Napytał sobie fundamentalnej biedy
Napytał sobie fundamentalnej biedy


Spadek po dziadkach
W miejscu nieczynnej dziś restauracji stała kiedyś kamienica dziadków Jerzego Szwedki, którą odziedziczył. Postanowił ją wyremontować i zadanie to zlecił rybnickiej firmie Budwex. Ta zabrała się do dzieła, ale rychło okazało się, że budynek jest w kiepskim stanie i może się zawalić. Konieczna okazała się całkowita rozbiórka sporej jego części. Wykonano nowy projekt i budowa ruszyła. Wszystko to działo się w roku 1996. Dwa lata później budowa została ukończona. W grudniu roku 1999 właściciel otworzył w budynku restaurację Pod Orłem. O reklamę nie musiał szczególnie zabiegać, bo obiekt w samym centrum Rybnika był dobrze widoczny i przyciągał klientów. Wtedy jeszcze nie było kamienicy przy głównej drodze, która dziś go zasłania. Z tamtych krótko trwających czasów świetności pozostały zdjęcia zacnych gości, którzy przekroczyli progi restauracji; był wśród nich m.in. prezydent RP Aleksander Kwaśniewski. Restauracja rozpoczęła działalność, ale rozpoczęły się też kłopoty jej właściciela z firmą budowlaną. Jak relacjonuje sam Jerzy Szwedka, umowa dotycząca budowy opiewała na 530 tys. zł. On zapłacił tylko ok. 312 tys. zł, gdyż uznał, że wykonawca odstąpił od projektu. Firma Budwex skierowała sprawę należności do sądu. W trakcie rozpraw pozwany zwracał uwagę m.in. na inne, niż zakładał projekt wykonanie stropu nad salą taneczną. Niekorzystny dla inwestora wyrok zapadł w ostatnim dniu 2002 roku. Sąd zasądził od niego na rzecz Budweksu ponad 388 tys. Odnosząc się do kwestii zmienionego stropu, w uzasadnieniu wyroku napisano, że wada ta wymaga zmiany funkcji poszczególnych pomieszczeń. Zdrowy rozsądek podpowiada, że znalezienie innego pomieszczenia na salę taneczną w wybudowanym już lokalu może być poważnym problemem. Wydając wyrok, sąd oparł się m.in. na opinii biegłej z zakresu budownictwa Ireny Kuczery, która stwierdziła, że remont kamienicy został wykonany zgodnie z projektem i sztuką budowlaną. Szwedka złożył apelację, ale sąd okręgowy utrzymał w mocy wyrok pierwszej instancji. Zarząd firmy budowlanej, mając wyrok sądu w ręku, zwrócił się do komornika o windykację należności. – Pierwszy raz komornik zjawił się w 2004 roku, zablokował wszystkie moje konta, również prywatne, i mój samochód Mitsubishi Galant. Z restauracji nie zabrał nic, ale i tak nie było pieniędzy na rozwój firmy. Przez blisko dwa lata otwierałem ją tylko wtedy, gdy organizowałem zamówione wcześniej przyjęcia – opowiada Jerzy Szwedka. Swoje pretensje kieruje w dużej mierze pod adresem biegłej. – Na pytania sądu: czy budynek jest zbudowany zgodnie z projektem i ze sztuką budowlaną, odpowiedziała w swojej opinii „tak”. Potem okazało się, że są poważne wady.
Szokujące odkrycia
Wiosną roku 2005 Szwedka zauważył w piwnicy, na ścianach nośnych i kominie pęknięcia i rysy. W jednym z katowickich biur usług technicznych zamówił ekspertyzę budowlaną. Inżynierowie dokonali pomiarów, a nawet odkrywek, odsłaniając m.in. ławy fundamentowe. Wynik tych odkryć na zapleczu restauracji był dla inwestora szokujący. „Sposób posadowienia wewnętrznej ściany kominowej, obciążonej stropami, nie na ławie fundamentowej, lecz obok niej, nie spełnia wymagań dotyczących bezpieczeństwa konstrukcji i grozi nieszczelnością przewodów kominowych” – czytamy w opinii. Jerzy Szwedka postanowił znaleźć