Żal wdowy ma gorzki smak

Zeszłej wiosny Maria B. straciła męża Alojzego. 28 kwietnia mężczyzna popełnił samobójstwo, wyskakując z okna swojego mieszkania. Miał 50 lat. Wdowa i pięcioro dzieci do dziś nie pogodzili się z tą śmiercią. Maria B. przyznaje, że mąż leczył się na nerwy, ale nic nie wskazywało na to, by nosił się z zamiarem targnięcia się na swoje życie. Ma jednak żal zarówno do policji, jak i prokuratury. Jak stwierdza, informacje, które policja podała na temat śmierci jej męża, niezbyt odpowiadały faktom. – Nie zgadzały się wiek i okoliczności. Podano np., że mąż miał 52 lata, a w czasie zdarzenia był sam w mieszkaniu, choć byłam tam ja i trzej synowie. Leszczyny to małe środowisko, ludzie szybko dorabiają własne wersje do wszystkiego, co się wydarzy – opowiada kobieta.

Własne piekło

Śledztwo w sprawie śmierci Alfreda B. trwało cztery miesiące. – Dla mnie najgorsze było to, że prokurator sprawdzał, czy nie było tu udziału osób trzecich. Nie jest winą człowieka, że dopadnie go taka czy inna choroba. Przeżyliśmy z mężem wiele lat, a po jego śmierci, idąc przez miasto, widziałam oglądających się za mną i szepczących ludzi. Odebrałam to bardzo osobiście – mówi leszczynianka. Nim pochowała męża, przeszła własne piekło. Jeszcze w dniu śmierci Alfreda B. przekonała się, jacy potrafią być ludzie wobec cudzego nieszczęścia. W koszuli nocnej czekała przed blokiem na przybycie policji. Kiedy stróże prawa skończyli działania i odjechali, kobieta długo czekała przy zwłokach męża na samochód, który zabrał je do prosektorium. Nie to było jednak najgorsze. Gdy pojawił się karawan, usłyszała, że ponieważ zmarły nie ma przy sobie żadnych dokumentów, pojedzie do prosektorium jako „NN”. – A jakim sposobem miał mieć przy sobie dokumenty? Szybko pobiegłam na górę do mieszkania. Poszukałam dokumentów i zbiegłam na dół. Zdążyłam w ostatniej chwili przed odjazdem karawanu – opowiada Maria B. Ostatecznie ciało męża zabrano do Jastrzębia. Potem rodzina nie mogła urządzić pogrzebu, bo przez siedem dni trzeba było czekać na sekcję. Powód? Dwa święta w tygodniu. Dopiero 4 maja o godz. 18 przeprowadzono sekcję i rodzina mogła odebrać zwłoki, a 6 maja Alfred B. został pochowany.

Istotne pomyłki

Przez kolejne miesiące Maria B. wraz z dziećmi czekała na wyniki śledztwa. 28 sierpnia prokurator Stanisław Świerdza umorzył postępowanie. W uzasadnieniu napisano, że w toku śledztwa ustalono, że około godz. 7 Alfred B. przebywał w mieszkaniu wraz z żoną. Innych osób tam nie było, a autopsja wykluczyła udział osób trzecich w zdarzeniu, więc nie stwierdzono popełnienia przestępstwa. Takie postanowienie nie satysfakcjonowało Marii B., głównie z uwagi na różnego rodzaju domysły ludzi. – Wszędzie podawano, że albo mąż był sam, albo tylko ze mną. A to przecież nieprawda – mówi kobieta. Wdowa wystąpiła więc o sprostowanie uzasadnienia postanowienia o umorzeniu śledztwa. Po kolejnych dwóch miesiącach, 17 października, prokurator przychylił się do jej wniosku. Ostatecznie uznał, że w chwili zdarzenia w mieszkaniu prócz Marii B. byli też trzej synowie. Jak tłumaczy prokurator w kolejnym uzasadnieniu, fakt przebywania synów w lokalu nie miał istotnego znaczenia dla sprawy. „Skoro jednak dla Marii B. fakt ten ma istotne znaczenie, przychylono się do jej wniosku i dokonano sprostowania” – wyjaśnił w piśmie do wdowy prokurator Świerdza. – Może dla kogoś jest to nieistotne, a cała sprawa podobna do setek innych. Jednak dla mnie i synów ma to duże znaczenie. Tym bardziej że przez cały czas, aż do otrzymania decyzji mówiącej o umorzeniu sprawy, wielu ludzi patrzyło na mnie jak na winną tego, co się stało – stwierdza Maria B.

4

Komentarze

  • bal bal 08 sierpnia 2010 14:41Śliczne Mosz Te Zdjecia
  • ;)` :)` 06 sierpnia 2010 21:42No Ślicznie Ślicznie a te spojrzenia ;D super :)
  • ohhh ohhh 06 sierpnia 2010 09:17Balbinko ty slicznotko nasza ;d piekne masz te foty ale w realu jestes badziej seksi ;d
  • obiektywny Hmm... 05 sierpnia 2010 12:51Dziewczyna może i OK, ale jakość zdjęć beznadziejna. Do poprawki

Dodaj komentarz