Zaraz po pożarze strażacy wyrzucili przez balkon część spalonych przedmiotów
Zaraz po pożarze strażacy wyrzucili przez balkon część spalonych przedmiotów

Lokatorzy (kobieta i mężczyzna) stali na balkonie od strony podwórza, gdzie przeczekali pożar, gdyż strażacy nie można było wyprowadzić ich z płomieni.
– Rąbałem na podwórku drewno dla matki, gdy kobieta krzyknęła, że się palimy. Znalazłem się na górze w kilka sekund. Gdy otworzyłem drzwi, zobaczyłem czarny dym i płomienie. Nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się na balkonie. Pamiętam tylko, że po drodze przewróciłem się i rozbiłem głowę. Zamknęliśmy szybko drzwi balkonowe, by ograniczyć dopływ powietrza. Było słychać, jak trzeszczą szyby od gorąca – mówi pan Józef, lokator wypalonego mieszkania. Na korytarzu temperatura była tak wysoka, że stopiły się plastikowe rurki, w których biegły przewody telewizji kablowej.
Kłopoty miała też starsza kobieta, która mieszka nad pogorzelcami. Wyszła przez okno od strony ulicy i wdrapała się na niewielki daszek. Strażacy sprowadzili ją na ziemię przy użyciu drabiny mechanicznej. Tuż przed nimi zjawiło się pogotowie. Na półpiętrze ratownicy znaleźli nieprzytomną 65-letnią sąsiadkę pogorzelców, która w stanie ciężkim trafiła do szpitala. Odwieziono tam też pogorzelców i jeszcze jedną osobę z objawami zatrucia dymem. Tych pierwszych już nazajutrz zwolniono do domu. Weekend spędzili u krewnych. W feralnym mieszkaniu było sporo łatwopalnych przedmiotów. Straty wyliczono wstępnie na 20 tys. zł. Tego samego dnia nadzór budowlany nakazał opróżnienie wypalonych pomieszczeń.
Z powodu nadpalenia elementów drewnianego stropu wyłączył też z użytkowania jeden z pokoi w lokalu na czwartym piętrze. Jeszcze tego samego dnia pracownicy Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej mieli tam wykonać niezbędne zabezpieczenia, choć generalnie budynkiem zarządza PKP. Inspektorzy nakazali też odłączenie wszystkich mediów i wykonanie ekspertyzy. W poniedziałek w budynku był już prąd i woda, ale nie było jeszcze gazu. Zdaniem strażaków pożar mógł spowodować rozpalony węgiel, który wypadł z pieca kaflowego. W taką wersję wydarzeń nie wierzy pan Józef. Jego zdaniem przyczyną było raczej zapalenie się instalacji elektrycznej. Ku takiej wersji skłania się też kilku sąsiadów.



Sprawą zajęła się policja, która ustali przyczynę pożaru, wyjaśni też, dlaczego straży nie powiadomili pogorzelcy, ale ich sąsiad mieszkający piętro wyżej. To on podniósł alarm, gdy zauważył, że do jego mieszkania przedostaje się dym, w dodatku pełno go już na korytarzu. (WaT)



Tego samego dnia wybuchł pożar w piwnicy domu przy ul. Bagnistej w Rybniku Gotartowicach. Straty wstępnie oszacowano na kilka tysięcy zł. – Przyczyną nieszczęścia był żar, który wypadł przez niedomknięte drzwi pieca – wyjaśnił st. kpt. Bogusław Łabędzki, rzecznik Komendy Miejskiej PSP w Rybniku. (MS)

Komentarze

Dodaj komentarz