rzeczoznawcę, który odniósłby się nie tylko do stanu technicznego budynku, ale i do opinii biegłej sądowej. Znalazł takiego w Bielsku-Białej. Ujawnił kolejne usterki i błędy. Jedną z perełek jest szyb windy towarowej na zapleczu restauracji. „Niezbędne w każdym dźwigu podszybie wykonano w sposób prymitywny. W posadzce wycięto płytki ceramiczne, wyburzono młotami podbudowę betonową grubości 20 cm, niszcząc izolację. Wykopano w gruncie zwykłą dziurę i ok. 50 cm poniżej posadzki wylano beton. Powstało zagłębienie, w którym brak ścian bocznych, co przy zmiennym poziomie wody gruntowej powoduje wypadanie i wypływanie gruntu spod posadzki” – czytamy. Woda wypłukująca ów grunt odsłoniła jeszcze jedną tajemnicę. Okazało się oto, że pod jedną ze ścian zewnętrznych brakuje ławy fundamentowej i że na szerokości ok. 30 cm zawieszona jest ona w powietrzu. W dalszej części swej opinii rzeczoznawca pisze wprost o „niespotykanej ilości niezgodności wykonanych robót z obowiązującymi projektami”. Druzgocącą opinię wystawił też biegłej sądowej: „Opinia budowlana biegłej jest zawężona, nierzetelna, błędna w ocenach... Pomija namacalny dowód, jakim są fizycznie wykonane roboty. To uchybienie jest brakiem rzetelności i koniecznej staranności, co czyni opinię budowlaną błędną, czym wprowadza sąd w błąd”. Ale autor tych słów dopatrzył się również uchybień ze strony samego inwestora. Jego postępowanie po zgłoszeniu przez wykonawcę ukończenia robót nazwał „dziecinnym i nieprofesjonalnym”, wymienił też, co powinien był wtedy zrobić, a czego nie zrobił. Rozmawialiśmy z biegłą. Irena Kuczera stwierdziła, że wykonała opinię jedynie w zakresie, jaki zlecił jej sąd, a gdy dokonywała oględzin, nie było jeszcze wykonanych później odkrywek. Dodała, że jako biegłej sądowej nie wypada jej komentować całej sprawy. Jerzy Szwedka, uzbrojony w te opinie rzeczoznawcy, wniósł do sądu skargę, domagając się wznowienia postępowania, w którym zapadł niekorzystny dla niego, prawomocny już wyrok. W połowie czerwca ubiegłego roku skargę tę oddalono. Lada dzień w Sądzie Apelacyjnym w Katowicach odbędzie się proces w tej sprawie. To praktycznie ostatnia szansa właściciela na odwrócenie niekorzystnego dla niego biegu wydarzeń.
Bez dokumentów
Od pewnego czasu Szwedce zmartwień przybywa. Dwa lata temu zwrócił się do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego o zbadanie budynku ze względu na stwierdzone błędy. Gdy inspektor Piotr Mikołajec zjawił się na miejscu, był mocno zdziwiony, że w budynku działa restauracja, choć właściciel nie ma pozwolenia na jego użytkowanie, bo nie zgłosił w nadzorze ukończenia budowy. W świetle przepisów była i wciąż jest to niedokończona budowa. Właściciel nie miał też podstawowych dokumentów, przede wszystkim zaś dziennika budowy. Wyszło też na jaw, że od roku 1999 nie wykonywał tam żadnych prac, co oznaczało, że pozwolenie na budowę wygasło. By dopełnić formalności, inspektor nadzoru zwrócił się do wydziału architektury urzędu miasta, w efekcie czego prezydent uchylił pozwolenie na budowę z 1996 roku. Szwedka odwołał się potem do wojewody, ale ten utrzymał w mocy decyzję prezydenta. – Właściciel prowadził tę inwestycję nieudolnie i niefrasobliwie i w dużej mierze sam napytał sobie biedy. Na dziś to obiekt, który stracił pozwolenie na budowę – mówi Piotr Mikołajec. Potwierdza spore przesunięcia ścian w stosunku do fundamentów i poważne odstępstwa od projektu w zakresie konstrukcji, co przekłada się na bezpieczeństwo użytkowania. – Z ekspertyzy wynika jednak, że nie ma bezpośredniego zagrożenia – dodaje inspektor nadzoru.
