Rybniczanin w zeszłą środę miał umówioną wizytę u lekarza w szpitalu. Dostał bilet wjazdowy na parking z wypisaną godziną 11.55. Jak sam podkreśla, świstek podawał godzinę zaokrągloną do minut bez podawania sekund. Ten szczegół okazał się jednak istotny w momencie liczenia czasu parkowania. – Postój był określony co do sekundy, dokładnie do godziny 12.55 i 48 sekund. Na dobrą sprawę mogłem przyjechać w 50. sekundzie pierwszej minuty postoju, więc wyjeżdżając po 60 minutach i 48 sekundach zmieściłbym się w jednej godzinie – mówi pacjent. Jak podkreśla, zwrócił się do kasjerki o podanie co do sekundy momentu, w którym zaczął bić licznik za parkowanie i usłyszał, że to niemożliwe. Zdenerwował się.
Naciąganie klientów
– To nic innego, jak naciąganie klientów i łatwy zarobek – opowiada Jan Wodok. Oświadczył kasjerce, że nie odjedzie, jeśli ona nie wypisze mu na bilecie dokładnego czasu postoju, by miał dowód. Dopiero wtedy zapłacił 5 złotych i odjechał. Zapewnia, że już nie pofatyguje się autem do szpitala. Bilet autobusowy wyjdzie go taniej. – Wolę dać zarobić komunikacji miejskiej – mówi, określając obsługę parkingu dosadnym epitetem. Przyznaje, że specjalnie wyszedł wcześniej od lekarza, nie czekając na wypisanie zwolnienia, żeby zmieścić się w godzinie postoju. Ryszard Zwierzchowski, dyrektor techniczny firmy Parkingi Polska z Warszawy, obsługującej plac przy szpitalu, nie kryje zdziwienia tym przypadkiem. Docierały do niego różne opowieści osób uważających, że zostały poszkodowane. Jednak pierwszy raz usłyszał, żeby klientowi naliczono opłatę za dwie godziny z powodu dodatkowej niepełnej minuty. – Przecież dajemy gratisowy kwadrans, bo zdajemy sobie sprawę z tego, że może zdarzyć się kolejka do kasownika albo kierowca będzie szukał miejsca, w którym będzie mógł zaparkować samochód. To wszystko zabiera czas, nie chcemy więc od razu naliczać opłaty – mówi dyrektor Zwierzchowski.
Komputer nieomylny?
Twierdzi, że naliczaniem czasu postoju zawiaduje komputer, co wyklucza pomyłkę. Zapewnia, że system rejestruję godzinę wjazdu i wyjazdu co do sekundy. Taki mechanizm działa na różnych parkingach obsługiwanych przez spółkę w Polsce, w tym również w Rybniku. Dyrektorowi trudno odnosić się konkretnie do tego zdarzenia, ponieważ nie widział kwitka opłaty parkingowej. Deklarował wyjaśnienie sprawy, jeśli tylko dostanie świstek do ręki. To nie pierwszy sygnał Czytelników utyskujących na porządki na szpitalnym parkingu i niestety zapewne nie ostatni. Szefostwo lecznicy umywa ręce. Wydzierżawiło teren i jedynie kasuje część pieniędzy, całą administrację parkingu zostawiając warszawskiej firmie.
Komentarze