20022503
20022503


Z. Chodacki przyjechał do Rybnika w 1972 roku, by budować elektrownię. W 1989 od rybnickiego GS-u kupił pawilon przy ul. Gliwickiej w Golejowie. – To ja rozpocząłem prywatyzację w Rybniku - mówi z uśmiechem. W 1992 roku postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Gdy okazało się, że grunt, na którym stoi pawilon jest wciąż własnością gminnej spółdzielni, postanowił go wykupić, bądź wziąć w wieczystą dzierżawę. Okazało się, że będzie to możliwe dopiero po skomunalizowaniu działki. W 1994 roku Chodacki wysłał do zarządu miasta kolejne pismo w sprawie nabycia gruntu. Wspomniał w nim o planach rozbudowy sklepu i zwiększeniu zatrudnienia z trzech do dziesięciu osób. Nie otrzymał odpowiedzi. Ostatni list skierował do wydziału mienia urzędu miasta w marcu ubiegłego roku. Znów pochwalił się swoimi planami.– Ten sklep to nasz interes rodzinny. Pracuje w nim córka i synowa. Córka jest cukiernikiem, a syn kończy liceum zawodowe o kierunku gastronomicznym. Do handlu chciałem dodać więc działalność gastronomiczno-usługową. Przy naszym domu prowadzimy też, głównie dla potrzeb naszego sklepu, rozbiór mięsa. Tam znalazła pracę żona, syn i pracownik spoza rodziny – mówi Zbigniew Chodacki.Wreszcie coś drgnęło. W połowie maja 2001 roku otrzymał z magistratu pismo, w którym przeczytał, że zarząd miasta wyraził zgodę na sprzedaż gruntu w drodze przetargu. Urząd najpierw zamówił u biegłego wycenę pawilonu, potem ogłosił przetarg na zbycie gruntu wraz z pawilonem. O przetargu poinformowała Chodackiego telefonicznie urzędniczka z wydziału mienia rybnickiego magistratu. Tyle tylko, że zrobiła to dzień po terminie wpłacenia wadium, co było warunkiem udziału w przetargu. Wpłacił je dzień po terminie. Zarząd miasta uznał winę pracownicy i mieszkaniec Golejowa mógł wziąć udział w przetargu.– Gdy wszedłem na salę, ugięły się pode mną nogi. Zobaczyłem znajomego hurtownika, sąsiada mieszkającego może 200 m. ode mnie. Zaopatrywałem się u niego od kilku lat, dzięki takim, jak ja się dorobił... Widziałem się z nim dzień wcześniej, nic nie mówił, że będzie próbował wykupić mój sklep. Poczułem się, jakby ktoś wbił mi nóż w plecy. Nie byłem w stanie się licytować, oddałem numerek i nie wziąłem udziału w przetargu – opowiada.Przetarg, który odbył się 1 marca, wygrał hurtownik. Część wylicytowanej kwoty, zgodnie z wyceną 28 tys. 600 zł, ma otrzymać Zbigniew Chodacki za swój pawilon. Ten o takim rozwiązaniu nie chce słyszeć. Napisał do urzędu odwołanie od decyzji komisji przetargowej. Urzędnicy uznali je za bezpodstawne.– Żebrzę o tę ziemię od 1990 roku. Pracuję, daję pracę i płacę podatki. Urzędnicy żyją m.in. z moich pieniędzy, myślałem, że ktoś mi pomoże, pokieruje, podpowie jak taką sprawę można załatwić. Przecież urzędnicy powinni nam służyć pomocą. Cóż można zrobić za 29 tys. zł ...? - mówi rozgoryczony handlowiec.– Wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Pan Chodacki do chwili rozstrzygnięcia przetargu wszystko akceptował. Gdyby było inaczej, mógł przecież zakwestionować wycenę pawilonu, albo złożyć wniosek o odstąpienie od przetargu. Tak to już jest, zawsze może zjawić się ktoś z walizką pieniędzy. Nie było innego sposobu. Zdaniem naszych radców prawnych panu Chodackiemu nie przysługiwało prawo do bezprzetargowego nabycia gruntu czy otrzymania go w dzierżawę wieczystą – przekonuje wiceprezydent Piotr Szczyrbowski.30 kwietnia wygasła umowa dzierżawy gruntu, mimo to Chodacki wciąż prowadzi swój sklep. Czynsz za maj, jakby nigdy nic, wpłacił na konto magistratu.– Pan Chodacki otrzymał już pismo o rychłym terminie spisania protokołu przekazania nieruchomości. Albo przekaże nam sklep, albo nie. Jeśli nie, pozostanie nam droga sądowa. Jako miasto będziemy też żądać odszkodowania za to, że nie otrzymał gruntu nowy najemca – mówi wiceprezydent Szczyrbowski.– Dobrowolnie stąd nie wyjdę. Gdzie jest moralność, etyka...? Prawo jest bandyckie, a urzędnicy nie mają sumienia - denerwuje się rozgoryczony Zbigniew Chodacki.Zbigniew Borkowski prowadzi na terenie byłych zakładów mięsnych dużą hurtownię spożywczą. Czeka. Nie ponagla właściciela pawilonu. Nasza rozmowa trwała bardzo krótko:– Kupiłem to na przetargu. Nie mamy o czym rozmawiać! – W końcu maja pismo do wojewody katowickiego, w imieniu 280 dorosłych mieszkańców Golejowa, wystosowała Jadwiga Korus. „Jesteśmy głęboko poruszeni krzywdą, jaka została wyrządzona p. Chodackiemu i jego rodzinie. W pełni solidaryzujemy się z nimi i apelujemy do Pana o podjęcie działań, które pozwolą p. Chodackiemu na kontynuowanie działalności, a nam na dokonywanie zakupów w miejscu i u ludzi, do których jesteśmy przyzwyczajeni od wielu już lat” - czytamy w liście.

Komentarze

Dodaj komentarz