Czy wierzby rosnące przy ul. Mikołowskiej otrząsną się po tak drastycznych cięciach pielęgnacyjnych?
Czy wierzby rosnące przy ul. Mikołowskiej otrząsną się po tak drastycznych cięciach pielęgnacyjnych?


– Tu, na podwórku, nie ma ani piaskownicy, ani kawałka huśtawki. Jedyne, co tu mieliśmy ładnego, to właśnie te wierzby, a teraz zostały z nich tylko te szpetne kikuty – usłyszeliśmy w słuchawce. Na miejscu potwierdziły się słowa naszej Czytelniczki. Z rozłożystych i starych drzew pozostały jedynie pnie i najgrubsze konary. Nie ulega wątpliwości, że nie przypominają dzieła sił natury. Jan Podleśny, dyrektor Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, administratora obu willi i terenu, poinformował nas tylko, że to efekt cięć pielęgnacyjnych, a dokonali ich odpowiednio przeszkoleni pracownicy ZGM-u. Jak wyjaśnił, przycięcia drzew domagała się część mieszkańców sąsiednich budynków, którzy żalili się, że rozrastające się wierzby są coraz bardziej uciążliwe. Miały m.in. utrudnić przejazd autem przez podwórko.
Wierzba odbije
Na koniec naszej krótkiej rozmowy dyrektor Podleśny pokusił się o spostrzeżenie botaniczne. – Wierzba to taki badyl, który zawsze odbije i puści nowe pędy, naprawdę nie ma się czym przejmować – stwierdził. Zgodnie z przepisami, pozwolenie jest wymagane jedynie przy wycinaniu drzewa. Na tzw. cięcia pielęgnacyjne nie trzeba mieć żadnej zgody, a praktyka pokazuje, że ich skala i zakres mogą być właściwie dowolne. Dlatego co jakiś czas docierają do nas sygnały o takich zabiegach, których dokonują firmy rzekomo rozliczające się m.in. w ten sposób, że zabierają surowiec pozyskany przy wycince. W ich interesie leży więc, by z drzewa pozostało jak najmniej, a jak najwięcej trafiło na przyczepę samochodu. W przypadku tego, co stało się przy ul. Mikołowskiej, to już niestety płakanie nad rozlanym mlekiem. Jedynym pocieszeniem dla mieszkańców, którzy ze smutkiem patrzą na kikuty drzew, może być przekonanie, że ich wierzby już wkrótce puszczą nowe pędy. Za kilka lat nie będzie śladów drastycznych cięć, a drzewa znów będą cieszyły oko. Natura dużo wytrzyma. Ze dwa lata temu pisaliśmy o szpalerze rosłych topól w osiedlu Nowiny, z których po cięciach pielęgnacyjnych zostały tylko kilkumetrowe, gołe pnie. Na wiosnę puściły one młode pędy i choć wyglądały dość egzotycznie, to jednak wciąż wegetują. Niemałej biedy napytała sobie natomiast spółka Skanska, która przystąpiła do budowy kanalizacji w rejonie ul. Szulika w dzielnicy Chwałowice, gdzie ma przebiegać główny rurociąg i powstać przepompownia. Nie czekając na oficjalne pozwolenie, firma wycięła 133 drzewa. Magistrat nałożył na nią za to 49,5 tys. zł kary.
Zawiłe procedury
Już wcześniej wykonawca robót wpłacił do miejskiej kasy stosowną opłatę administracyjną wynoszącą nieco ponad 702 tys. zł. W przypadku starania się o pozwolenie na wycięcie drzew rosnących w danej gminie, procedura jest nieco zawiła, bo sprawę rozpatrują i decyzje podejmują urzędnicy z innej miejscowości. Tu temat prowadził magistrat w Jastrzębiu. Gdy firma zabrała się za wycinkę drzew rosnących na terenach będących własnością Kompanii Węglowej w Katowicach, decyzja o wydaniu pozwolenia praktycznie już zapadła, tyle że Skanska jeszcze jej nie miała. I na tym polega problem.

Komentarze

Dodaj komentarz