Wyć się chce!


- Zgodnie z ustawą o utrzymaniu porządku i czystości w gminach to samorządy gminne są zobowiązane rozwiązać problem wałęsających się psów czy kotów. Zwykle nic nie robią, bo tłumaczą się brakiem schroniska albo pieniędzy – mówi Andrzej Perek, kierownik raciborskiego schroniska.27 lutego radni podjęli uchwałę, zobowiązującą Racibórz do wyłapywania bezpańskich zwierząt w pozostałych gminach powiatu, jednakże pod kilkoma warunkami. Każda gmina musi podpisać umowę i współfinansować przedsięwzięcie. Roczną składkę radni ustalili na 3,5 tys. zł, natomiast 85 zł to miesięczny koszt pobytu każdego zwierzęcia w schronisku. W cenę wliczone jest karmienie, obsługa, szczepienia, odrobaczanie i kontrola weterynaryjna. Andrzej Perek dodaje, że kosztowny jest również transport, zwłaszcza, jeżeli do interwencji trzeba jechać 30, 40 km. Łapanie psów wiąże się z niebezpieczeństwem pogryzienia.- Najgorsze są watahy. Wystarczy, że suka ma cieczkę. Psy wyczuwają ją nawet z trzech kilometrów i zlatują się z okolicy. Potem, wiadomo, jest konkurencja między psami o tę sukę. Zaczynają się gryźć między sobą. Kiedy wmiesza się człowiek, psy kierują agresję na niego. Tak więc do łapania potrzebne są dwie osoby. Wszystko to podraża koszty.Żadna z gmin powiatu nie przystała na warunki podyktowane przez Racibórz, tłumacząc, że koszty są zbyt wygórowane. Kierownik schroniska uważa, że uchylają się tym samym od ustawowych obowiązków, za które mogą podlegać karze. Jako prezes zarządu raciborskiego okręgu Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami zapowiada na wrzesień początek akcji propagandowej wśród gmin, by projektując przyszłoroczne budżety, umieściły w nich pieniądze na schronisko.Póki co najbardziej pokrzywdzone są zwierzęta. Co jakiś czas do schroniska dzwonią ludzie spoza Raciborza, informując o zamiarze oddania psa lub kota. Spotykają się z odmową, bo ich gmina nie podpisała z Raciborzem umowy. Zwykle jednak nie tracą czasu na telefony i zostawiają podopiecznego w mieście. Wiedzą, że pracownicy schroniska muszą zwierzę złapać, bo nie ustalą, skąd pochodzi.- Dobrze, gdy człowiek ma odrobinę wyobraźni i przywiąże czworonoga do bramy schroniska, albo przerzuci przez ogrodzenie. Wówczas jest pewność, że zwierzę otrzyma opiekę.Rozwiązaniem problemu tożsamości psów byłoby ich czipowanie, czyli umieszczanie pod skórą identyfikatora. Program jest realizowany na zasadzie dobrowolności i nie cieszy się popularnością. Andrzej Perek mówi, że akcja miałaby sens, gdyby miasto wprowadziło obowiązek czipowania. Można by wówczas ustalić właściciela psa i pociągnąć go do odpowiedzialności za niedopilnowanie swojego podopiecznego, wałęsającego się po ulicach.W tej chwili w schronisku znajdują się 44 sztuki, a było i 120. Istnieje w dodatku możliwość dobudowania kojców. Miejsca jest zatem sporo, mogłoby tu trafić wiele psów. Skorzystaliby ci, którzy nie mogą już dłużej trzymać zwierząt, a nie mają sumienia zostawić podopiecznych na pastwę losu. Byłaby też szansa na wyłapanie wałęsających się sfor. Gdyby znalazły się pieniądze...

Komentarze

Dodaj komentarz