Henryk Stańdura zdobył wreszcie własne mieszkanie i nie bardzo przejmuje się faktem, że wprowadził się tam właściwie nielegalnie
Henryk Stańdura zdobył wreszcie własne mieszkanie i nie bardzo przejmuje się faktem, że wprowadził się tam właściwie nielegalnie

O ciężkiej doli 64-letniego Henryka Stańdury, samotnego rencisty, pisaliśmy już w maju tego roku. Mieszkał wówczas w budynku gospodarczym jednej z prywatnych posesji na terenie Wawoka, położonego między śródmieściem a Orzepowicami. Doskwierali mu tam przede wszystkim trunkowi sąsiedzi, którzy nierzadko wszczynali awantury. Zamykał się wtedy w swoim pokoiku, mając nadzieję, że zostawią go w spokoju. Takie lokum kosztowało go sporo nerwów, a jakby tego było mało, właściciel budynku co rusz przypominał mu, że rychło będzie musiał się wyprowadzić.
Stańdura zabiegał więc w Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej o przyznanie mu lokum komunalnego. Wskórał niewiele, okazało się, że takich jak on, potrzebujących dachu nad głową, jest bardzo dużo. Datę przydziału mieszkania wyznaczono mu na rok 2011. Został bez słowa. Znajomy pomógł mu napisać kolejne pismo, w którym opierając się na zaświadczeniach lekarskich, opisał swoje kiepskie zdrowie. Efekt był daleki od zamierzonego – przesunięto go w kolejce na rok 2010. – Czy ja w ogóle tego dożyję? – martwił się wtedy pogodny z natury rencista.

Inni też czekają
Jan Podleśny, dyrektor Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, tłumaczył, że sprawa Stańdury wcale nie jest wyjątkowa, że wiele osób w podobnej sytuacji czeka w kolejce na swoje przydziałowe mieszkanie.
Kilkanaście dni temu wszystko się jednak zmieniło i zaradny 64-latek zamieszkał w kawalerce, w bloku przy ul. Janke Waltera, w sąsiedztwie Reala. O przeprowadzce zdecydowało przypadkowe spotkanie z mieszkanką Wawoka, której znajomy właśnie sposobił się do przeprowadzki z bloku do domu spokojnej starości przy ul. Żużlowej. Ten, słysząc o planowanej przeprowadzce, uprosił ją, by przekonała najemcę do zmiany decyzji. Zamiast zdawać mieszkanie ZGM-owi, niech wynajmie je jemu. Dopiął swego, bo kilka dni później rencista podpisał umowę z faktycznym najemcą. Napisali, że obowiązuje na czas nieokreślony. 26 września wprowadził się do bloku. Mieszkanie jest mocno zaniedbane i wykończone dość prowizorycznie, ale za to umeblowane. Ze względu na zaległości w opłatach nie było w nim ani prądu, ani gazu. Zaradny mężczyzna spłacił już długi i, jak mówi, wreszcie żyje jak człowiek. Wybrał się do punktu obsługi klienta firmy Vattenfall w Wodzisławia Śl. Tam pokazał sporządzoną odręcznie umowę najmu mieszkania w bloku przy ul. Janke Waltera i na tej podstawie otrzymał książeczkę na prąd na swoje nazwisko, z czego jest niezwykle dumny.

Trafiła kosa na kamień
Pośredniczka transakcji prawdopodobnie już poniewczasie zorientowała się, że wynajęcie mieszkania należącego do ZGM-u nastąpiło nielegalnie. Chcąc naprawić błąd, próbowała odzyskać mieszkanie i rozwiązać umowę najmu, a także odzyskać klucze. Nic z tego, trafiła kosa na kamień. – Nie mogę jej oddać kluczy, bo przecież nie mam gdzie mieszkać – mówi Stańdura. To samo usłyszeli z jego ust w ZGM-ie, gdzie pojawił się, by złożyć pismo informujące o przeprowadzce. Domagał się w nim również przyspieszenia przyznania mu obiecanego mieszkania. Najlepiej, gdyby przyznano mu to, w którym zamieszkał.
Nie ma tu luksusów, ale dla tego doświadczonego przez los mężczyzny nie ma to znaczenia. – To właściwie kawalerka przepierzona na pół ścianą z płyty wiórowej. Mieszka się tu bardzo dobrze, jest cicho i mam wreszcie święty spokój. Co wieczór popatrzę trochę na mój mały telewizorek i przed dziesiątą idę już spać – opowiada z przejęciem.
Zachował wszystkie meble, choć i z nimi miał niemało kłopotów. Podobnie jak klucze, próbowała je odzyskać znajoma prawowitego najemcy. Na to też się nie zgodził, wybrał się za to do domu pomocy społecznej. Odnalazł tam swego dobroczyńcę. Nie wiemy, jak go przekonał, w każdym razie ten podpisał mu oświadczenie, iż daruje mu wszystkie meble znajdujące się w mieszkaniu.
Z sąsiadami jak na razie niewiele miał do czynienia. Rozmawiał tylko z jedną sąsiadką. Spotkali się na klatce schodowej, gdy za sprawą jego wiekowej już pralki w całej klatce wybiło bezpieczniki. Nie przyznał się jej, że mieszka tu na stałe. Powiedział, że tylko dogląda mieszkania pod nieobecność jego właściciela.

