Andrzej Rojek prezentuje pióro poświęcone Aleksandrowi Wielkiemu
Andrzej Rojek prezentuje pióro poświęcone Aleksandrowi Wielkiemu

– Do podpisywania ważnych dokumentów, takich jak umowy z kontrahentami, zawsze używam piór z zakręcaną skuwką. Czas potrzebny do jej odkręcenia to zawsze ostatnie kilka sekund na zastanowienie. Czasem bardzo się one przydają – mówi Andrzej Rojek, kolekcjoner i znawca wiecznych piór.
Jest jednym z bardziej znanych rybnickich biznesmenów, nazwa jego firmy widnieje na koszulkach pierwszoligowych piłkarzy Odry Wodzisław, którą sponsoruje już od kilku sezonów. Pochodzi z Bełku. Swoją firmę rozwija od 1983 roku.
– Najpierw była to tylko zwykła kwiaciarnia. Na dobre zaczęło się w 1991 roku, gdy dostaliśmy wreszcie paszporty do ręki i człowiek mógł bez rzucania kłód pod nogi pojechać w świat i pohandlować – wspomina.
Dziś jego firma z artykułami dekoracyjnymi to prawdziwy kombinat. Zatrudnia 120 osób; 45 proc. obrotów firmy to eksport. Swoich odbiorców ma w Tunezji, Belgii czy Emiratach Arabskich. Z Chin sprowadza sztuczne kwiaty, z Brazylii, Indii, Indonezji i Afryki ozdoby z naturalnego suszu; jeszcze inny asortyment z Korei i Bangladeszu. Przez cztery lata był radnym, ale jak mówi, już po dwóch wiedział, że nie będzie więcej kandydować. – Jestem człowiekiem praktycznym i demokracja w polskim wydaniu po prostu mnie męczy – wyznaje, dodając, że społeczna praca w samorządzie zaowocowała jednak cennymi doświadczeniami.
Andrzej Rojek opowiada, jak postanowił sobie, że gdy zobaczy na swojej głowie pierwszy siwy włos, to od tego czasu nie będzie już więcej pracować. Fortuna okazała się jednak dla niego dużo łaskawsza. Choć owej siwizny jeszcze się nie dopatrzył, jakiś czas temu zwolnił tempo i radykalnie zmienił styl życia. Dużo mniej czasu poświęca firmie, za to bez reszty oddaje się dalekim podróżom. – Są młodzi, dobrze wykształceni ludzie, którzy mogą poprowadzić firmę, mają pole do popisu – wyjaśnia. Od trzech lat swoje urodziny spędza daleko od domu. Udaje się wtedy na przełęcz O Cebreiro w Górach Kantabryjskich i melduje się w tamtejszym schronisku.
– Przebiega tam stary szlak prowadzący do Santiago. W powiewach wiatru czuje się tam wrzosy porastające góry i oddalony o 150 km ocean, coś niezwykłego – opowiada z zachwytem. W tym roku podróżował m.in. po Ziemi Świętej, Ameryce Południowej i Tybecie, gdzie po targach w Chinach odwiedził klasztor Dalajlamy. Z uśmiechem wspomina pobyt nad Kukmor, największym słonym jeziorem w Chinach. Przewodniczka opowiadała tam o unikatowym gatunku ryby, która żyje tylko w miejscu, gdzie wpadają do niego słodkie wody zasilającej je rzeki. Tą rybą okazał się karp... I tu przewodniczka zaczęła z trudem składać litery. Gdy zerknąłem do przewodnika, okazało się, że chodzi o karpia... Przewalskiego. W przyszłym roku rybnicki biznesmen planuje wyprawę na Antarktydę. Na miesiąc, półtora chce tam zamieszkać w jednej z baz badawczych.
– W dzieciństwie zawsze patrzyłem w atlas geograficzny jak sroka w kość. Czytałem też jedną po drugiej książki Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego. Teraz opisane w nich miejsca mogę po prostu odwiedzić i lepiej poznać – mówi.
Piórem pisze od podstawówki, gdy dzieci uczono jeszcze kaligrafii i pisanie stalówką, umieszczoną w obsadce i maczaną w kałamarzu, było obowiązkowe. Z uśmiechem wspomina zeszyty z papieru drzewnego i czasy, gdy jako dyżurny zbierał kałamarze kolegów i koleżanek do specjalnej drewnianej skrzynki, by następnego dnia przed lekcjami rozłożyć je na klasowych ławkach.
