Jeden samolot Józefa Jędrucha stoi na płcie lotniska, drugi w hangarze
Jeden samolot Józefa Jędrucha stoi na płcie lotniska, drugi w hangarze

Dwa samoloty Józefa Jędrucha, byłego właściciela upadłego konsorcjum Colloseum, które zabezpieczył Urząd Ochrony Państwa, zalegają na lotnisku Aeroklubu ROW w Rybniku Gotartowicach. To mała awionetka cesna i znacznie większy granatowy dwupłatowiec antek, czyli AN-2, jedyna maszyna, który w tym roku zimuje na płycie. Taki sam dwupłatowiec znajduje się na wyposażeniu aeroklubu, ale na zimę wprowadzono go do hangaru.
– Sprawa jest oczywista. W naszym samolocie zimą dokonujemy przeglądów i napraw. Samolot pana Jędrucha nie lata od kilku lat i na razie nie zanosi się na to, że wystartuje. A to maszyny, którym generalnie nie szkodzi zimowanie na powietrzu. Dbamy zresztą o nie i konserwujemy co pewien czas – wyjaśnia Ireneusz Boczkowski, dyrektor aeroklubu. Oba samoloty Józefa Jędrucha zabezpieczono na poczet przyszłych kar w 2002 roku w trakcie postępowania przygotowawczego w sprawie wielomilionowych wyłudzeń, których miał dopuścić się ich właściciel. Zajęto również jego nieruchomości, samochody, konto w banku i rachunek w domu maklerskim. Cesnę wyceniono wtedy na 150 tys. zł, a AN-2 na 160 tys. Dziś wartość rynkowa obu maszyn jest już znacznie mniejsza, bo samoloty, które nie latają, z roku na rok są coraz tańsze.

Sam zadzwonił
Antek kiedyś należał do aeroklubu. Jest jednak dość drogi w utrzymaniu, więc gdy trzeba było szukać oszczędności, właściciel postanowił pozbyć się jednego ze swoich dwóch dwupłatowców, które zbudowano w latach 60. Na sprzedaż wystawiono wersję towarową antonowa, na stanie klubu pozostał natomiast antek pasażerski używany do lotów widokowych i zrzucania spadochroniarzy. Gdy pojawiły się ogłoszenia o sprzedaży, do Gotartowic zadzwonił Józef Jędruch, cieszący się wtedy opinią złotego dziecka śląskiego biznesu. Jak wspominają w aeroklubie, już wcześniej zdobył uprawnienia pilota i był w środowisku osobą dość znaną. Transakcję sfinalizowano w roku 2000, ale samolot pozostał na lotnisku, a sam Jędruch nigdy nie usiadł za jego sterami.
Dziś uruchomienie maszyny wiązałoby się z niemałymi kosztami. Inspektorzy z Urzędu Lotnictwa Cywilnego musieliby wydać mu nowe świadectwo zdolności do lotu. Wcześniej trzeba by dokonać oficjalnych przeglądów kilku podzespołów. Jak mówi Włodzimierz Nowak, szef techniczny aeroklubu, sam silnik musiałby najpewniej przejść przegląd fabryczny. Konieczne raczej byłoby też pokrycie skrzydeł i sterów nowym płótnem, bo okres przydatności takiego poszycia wynosi ok. dziewięciu lat. Pewne jest jedno: ewentualne przygotowania trzeba by tu zacząć od zdiagnozowania stanu technicznego, a na razie nikt tego nie zrobi, bo mijałoby się to z celem.
Kierownictwo aeroklubu wciąż jednak ma nadzieję, że oba samoloty w końcu wzbiją się w przestworza. Kilka tygodni temu po wpłaceniu 3 mln kaucji Józef Jędruch został przecież zwolniony z aresztu.

Największe atuty
W Polsce wciąż handluje się popularnymi antkami, bo to jedyne u nas samoloty 12-osobowe, z których mogą korzystać skoczkowie spadochronowi, poza tym mają dobrą i wytrzymałą konstrukcję. Jednym z ich największych atutów jest, jak mówią piloci, krótki start i lądowanie, dzięki czemu mogą wzbić się w powietrze z każdego lotniska. Z kolei duża powierzchnia skrzydeł sprawia, że mogą lecieć stosunkowo wolno, co z kolei chwalą sobie skoczkowie.



Sprawa Józefa Jędrucha ma wątki w jeszcze jednej gminie naszego regionu. To Ornontowice, ponieważ miejscowy pałacyk należał do konsorcjum Colloseum, które też miało w nim swoją siedzibę. Nabywając obiekt, szefowie spółki zapewnili władze gminy, że mają zgodę resortu edukacji na prowadzenie w nim działalności oświatowej, dzięki temu uzyskali blisko pół miliona zł upustu na zakup nieruchomości, choć wcale nie mieli wspomnianej zgody. Oszustwo wyszło na jaw w czasie głównego śledztwa, a gmina o swojej stracie dowiedziała się od prokuratury. Lokalne władze będą teraz dochodziły zwrotu wyłudzonej kwoty. (MS)

Komentarze

Dodaj komentarz