym każdy, komu choć raz stawiano bańki, bo przez pierwszą noc nie mógł położyć się na plecach (to najczęściej wybierane miejsce w razie przeziębienia), a potem miał na nich sińce nieraz przez tydzień. Po zdjęciu baniek należy więc nasmarować skórę kremem lub oliwką i ciepło przykryć pacjenta, który powinien spędzić w łóżku co najmniej jeden dzień, a kolejnego najlepiej nie wychodzić z domu. Niestety, lekarska epoka baniek skończyła się w Żorach wraz z odejściem doktora Łypka na emeryturę, który potem, za namową żony, wyprowadził się do Krakowa. Tam też zmarł po długiej i ciężkiej chorobie, na którą zapadł po potrąceniu przez jakiś samochód. – Jego następca już nie zalecał baniek, ale myśmy stawiały je jeszcze bardzo długo. Ja na początku lutego skończyłam 86 lat, a do niedawna chodziłam po domach – opowiada pani Elżbieta. Jak dodaje, trzymała się baniek ogniowych i nie nabrała przekonania do próżniowych, które stały się modne. Od ogniowych różnią się tym, że mają u nasady otworki, przez które wyciąga się powietrze strzykawką lub pompką. W ich stawianiu wprawy nabrał Waldemar Weismann, zięć naszej pielęgniarki, który z zawodu jest nauczycielem, ale przebywa już na emeryturze, więc ma czas na opiekowanie się bliskimi w razie choroby. Stawiał już też te nowe bańki swojej teściowej, kiedy się przeziębiła.
Dwa komplety
W rodzinie obecnie są dwa komplety baniek: ogniowe, których używała pani Wacławikowa i do dziś ma ok. 10 sztuk, oraz próżniowe. Te drugie należą do pana Waldemara, który jako jedyny z domowników przejął po teściowej smykałkę nie tylko do stawiania baniek, ale także do np. robienia zastrzyków. – Ani córka, która także jest emerytowaną nauczycielką, ani wnuczka już nie mają tego drygu – wzdycha pani Wacławikowa. Jak powiedziała nam farmaceutka Jolanta Murzyn z żorskiej apteki Staromiejska, bańki najwyraźniej wracają do łask, ponieważ ludzie pytają o nie coraz częściej.

2

Komentarze

  • adamo to nie bzdura...mam 21 lat 26 stycznia 2010 17:06to nie bzdura...mam 21 lat i od 3 lat stawiam bańki ogniowe w czasie panowania grypy.
  • Mickey Ech bzdura 27 lutego 2007 22:31Jak byłem mały - może 6-8 lat - tata stawiał mi bańki - tak mu polecono w przychodni na os. Powstańców w tych zacofanych Żorach. Specjalnie też przyjechał wtedy do nas dziadek aby pokazać tacie jak się stawia bańki. Pierwszy raz bańki postawił mi też dziadek, później już robił to tata... a skoro urodziłem się w 1982-1990 roku to także wtedy w przychodni musiano wiedzieć że coś takiego jak bańki istnieje i jest to skuteczne. Dlatego, że na Dworcowej czegoś nie znali to nie rozciągajmy tego na całe miasto. Żory to nie tylko rynek, urząd miasta i kościół ;-)

Dodaj komentarz