Swego czasu pani Ewa wyjechała z drugim dzieckiem, trzymiesięczną córeczką Natalią, do konkubenta w Szkocji. Radek pozostał w Żorach. Dlaczego matka rozdzieliła rodzeństwo? – Bałam się, że po prostu sobie nie poradzimy na obczyźnie, w nowym miejscu. Rozmawiałam o tym z rodzicami. Wtedy moja mama i siostra zaproponowały, że dopóki nie urządzę się w swoim szkockim mieszkaniu, mogę zostawić Radka w kraju. Kierowałam się wyłącznie dobrem dziecka. Nie chcąc go pakować w nieznane, stwierdziłam, że jest to niezły pomysł. Niemniej postanowiłyśmy wspólnie z mamą, że o ile Radkowi spodoba się w Aberdeen, to przyjedzie do Szkocji na stałe – opowiada pani Ewa.
Ciągle pamiętała
Dodaje, że po kilku miesiącach chłopczyk zachorował, a babcia nie miała uprawnień do decydowania o jego leczeniu. – Złożyłam więc w żorskim sądzie rejonowym wniosek o nadanie mojej mamie statusu prawnego opiekuna Radka, ale tylko na czas mojej nieobecności w Polsce – tłumaczy kobieta. W listopadzie 2005 roku Temida przychyliła się do prośby i zawiesiła jej wykonywanie władzy rodzicielskiej wobec syna. Następnie ustanowiła dla Radomira rodzinę zastępczą w osobach dziadków Anny i Józefa Nowaków. Chłopczyk wielokrotnie odwiedzał matkę i siostrę w Aberdeen. Nie chciał jednak zostać w Szkocji z powodu nieznajomości języka angielskiego. Matka twierdzi, że narzekał na brak kontaktu z dorosłymi i dziećmi, bardzo to przeżywał.
– Przez ten cały czas łożyłam na utrzymanie Radka, więc nie jestem wyrodną matką, jak próbowano przedstawić to w oczach opinii publicznej. Przysyłałam dziadkom pieniądze, były to różne kwoty: 100, czasem 300 funtów – wyjaśnia matka. Sytuacja miała zmienić się diametralnie podczas ostatniej wizyty Radomira w Szkocji. Chłopczyk poleciał tam z babcią na Boże Narodzenie. Dziadek już od dłuższego czasu gościł u córki w Aberdeen. Babcia i Radek dołączyli więc do niego oraz pozostałych członków rodziny. Nic nie zapowiadało awantury, która zakończyła się powrotem dziadków do kraju bez wnuka. Pani Ewa zarzuca im, iż przedstawili żorskiej policji i sądowi nieprawdziwą wersję wydarzeń z feralnego dnia.
Nie chciał wracać
– Nie kto inny, tylko właśnie Radek zdecydował o pozostaniu z nami w Aberdeen. Nie zmusiłam go do tego. On ma już sześć lat i potrafi powiedzieć, czy chce mieszkać z mamą. Syn mocno zaprzyjaźnił się ze swoją młodszą siostrą, co również miało wpływ na jego decyzję. Tymczasem babcia oświadczyła, że nie zostawi nam dziecka, ponieważ jestem nieodpowiedzialną matką. Nie rozumiem jej postępowania. Może i popełniłam w życiu jakieś błędy, ale jestem tylko człowiekiem. Dla moich dzieci jestem dobrą matką. Staram się, by miały wszystko. Najważniejsze to matczyna miłość, której nigdy nie ofiarują im dziadkowie – wyznaje pani Ewa. Kiedy Radek powiedział, że zostanie z matką, Nowakowie mieli wulgarnie wyzywać Ewę, a pan Józef nawet uderzyć córkę w twarz.
– Wtedy poprosiłam mojego partnera o zawiadomienie policji. Zrobiłam to nie po to, bo chciałam siłą zatrzymać syna, ale dlatego, że ojciec podniósł na mnie rękę w moim mieszkaniu, i to jeszcze przy dzieciach. Zrobiłam jeden zasadniczy błąd, gdy zgodziłam się na pozostawienie Radka w Żorach z dziadkami. Teraz tego żałuję – przekonuje kobieta. Matka informuje, iż obecnie syn chodzi do pierwszej klasy szkoły podstawowej w Aberdeen i został zaakceptowany przez innych uczniów. Intensywnie uczy się angielskiego. Rodzina żyje w dobrych warunkach materialnych. Konkubent pracuje w szkole średniej jako nauczyciel wychowania fizycznego, co wystarcza na dostatnie życie. Pani Ewa zajmuje się domem.
