Sprawca został tymczasowo aresztowany. Zdjęcie: materiały policji
Sprawca został tymczasowo aresztowany. Zdjęcie: materiały policji

Trzy szpitale na Śląsku nie raczyły poinformować organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, że mają pod opieką ofiarę ciężkiego pobicia. – Dowiedzieliśmy się o wszystkim dopiero po śmierci tego człowieka – stwierdza Bernadeta Breisa, szefowa Prokuratury Rejonowej w Rybniku.
11 stycznia do komisariatu policji w Czerwionce-Leszczynach dotarła wieść ze szpitala w Siemianowicach, że zmarł tam mieszkaniec gminy. Okazało się, że był to 25-letni Jan D. bez stałego zameldowania, który trafił tam po pobiciu. Wszystko zaczęło się 22 grudnia na terenie domów socjalnych przy ul. Matejki w Leszczynach. Tego dnia między Janem D. a 36-letnim Bogdanem K. doszło do kłótni. Potem ten drugi brutalnie pobił 25-latka, który jednak odszedł z miejsca zajścia o własnych siłach. 26 grudnia w ciężkim stanie trafił do szpitala w Knurowie, 27 grudnia do kliniki w Zabrzu, a nazajutrz do Siemianowic, gdzie 11 stycznia zmarł. – Sekcja wykazała, że przyczyną zgonu były bardzo poważne obrażenia głowy, których doznał na skutek pobicia – tłumaczy pani prokurator.
Do sprawcy śledczy dotarli dzięki zeznaniom świadka. W jakiś czas po zajściu Bogdan K., znany już zresztą dobrze miejscowej policji, został zatrzymany, a dzień później aresztowany na trzy miesiące. – Nie przyznaje się do winy. Tłumaczy, że niczego nie pamięta, bo był pijany – wyjaśnia Bernadeta Breisa. Jak dodaje, prokuratura przedstawiła Bogdanowi K. zarzut spowodowania ciężkich obrażeń i śmierci 25-latka. Grozi mu kara do 12 lat więzienia. – Będziemy jednak badali nie tylko ten wątek. Trzeba wyjaśnić, dlaczego żaden z trzech szpitali nie powiadomił ani policji, ani prokuratury o tym, że przyjął osobę z obrażeniami, powstałymi na skutek pobicia – stwierdza Bernadeta Breisa.

Komentarze

Dodaj komentarz