20022008
20022008


We wtorek 7 maja, kilka minut po 17 przed budynkiem Spółdzielni Mieszkaniowej „Nowoczesna” przy ul. Wileńskiej kłębiła się grupa kilkudziesięciu osób. W większości byli to członkowie spółdzielni, udający się na zebranie, na którym mieli wybrać delegatów na walne zgromadzenie. To wybierany raz na cztery lata organ spółdzielni, złożony z jej członków, który może powoływać i odwoływać radę nadzorczą. Jeżeli spółdzielcy chcieliby zmian w składzie rady nadzorczej oraz w zarządzie spółdzielni, właśnie dzięki tym wyborom mają na to szansę. Wybór delegatów na walne zgromadzenie jest więc grą o najwyższą stawkę, bo teoretycznie decyduje o działaniu spółdzielni w kolejnych czterech latach.Zebrania odbywały się przez cały tydzień, akurat we wtorek swoich delegatów mieli wybierać spółdzielcy z osiedla Centrum 1. Niektórzy wiele spodziewali się po wyborach:– Jesteśmy tu, bo uważamy, że obecna rada jest w stanie inercji, że nie spełnia swojej nadrzędnej roli wobec zarządu spółdzielni, a jest dla niego takim kwiatkiem do kożuszka i słodzikiem do kawy. Mamy koncepcję wprowadzenia dwukadencyjności, ograniczenia apanaży dla członków zarządu, zmniejszenia zarządu z pięciu osób do trzech – mówił mężczyzna (nazwisko do wiadomości redakcji).W grupie pod drzwiami wyrażano obawę, że mogą nic nie wskórać, bo administracja spółdzielni nie wpuszcza na salę postronnych osób, zapewniając sobie tym samym swobodę działań.– W statucie spółdzielni nie ma słowa o zabranianiu komukolwiek wejścia na salę obrad. Może być każdy, ale nie ma prawa głosu. Demokracja polega na tym, że to poprzez głosowanie decyduje się, czy obrady mają być tajne lub jawne. To, co się dzieje teraz, jest tylko i wyłącznie praktyką prezesa spółdzielni Tadeusza Wojnara – padła riposta.– Nie wpuszczono mnie, bo nie jestem członkiem spółdzielni. Jest nim moja żona. A wiem, że mogę być na sali podczas zebrania, nie mam tylko prawa do głosowania – powiedział Eugeniusz Bordon, który przedstawił się z imienia i nazwiska.Do podobnej sytuacji doszło 6.05, kiedy zaplanowane było pierwsze zebranie. Na salę nie mógł wejść Zbigniew Śliwiński, asystent społeczny posła SLD Tadeusza Motowidły:– Byłem zaproszony przez członków spółdzielni na zebranie grupy członkowskiej osiedle Północ. Kierownik osiedla nie wpuścił mnie na salę. Oświadczył wprawdzie, że mnie zna, że wie, iż jestem asystentem posła i radnym, ale mimo to nie wejdę. Wszystko odbywało się w asyście trzech rosłych ochroniarzy. Zapytałem, czy są pracownikami ochrony, odpowiedzieli, że tak. Przed czym administracja się chroni – trudno mi powiedzieć. Może spółdzielnia ma coś do ukrycia?7 maja postanowiłem naocznie przekonać się, jak przebiegać będzie zebranie. W wąskim korytarzu było wiele osób czekających na dotarcie do stolika. Za nim stali pracownicy spółdzielni, którzy sprawdzali tożsamość i wpuszczali na górę, na salę obrad. Na schodach i obok nich stało pięciu, sześciu ochroniarzy. Ich obecność była komentowana na różne sposoby:– Za nasze pieniądze zostali wynajęci, szlag by to trafił.Ale ktoś ujął się za nimi:– Oni zostali tu zatrudnieni i wykonują swoją robotę, do nich nie możemy mieć pretensji.Kiedy zbliżyłem się do stolika, przedstawiłem się – Tomasz Raudner, „Nowiny”.– Nie wejdzie pan, to jest zebranie członków.Odparłem, że członkowie spółdzielni też czytają gazety, może chcieliby wiedzieć, co się tutaj dzieje, a nie wszyscy są obecni.– Będzie pan członkiem spółdzielni, to pan wejdzie.– Jak to? Czy dostaliście nakaz, by nie wpuszczać dziennikarzy? – zapytałem.Bez odpowiedzi. Wówczas pracownicy spółdzielni zorientowali się, że dyktafon, który cały czas miałem w górze, jest włączony.– Pan to nagrywa? Tak się nie robi! Proszę wyprowadzić! – padło polecenie do ochrony. Rosły mężczyzna wyprowadził mnie na zewnątrz.Dzień po zebraniu rozmawiałem z kilkoma jego uczestnikami.– Wybory są wyreżyserowane od początku do końca. A ochrona? Do krajów, gdzie jest podejrzenie o nieuczciwe wybory, wpuszczani są niezależni obserwatorzy, by sprawdzili, czy wszystko przebiega zgodnie z normami demokratycznymi. Tu jest zwykła spółdzielnia, a zebrania wyborcze są zamknięte. O czym to świadczy?Ponownie na zebranie wyborcze przyjechałem w piątek, 10 maja. Nieco wcześniej przybyła ekipa TVP 3 Katowice. Okazało się, że też nie mogli dostać się do środka, więc wybuchła awantura. Ostatecznie reporterka z operatorem weszli na górę, ale to niczego nie przesądzało. Kiedy wszedłem do holu spółdzielni, trwało głosowanie, czy media mogą być obecne na sali. Głosowanie samo w sobie było kuriozalne, bo statut spółdzielni nie zabrania obecności dziennikarzy. Spółdzielcy zgodzili się na obecność ekipy telewizyjnej, ale pojawienie się mojej osoby wprowadziło zamieszanie wśród ochroniarzy i pracowników spółdzielni. Nie wiedzieli, czy media to tylko telewizja, czy też prasa! Ostatecznie, po dłuższych konsultacjach, dowiedziałem się, że też mogę wejść na salę. Usiłowałem zapytać prezesa spółdzielni T. Wojnara m.in. o obecność ochrony na zebraniu, ale indagowany odpowiedział krótko:– Nie, dziękuję.

Komentarze

Dodaj komentarz