W trybie nagłym
Tymczasem Nowakowie chcą odzyskać wnuka w trybie nagłym. Powiadomili żorski sąd, iż córka bezprawnie zatrzymała Radka w Szkocji. Twierdzą, że feralnego grudniowego dnia dziadkowie nie potrafili wytłumaczyć brytyjskim policjantom, że są prawnymi opiekunami dziecka, bo nie znają angielskiego. Musieli więc opuścić mieszkanie i wrócić do kraju. W zawiadomieniu do sądu napisali o swoich obawach, związanych z pobytem Radka w Szkocji. Twierdzą, że jeszcze w kraju konkubent bił chłopca, dlatego teraz boi się mężczyzn. Natomiast córka nie zajmowała się dzieckiem właściwie. Jest bowiem tak bardzo zapatrzona w swojego partnera, że nie widzi jego wad. Na domiar złego w Szkocji Radek przerwał terapię zaordynowaną przez lekarza i psychologa.
Jadwiga Wójcik-Goraus, kierownik ośrodka wczesnej interwencji, podlegającego MOPS-owi w Żorach, potwierdziła w pisemnej opinii dla sądu, iż chłopczyk korzystał z pomocy lekarza neurologa dziecięcego oraz terapii psychologiczno-pedagogicznej. Matka Radomira odpiera, że szkoccy specjaliści uznali, iż dziecku nie jest potrzebna żadna terapia. – To prawda, Radek tłamsił w sobie emocje. Przyczyną nie było jednak moje postępowanie, a nadgorliwość wychowawcza dotychczasowych opiekunów, czyli dziadków. Radek jest zdrowym inteligentnym chłopcem, który szybko uczy się języka – stwierdza pani Ewa. Zdaniem specjalistów z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Żorach, chłopczyk jest bardzo zżyty z dziadkami.
Trudna sytuacja
W sądowych aktach czytamy m.in.: „Po urodzeniu Radomira matka była w trudnej sytuacji materialnej i nie mogła zapewnić mu odpowiedniej opieki. Dodatkowo ojciec (...) nie chciał potwierdzić ojcostwa. (...) Radomir wyjechał do Szkocji na początku kwietnia 2005 roku. Miał zamieszkać z matką (...).” Dziadkowie twierdzili, że chłopczyk nie chciał tam zostać na stałe i już w czerwcu wrócił do Żor. Nowakowie wychowują go od urodzenia. Jest alergikiem i zmiana otoczenia spowodowała u niego dolegliwości. Ponadto MOPS informował, iż dziadkowie mają spory dochód, górniczą emeryturę pana Józefa w wysokości ok. 3 tys. zł, więc mogą zapewnić dziecku dobre warunki bytowe. Żyją w wygodnym trzypokojowym mieszkaniu w jednym z żorskich osiedli. W rodzinie panuje dobra atmosfera.
Jednak pani Ewa zarzeka się, że nie odda syna dziadkom. Zapowiada wszczęcie wszelkich prawnych kroków, które przywrócą jej pełnię praw rodzicielskich wobec Radka. Żorzanka Maria Wolska mówi, że dobrze zna Ewę Kowalską. Przez rok jej córka była nianią Radomira. – Ewa jest fajną, ambitną, bardzo pracowitą i otwartą na ludzi dziewczyną. Zawodowo zajmowała się kulturą. Prowadziła zespół taneczny w jednym z żorskich klubów. Radek bywał u nas po kilka godzin dziennie. Ewa odbierała go zawsze na czas. Przynosiła jedzenie, pampersy i ciuszki na zmianę. Dziecko było zadbane – pamięta Wolska. Niestety, nie udało nam się porozmawiać z dziadkami chłopczyka. Telefon w ich mieszkaniu milczał.
PS: Imiona oraz nazwiska chłopczyka, jego siostry, matki i dziadków zostały zmienione
Komentarze