20022401
20022401


– Pracuje mi się bardzo dobrze. O pracy dowiedziałem się z lokalnej prasy. Jestem tu pierwszy raz, osiem tygodni w fabryce, następnie powrót do kraju i po pewnym czasie znów przyjazd do Holandii – mówi Roman Szmidt z Raciborza (46 lat).– Jestem zadowolony z pracy, firma jest wypłacalna. Dostaję tyle pieniędzy, ile mi zagwarantowano w umowie. W tym roku nawet zarobki się podniosły. W Polsce byłem bezrobotny, z mojej wioski ludzie uciekają. Jakby się paliło, nie byłoby mężczyzn do gaszenia. Wszyscy wyjeżdżają na Zachód. Z wykształcenia jestem stolarzem. Czy próbowałem założyć własny warsztat? Jest już tyle zakładów, że nie ma szans na utrzymanie się następnego na rynku. Zbyt mają tylko duże firmy – mówi 34-letni mężczyzna ze Strzelec Opolskich (nazwisko do wiadomości redakcji).– Z warunków mieszkaniowych jestem bardzo zadowolona. Z pracy? Też. Jak tu trafiłam? Z ogłoszenia w prasie. Miałam też kilku znajomych, którzy wcześniej tu pracowali i byli bardzo zadowoleni, dlatego zdecydowałam się przyjechać. Mam zawodowe wykształcenie, pracowałam wcześniej w sklepie – opowiada Irena Majfeld, młoda kobieta pochodząca z okolic Kluczborka.To tylko kilka opinii Polaków na temat pracy w Holandii, jakie zebrałem podczas pobytu w tym kraju na zaproszenie firmy Otto. Jako dziennikarze mieliśmy pełną swobodę w kontaktach z naszymi krajanami, a podczas rozmów nie asystował nam nikt z kierownictwa. Na własne oczy mogliśmy się też przekonać, w jakich warunkach nasi ziomkowie pracują i żyją na co dzień. Okazję ku temu mieliśmy m.in. w Blitterswijk, niewielkiej mieścinie przy granicy z Niemcami. Mieścił się w niej ośrodek kempingowy złożony z ponad dwustu piętrowych bungalowów, położony w parku. Pięćdziesiąt z nich wynajmuje Otto, biuro pośrednictwa pracy, z przeznaczeniem na lokum dla Polaków. Drewniane domki mieszczą od czterech do dziesięciu osób. Mnie zakwaterowano w sześcioosobowym. Składał się z trzech sypialń, pokoju wypoczynkowego i kuchni z pełnym wyposażeniem (piecyk, kuchenka mikrofalowa, lodówka, sztućce, garnki plus telewizor). Domek miał dwie łazienki, ubikację, pomieszczenia gospodarcze, m.in. z odkurzaczem i miotłami. W ośrodku była restauracja, kręgielnia, automaty do gry, basen, minigolf i mnóstwo terenów spacerowych. Z domków pracownicy są dowożeni na koszt firmy do zakładów, do oddalonego o około 20 km Venlo. Pakują różne towary, np. ketchupy. Pracują od 8 do 17, z przerwami. W razie potrzeb, np. konieczności zapakowania dużej partii towaru, przechodzą na system zmianowy. Nie wszyscy pracują fizycznie. Przykładem Polak, który awansował ze stanowiska przy taśmie do biura.– W Holandii jestem trzy lata, a w firmie Otto dwa. Nie mam żadnych zastrzeżeń do pracy, zajmuję się planowaniem zajęć dla personelu. Przyszłość wiążę z Holandią. Z tego, co słyszę od znajomych, w Polsce nie ma zbyt ciekawych perspektyw dla młodych ludzi. Dwóch kolegów kończy właśnie ekonomię na Uniwersytecie Opolskim. Mają zamiar przyjechać na Zachód, bo u siebie nie znajdą pracy. Czy tęsknię? Jeszcze dwa lata temu, rok, owszem, mocno tęskniłem i bardzo chciałem wracać, ale teraz jakby mniej – mówi 23-letni Adrian Gładki z Chruścina Opolskiego. Wyjeżdżając na Zachód, znał już język niemiecki oraz angielski, na miejscu nauczył się holenderskiego.Około 200 Polaków jest zatrudnionych w firmie Vitesse, europejskim centrum zwrotów wadliwych drukarek komputerowych. W firmie wycofany ze sklepów sprzęt jest sprawdzany, uzupełniany i wysyłany z powrotem do sprzedaży. Nasi ziomkowie pracują także w szklarniach przy uprawie ziół. Rozsadzają je do doniczek i folii, w których są wysyłane do supermarketów.Praca w Holandii cieszy się wśród Polaków ogromnym zainteresowaniem. Tylko w tym roku do kraju tulipanów wyjechało ponad 1000 osób. Chętnych jest wiele więcej. Trudno się dziwić: w Polsce byli bezrobotnymi, tam zarabiają miesięcznie 3,5 tys. zł. Szkoda, że z tej możliwości korzystać mogą póki co tylko osoby z paszportem Unii Europejskiej, głównie niemieckim. Sytuacja powinna się zmienić, kiedy Polska stanie się jej członkiem, chyba że wcześniej rząd wynegocjuje jakieś ustępstwa. Na razie trwają rozmowy, aby do Holandii wyjeżdżały nasze pielęgniarki, niekoniecznie z paszportem UE. Tomasz RaudnerRaster: Venlo jest 96-tys. miastem w pobliżu granicy z Niemcami, w regionie Limburgia. Z racji położenia przygranicznego swoje siedziby założyły tu liczne firmy zajmujące się logistyką – transportem, przepakowywaniem towarów itd. W Venlo mieści się też główna baza firmy produkującej drukarki i kopiarki OCE, a także centrum ogrodnictwa i upraw szklarniowych. W okolicy funkcjonują znane miejscowe giełdy kwiatowo-warzywne. Na zakupy do Venlo przyjeżdża w weekendy wielu Niemców.Raster 2: Najważniejszym kryterium decydującym o znalezieniu pracy w Holandii jest posiadanie paszportu Unii Europejskiej. Poza tym liczy się znajomość języka obcego, głównie niemieckiego, i aparycja. Biuro pyta, jakiej pracy kandydat na pewno nie chce wykonywać, wówczas dobiera mu odpowiednie stanowisko. Wyjazdy są płatne, kosztują 280 zł.– Wcześniej fundowaliśmy przejazdy i dochodziło do sytuacji, że osoba po przyjeździe do Holandii gdzieś znikała. Miała darmową wycieczkę – wyjaśnia Frank van Gool, dyrektor biura.Po przyjeździe podpisują kontrakt. Mają do wyboru dwa rodzaje umów. Pierwsza – krótka, na 8-10 tygodni pracy ciągłej, bez przerw, i druga – na okres od sześciu miesięcy do roku. Kontrakt dłuższy jest lepiej płatny. Osoba, która go podpisze, ma też dwukrotnie tańszy pobyt. Firma w ten sposób nakłania do jak najdłuższego pozostania w Holandii. Po 12 tygodniach pracy przysługuje siedem dni płatnego urlopu. Ludzie pracują 30-40 godzin tygodniowo. Pieniądze dostają na konta. Pracownicy objęci są ubezpieczeniem, które pokrywa wszystkie koszty leczenia oprócz dentysty.

Komentarze

Dodaj komentarz