Jego kolekcjonerska pasja narodziła się najzwyczajniej w świecie. Zapragnął kupić sobie dobre, markowe pióro. Kupił jedno, potem drugie i następne. Dziś ma w swojej kolekcji przynajmniej 50 niezwykle cennych egzemplarzy; kilka z nich pochodzi z krótkich, limitowanych serii. Ma też kilka przedwojennych piór, które zachwycają swoją klasyczną, staroświecką elegancją.
Niektóre uznane firmy z wielopokoleniową tradycją wypuszczają okolicznościowe modele piór dla upamiętnienia ważnych, wręcz historycznych wydarzeń. W kolekcji Andrzeja Rojka jest więc wydane w 2000 roku z okazji wielkiego jubileuszu Kościoła, papieskie pióro włoskiej firmy Montegrappa. Wykonane ze srebra jest dość ciężkie, a głównym jego ornamentem jest wygrawerowany portret papieża Polaka Jana Pawła II. Ma również jedno z 2004 piór, które właśnie w 2004 roku wypuściła na rynek firma Visconti, dla upamiętnienia przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Te pióra to już nie tylko przybory piśmiennicze, ale małe dzieła sztuki. Nie inaczej jest z piórami znanej firmy Mont Blanc, która wypuszcza krótkie serie poświęcone wielkim postaciom historycznym czy też twórcom sztuki, muzyki, literatury oraz filmu. Rybnicki kolekcjoner ma w swoim zbiorze monumentalne wręcz pióro poświęcone Aleksandrowi Wielkiemu, z efektowną antyczną ornamentyką. To edycja z 1998 roku; dwa lata wcześniej stał się właścicielem innego, z podobnej serii, nazwanego na cześć królowej Asyrii – Semiramis. Jego jubilerski, ażurowy korpus jest wzorowany na asyryjskiej koronce. Z przymrużeniem oka potraktowano model poświęcony mistrzowi baśni H.Ch. Andersenowi. Skuwka jest w jednym miejscu spękana i na świat przebija się z niej mały dzióbek brzydkiego kaczątka, bohatera bodaj najpopularniejszej baśni. Każde z takich piśmiennych precjozów ma swój numer i odpowiednio stylizowane etui, które skrywa też certyfikat producenta.
W swoim zbiorze Andrzej Rojek ma również zestaw lektur poświęconych historii wiecznego pióra, a także współczesne katalogi najbardziej cenionych producentów z tej branży. – Na co dzień używam piór bardziej pospolitych, z reguły wyposażonych w tłoczek. Jednym z nich jest pióro firmy Omas o trójkątnym przekroju, przeznaczone dla notariuszy. Najbardziej lubię też naturalny czarnoszary, aksamitny atrament tej firmy, produkowany według tradycyjnej receptury z kałamarnic. Niestety w Polsce jest on nie do kupienia, a za granicą niewielki kałamarzyk kosztuje 50 euro. Ale u nas nie do dostania jest również zwykła bibuła, zapobiegająca odbijaniu się napisanego tekstu na drugiej stronie, a to już trudno wytłumaczyć – mówi z uśmiechem. Przyznaje, że nieraz zdarza mu się kupować drogie pióra jako antidotum na dokuczliwą chandrę. Zazwyczaj pomaga... Kilka kupił też na charytatywnych aukcjach, choć same w sobie nie przedstawiały większej wartości. Pióro zabiera nawet na najdalsze eskapady. Jak sam opowiada, z przyjemnością wypisuje nim potem pocztówki do znajomych.
– Tych kilku zdań napisanych własnoręcznie gdzieś tam hen daleko nie zastąpi żaden SMS. A że takie pocztówki dużo dla mnie znaczą, zawsze jedną wysyłam do siebie – opowiada.
Najbliżsi, przyjaciele i znajomi dobrze wiedzą o jego słabości do piór. Trudno więc się dziwić, że stanowią prezenty, które otrzymuje przy różnych okazjach. Sam też kupuje je w prezencie, ale podkreśla, że robi to tylko wtedy, gdy wie, że adresat taki prezent doceni.

Komentarze

Dodaj komentarz