Upiec wielkanocną babę

Tradycja Wielkanocy zmieniła się na przestrzeni ostatnich 50 lat. Choć niezmiennie Wielkanoc kojarzy się z pisankami, święconką, Zajączkiem i drożdżowymi babami, to dzisiaj przygotowania do świąt na Śląsku i ich obchodzenie różnią się od tego, co było kiedyś.
– Kiedy była małą dziewczynką, okres przygotowań do Wielkanocy był rytuałem powtarzanym każdego roku. Wszystko miało swoje miejsce i czas – mówi 70-letnia dziś pani Zofia z Rybnika. Jak dodaje, był czas na porządki, na zrobienie palmy wielkanocnej, na pieczenie ciast. Nikt nigdzie nie gonił. W domu czuło się, że to święty czas. – Dzisiaj, w tej bieganinie pomiędzy jednym sklepem a drugim, ludzie tracą sens świętowania – stwierdza pani Zofia. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu bardzo żywa była tradycja robienia palm wielkanocnych. Wykonywało się je ręcznie, bo też nie było sztucznych, jak jest obecnie. W każdym obejściu musiała być własnoręcznie zrobiona palma. Najpierw zbierało się po jednej gałązce z drzewa owocowego, krzewu jagodowego, krzewu ozdobnego i brzozy, która była symbolem zdrowia.

Najpierw pąki
Następnie wkładano je do wody, żeby rozwinęły się pąki, a potem robiono palmy. – Każda palma odzwierciedlała zasobność domu, bo zrobiona była z roślin, które rosły w ogrodzie lub sadzie. Po mszy w Niedzielę Palmową, kiedy wracano do domów z poświęconymi już palmami, uderzano nimi w każdy bok budynku, w celu ochronienia go i mieszkańców przed nieszczęściem – wspominają Gertruda i Józef Węcławkowie z Chwałowic. Dzisiaj mało kto robi samodzielnie palmy. Większość z nas nie ma na to czasu i po prostu kupuje je w sklepie. Jeśli natomiast ktoś już robi palmę samodzielnie, to nie przywiązuje wagi do symboliki roślin, których się do tego używa. Bardzo dużo zmieniło się również w kwestii świątecznego jadłospisu.
– Doskonale pamiętam, jak mama piekła ciasta na wielkanocny stół. Były to głównie drożdżowe baby i oczywiście tradycyjny śląski kołocz z serem, makiem i jabłkami. Nie piekło się dawniej mazurków, tak dzisiaj popularnych. Na Śląsku wcale nie znano tej tradycji – mówi mieszkanka Rybnika. W Połomi położonej pomiędzy Świerklanami a Jastrzębiem od wielu lat w Wielki Piątek piecze się świyncelnik, czyli drożdżowe ciasto nadziewane szynką i surową wędzoną kiełbasą. – Nie piekę ciast na święta. Musiałabym to robić chyba w nocy. Dzieci, praca, dom. Po prostu nie mam czasu na wypieki. Od kilku lat zamawiam je w sprawdzonej cukierni – stwierdza pani Krystyna. Podobnie robi bardzo wiele osób.

Kosze i koszyczki
Dzisiaj na wielkanocnych stołach królują mazurki, baby i pascha. To tradycyjny deser wschodni goszczący na śląskich stołach od niedawna. Przechadzając się między półkami sklepowymi, można zauważyć gotowe, piękne kosze do święconki. Jest w nich mnóstwo łakoci, czekoladowych zajączków, jajek i kurczaczków. Dla starszych ludzi kupowanie w sklepie koszyczka na święcone jest jednak nie do pomyślenia. – Tworzenie koszyka do święcenia było jednym z najważniejszych momentów świątecznych przygotowań. Dzieci wkładały do niego chleb, wędliny, jajka, sól, pieprz, kawałek ciasta. Kosz przykryty był białą serwetą i ozdobiony mirtem. W przygotowanie święconki zaangażowana była cała rodzina i wszyscy mieli co robić – wspomina pan Andrzej.
– Na szczęście teraz jeszcze bardzo wiele rodzin samodzielnie robi koszyczek ze święconką, a nie kupuje w sklepach gotowych koszy – dodaje. Na Śląsku, podobnie jak w innych rejonach kraju, Poniedziałek Wielkanocny miał szczególną oprawę. W popularny śmigus-dyngus kawalerowie polewali wodą tylko panny. Wszystko to odbywało się w granicach dobrego smaku i wszyscy dobrze się bawili. Nie tak jak teraz, kiedy oblewa się wodą wszystko, co tylko się rusza. Wiele zwyczajów wielkanocnych przywędrowało do nas w ostatnich latach z zachodniej Europy – np. wieszanie plastikowych, kolorowych jajek na krzewach w ogrodach przed domem. Wiele osób ozdabia też okna różnymi wielkanocnymi elementami, a mniejszą rolę przypisujemy całemu rytuałowi przygotowań: smażeniu, pieczeniu, sprzątaniu itp.

Magiczne, nie komercyjne
Prawdą jest, że współczesne przygotowania do świąt przypominają raczej świetnie zaplanowaną kampanię marketingową niż wspólne przygotowania rodziny do przeżywania wyjątkowego czasu. Jednak tylko od nas zależy, na ile nasze święta będą komercyjne, a na ile magiczne. Z czasem jedne tradycje wypierają inne. Nie chodzi o to, by je wartościować, bo tradycja nie jest jedynym wyznacznikiem świąt, ale jednym z elementów, które decydują o ich wyjątkowości. I na pewno będą wyjątkowe, jeśli znajdziemy czas dla rodziny, dla siebie, dla przyjaciół, a może jednak znajdziemy też czas na upieczenie wielkanocnej baby, by i tradycji stało się zadość?

Komentarze

Dodaj komentarz