Marzanna Oprządek-Granowska pokazuje jedno z pism, które otrzymała od wydawcy Panoramy Firm
Marzanna Oprządek-Granowska pokazuje jedno z pism, które otrzymała od wydawcy Panoramy Firm

W lutym 2006 roku, jak wspomina jedna z nich, zjawiło się dwóch młodych, uprzejmych, dobrze ubranych ludzi. Namawiali na umieszczenie w panoramie kolejnej reklamy i kusili preferencjami dla stałych klientów.
– Nigdy sama nie podejmuję takich decyzji sama i chciałam się naradzić ze wspólniczką. Umówiliśmy się, że zjawią się za dwa, trzy dni. Na koniec chcieli tylko, żeby im podpisać jakiś świstek. Tłumaczyli, że muszą mieć potwierdzenie, że u nas byli. Akurat zrobiło się małe zamieszanie, bo do biura weszli nasi pracownicy. Ci panowie podsunęli mi jakiś druczek, a ja go podpisałam i przybiłam firmową pieczątkę – wspomina Marzanna Oprządek-Granowska. Wraz ze wspólniczką uznała, że reklama nie jest im potrzebna, więc jeszcze tego samego dnia, jak opowiada, zadzwoniła pod numer widniejący na zostawionej jej wizytówce, by poinformować, że tym razem nie będą się ogłaszały.

Proszę do centrali
W odpowiedzi usłyszała, że musi już dzwonić do warszawskiej centrali firmy, gdzie przekazano całą dokumentację. Tam jednak dowiedziała się, że ów świstek, który podpisała, to zamówienie nowej reklamy za 1220 zł. Treść miała pozostać taka sama jak przed rokiem. Gdy pani Marzanna tłumaczyła, że wcale nie chciała zamawiać żadnej reklamy, powiedziano jej, że może się wycofać, ale musi zapłacić odstępne w wysokości 25 proc. tej kwoty. – Byłam zbulwersowana takim postępowaniem. Też jestem pracodawcą i nigdy bym nie pozwoliła podwładnemu na takie zachowanie. Może byłam naiwna, ale wierzyłam, że oni tam, w stolicy, zrobią porządek i wszystko wyprostują – mówi pani Marzanna. Jest zdziwiona, że nikt nie starał się nawet wyjaśnić sprawy, przeprowadzając np. konfrontację. Dwa dni po wizycie przedstawicieli wysłała do centrali firmy pismo w sprawie anulowania umowy. W odpowiedzi poinformowano ją, że wraz ze wspólniczką powinna zapłacić 305 zł odstępnego w terminie do 15 marca ubiegłego roku. – Czułyśmy się oszukane i nie zamierzałyśmy płacić tylko dlatego, że komuś udało się podstępnie uzyskać podpis i pieczątkę naszej firmy – podkreśla nasza rozmówczyni. Skoro pieniądze nie wpłynęły, firma uznała anulowanie umowy za nieskuteczne i w ubiegłorocznym wydaniu Panoramy Firm, które ukazało się w maju, pojawiła się niechciana reklama Salusa. Z czasem wydawca zażądał zapłaty za to ogłoszenie. W końcu we wrześniu ubiegłego roku obie wspólniczki zdecydowały, że dla świętego spokoju zapłacą owo odstępne.

Odsetki też
Wpłaciły pierwszą ratę, a w październiku drugą. Niewiele im to jednak pomogło, bo wydawca panoramy domaga się całej kwoty i nalicza odsetki. Wspólniczki dodają, że robi to w mało elegancki sposób. Wspominają m.in. o nagranym na telefoniczną sekretarkę ponurym męskim głosie, który wzywa do zapłacenia należności. W połowie czerwca otrzymały kolejne wezwanie do zapłaty. Widniał tam nie tylko numer konta, ale również informacja, że w przypadku niedotrzymania terminu „państwa dług zostanie wystawiony na sprzedaż w systemie Krajowej Giełdy Wierzytelności, a informacja o tym zostanie upubliczniona”. Właścicielki małej firmy były przekonane, że podobne rzeczy można robić jedynie wtedy, gdy ma się w ręku wyrok sądu. Okazuje się, że firmom zajmującym się dłużnikami i windykacjami wystarczy niezapłacona, przeterminowana faktura. Pani Marzanna martwi się teraz, że umieszczenie ich spółki na takiej czarnej liście skomplikuje relacje z Narodowym Funduszem Zdrowia i urzędem gminy, który organizuje przetargi na usługi opiekuńcze. Iwona Gawryś z firmy Eniro, wydającej Panoramę Firm, powiedziała nam, że wszystko odbywa się zgodnie z obowiązującymi w ich firmie legalnymi procedurami. – Niemożliwe, by ktoś nie wiedział, że podpisuje umowę. Nagłówek „umowa na umieszczenie reklamy” jest wytłuszczony, więc trudno tego nie zauważyć. Z wyjaśnień naszego przedstawiciela wynika, że podpisanie umowy przebiegało w zwyczajowo przyjęty sposób – mówi Iwona Gawryś.



Trudno dziś wyrokować, jak skończy się cała ta historia z niechcianą reklamą, ale to kolejne potwierdzenie znanej prawdy, że w żadnym wypadku nie można podpisywać dokumentów czy druków, których wcześniej uważnie nie przeczytamy. I dla własnego dobra nie można sobie pozwolić na żadne odstępstwa od tej reguły. (WaT)

Komentarze

Dodaj komentarz