Tadeusz Dybała, rybnicki społecznik, zarzuca wiceprezydent Joannie Kryszczyszyn niegrzeczne i obcesowe potraktowanie niepełnosprawnego petenta. Chodzi o 64-letniego rencistę Henryka Stańdurę, który wkrótce może nie mieć się gdzie podziać. W zeszłym tygodniu otrzymał pismo z Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, że ma opuścić komunalną kawalerkę, którą podnajął od znajomego.
Jeśli tego nie zrobi, zacznie się postępowanie egzekucyjne. Stańdura, o którego losach „Nowiny” już pisały, jest załamany. Renciście pomaga właśnie Tadeusz Dybała. Niedawno był z nim na rozmowie u Joanny Kryszczyszyn. Potem przyszedł do nas, zbulwersowany tym, że pani wiceprezydent miała pozwolić sobie na uwagi typu: trzeba było składać wnioski, gdy miał pan 20 lat czy nie rozumiem problemów ludzi z bloków, bo zawsze miałam własny dom. – Takie wypowiedzi dowodzą bezduszności i podważają kompetencje osoby zajmującej się mieszkalnictwem komunalnym – oburza się Dybała.
Pani wiceprezydent wyjaśnia, że osób w krytycznej sytuacji jest tak dużo, że miasto musi trzymać się zasad przydziału mieszkań, bo tu trzeba dokonywać wyborów, i to bardzo trudnych, np. między samotną matką, starszą kobietą czy panem Stańdurą. Dlatego sprawą przydziału lokali zajmuje się społeczna komisja licząca 14 osób. Joanna Kryszczyszyn mówi też, że zarzuty społecznika są dla niej krzywdzące, a stwierdzenia, które miały paść, zostały wyrwane z kontekstu. Zestawienie ich z negatywną oceną polityki miasta odbiera jako nieetyczną próbę nacisku. Rozmowa przebiegła rzeczowo, ze wskazaniem na możliwości w przydzielaniu mieszkań i przepisy, które nie pozwalają na legalizację samowolnego zajęcia lokalu, a tak właśnie jest w przypadku pana Stańdury.
Tadeusz Dybała uważa, że rencista już w 2002 roku spełniał kryteria do przydziału. Gdyby pracownik ZGM-u nie bawił się wtedy w jednoosobową komisję, pewnie miałby gdzie mieszkać. Stańdura wkrótce ma jechać do sanatorium. Boi się, że po powrocie nie będzie miał gdzie się podziać, bo miasto zaocznie wyprowadzi go na bruk. Joanna Kryszczyszyn zapewnia, że gmina nie może stosować takich praktyk. Sam Tadeusz Dybała uważa, że sprawą powinien zająć się prezydent Adam Fudali. Chodzi mu zwłaszcza o stwierdzenia pani wiceprezydent, która oświadczyła, że w Rybniku nie będzie się budowało mieszkań socjalnych czy komunalnych oraz że gmina do 2012 roku prawdopodobnie nie będzie realizowała przyjętych wniosków.
– Przejście nad tym do porządku dziennego byłoby dla mnie dowodem porzucenia problemów najuboższych grup społecznych. Mam nadzieję, iż wypowiedzi pani wiceprezydent wynikają z jej złośliwej nadinterpretacji bądź poglądów – stwierdza społecznik. Joanna Kryszczyszyn odpiera zarzuty, wyjaśniając, że zasoby gminy są zbyt małe, nie ma też pieniędzy na natychmiastowe zaspokojenie wszystkich potrzeb, co jednak nie oznacza, że miasto nie podejmuje prób rozwiązania problemu.
W urzędzie leży 1200 wniosków rozpatrzonych pozytywnie. Wśród oczekujących są 54 osoby z domu dziecka i rodzin zastępczych, 12 z przytuliska dla kobiet z dziećmi oraz 24 bezdomne. Gmina musi też umożliwić wykonanie 150 wyroków eksmisyjnych i przekwaterowuje 50 rodzin z budynków przeznaczonych do remontu. W 2007 roku samorząd przeznaczył dodatkowo ok. 600 tys. zł na naprawę dachów i pozyskał dopłatę do modernizacji kolejnych budynków przy ul. Ogrodowskiego, który będzie kosztował ok. 3,5 mln zł. W planach na rok 2008 przeznaczono ok. 4 mln zł na budowę mieszkań komunalnych. (MS)
Komentarze