Szkoda zdrowia
Jeszcze kilka miesięcy temu dorabiał, zbierając, zazwyczaj nad ranem, puszki po piwie. Zrezygnował jednak, gdy w punktach skupu złomu ceny wyraźnie spadły.
– Kiedyś za kilogram płacili 5 zł, dziś dają już tylko 2,50, więc szkoda zdrowia, zwłaszcza że dokuczają mi nerki i zoperowane biodro.
Plan pana Henryka jest bardzo prosty. Wie, że tak naprawdę jest dzikim lokatorem i że ZGM raczej nie przymknie oka na jego samowolkę. Wierzy jednak, że jeśli już dojdzie do eksmisji, sąd zadba o to, by otrzymał jakiś lokal socjalny. Dla Jana Podleśnego, dyrektora Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, sytuacja jest klarowna – najemca nie miał prawa podnająć mieszkania komunalnego komukolwiek. Idąc na Żużlową, winien był zdać mieszkanie, a jeśli nie mógł tego zrobić osobiście, powinni to byli zrobić pracownicy opieki społecznej.
– Nie możemy tolerować takich praktyk. Pan Stańdura to niejedyna osoba w Rybniku, która czeka na mieszkanie. Jest kilka kobiet z dziećmi, które czekają na własne lokum w przytulisku, prowadzonym przez ośrodek pomocy społecznej. Podobnie wygląda sytuacja z pełnoletnimi podopiecznymi opuszczającymi domy dziecka bądź rodziny zastępcze – mówi dyrektor Podleśny, który nie może zrozumieć, jakim cudem zakład energetyczny wydał renciście książeczkę opłat za energię elektryczną na podstawie nieważnej, odręcznej umowy.
Już wkrótce dyrektor ZGM-u skieruje do Stańdury pismo wzywające go do samowolnego opuszczenia mieszkania, które zajmuje bezprawnie. Jeśli tego nie zrobi, rozpocznie procedurę egzekucyjną, by odzyskać mieszkanie i skieruje sprawę do sądu.
Problem w tym, że ZGM-owi mimo ubiegłorocznych inwestycji brakuje lokali socjalnych i pomieszczeń tymczasowych, a to praktycznie uniemożliwia wykonywanie eksmisji. Obecnie na wykonanie czeka około 300 wyroków eksmisyjnych! Można więc przyjąć, że na dobrą sprawę temu wiekowemu dzikiemu lokatorowi nic nie grozi. Sam deklaruje, że regularnie opłaca czynsz (297 zł miesięcznie). Dla niego samego nie ma większego znaczenia fakt, że formalnie będzie się on nazywać opłatą za bezprawne zajmowanie mieszkania.

2

Komentarze

  • Zawiedziona stańdosiem No i ma co chciał 05 marca 2011 14:20Stańdura wreszcie ma budę mieszkalną, sprowadził sobie kochasia i jest szczęśliwy!!! Wszyscy krakali że mu się nie uda, a on sobie złapał "dziewczynkę" kilkanaście lat młodszą!!! Och ta ślepa miłość!!!!!!!!!!!!!!
  • Ja i trójka dzieci Szkoda słów 24 września 2008 15:33Pasożyt nadal nielegalnie zajmuje mieszkanie a Szanowni Urzędnicy mu na to pozwalają?

Dodaj komentarz