Powtórka z rozrywki
Mniej zawiła jest historia budynku zbudowanego na rogu placu Wolności i ul. Stromej. Jego użytkowanie Szwedka również rozpoczął bez dopełnienia formalności. Parter wynajął jednemu z banków, który uruchomił tam swój oddział. Gdy okazało się, że zrobił to w budynku niedopuszczonym do użytku, ten sam inspektor nadzoru nałożył na bank karę w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych. Bank wyprowadził się i znalazł sobie nową siedzibę, a w sprawie kary odwołał się najpierw do śląskiego inspektora nadzoru budowlanego, a potem do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który jeszcze nie zajął stanowiska w tej sprawie.
Na straconej pozycji
20 grudnia ubiegłego roku Jerzy Szwedka skierował do Prokuratury Rejonowej w Rybniku doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Miała się go dopuścić odsądzana przez niego od czci i wiary biegła. Wcześniej podobne doniesienie złożył na kierownika budowy, ale prokuratura umorzyła tamto postępowanie. – Na podstawie relacji powiatowego inspektora nadzoru budowlanego Piotra Mikołajca stwierdziliśmy, że ujawnione usterki, nieprawidłowości i odstępstwa od projektu nie powodowały jakichś bezpośrednich zagrożeń dla użytkowników tego budynku. Z tą opinią nie zgadzał się pan Szwedka, który dwukrotnie próbował zainicjować postępowanie przygotowawcze wobec zarządu Budweksu, twierdząc, że świadomie zamierzał sprowadzić bezpośrednie niebezpieczeństwo zawalenia się kamienicy. Nie miał jednak na to żadnych dowodów. Odmówiliśmy wszczęcia postępowania w tej sprawie, na co pan Szwedka wniósł zażalenie do prokuratury okręgowej, ale i prokurator okręgowy również nie doszukał się znamion przestępstwa i podtrzymał nasze stanowisko. Kolejne doniesienia kierowane przez właściciela kamienicy dotyczyły praktycznie tej samej sprawy – mówi prokurator rejonowy Bernadeta Breisa.
– Kiedy okazuje się, że wybudowany obiekt jest niezgodny z projektem, nie można siłami organów ścigania dowodzić, że doszło do popełnienia przestępstwa i to tylko po to, by odwrócić uwagę od tego, że cały proces inwestycyjny nie był właściwie nadzorowany. Takich rzeczy nie można robić na koszt podatników – dodaje pani prokurator.
– Z powodu tego, co tu nawyrabiała firma budowlana, mój stan jest krytyczny – mówi właściciel. Ma pretensje, że sąd nie wezwał na rozprawę biegłej, której można by zadać pytania. – Jestem na straconej pozycji, a żadna z instytucji państwowych nie chce się tą sprawą zainteresować – mówi rozgoryczony Jerzy Szwedka.
Prezes firmy budowlanej Zbigniew Zimończyk nie chciał wdawać się w dyskusję. Stwierdził jedynie, że skoro jest korzystny dla jego firmy prawomocny wyrok sądu, to sprawę uważa za zamkniętą, zwłaszcza po zlicytowaniu budynku.

2

Komentarze

  • bolek budowa 26 lutego 2007 14:01tej firmie powinni conąć koncesje za tę fuszerke a co kierownik budowy nawet dziennika budowy nie było . nie rozumię tego przy takich pracach . ciekawe ile takich bubli ta firma wybudowała strach pomyśleć na jakiej podstawie pani biegła wydała opińję bez dziennika budowy.to jest chore
  • korek fundament 23 lutego 2007 21:47w tym wieku siedzi sie na Kanarach a nie buduje domy.

Dodaj komentarz