Oszustwo wykryto podczas wewnętrznej kontroli w firmie. Zdjęcie: zbiory policji
Oszustwo wykryto podczas wewnętrznej kontroli w firmie. Zdjęcie: zbiory policji

Wynika z niego, że przestępczy proceder miał trzech głównych organizatorów, w tym pracownika Providenta. – O przestępstwie powiadomiło nas kierownictwo rybnickiego Providenta. Sprawa wyszła podczas wewnętrznej kontroli, jaką przeprowadzono w firmie – wyjaśnia prokurator Tomasz Pietreczek. Żeby dostać prowizję za kredytobiorcę, pracownik musiał wyegzekwować spłatę przynajmniej trzech rat danej pożyczki. Tymczasem kontrolerzy ustalili, że nie tylko nie ma zaksięgowanych spłat, ale też nie ma śladu żadnych wpłat. Tak po nitce do kłębka dotarto do przekrętów. Pomysłodawczynią i organizatorką całego procederu była rybniczanka Agnieszka K., która wciągnęła do współpracy jeszcze Małgorzatę S. oraz Andrzeja H. Prokuratura postawiła całej trójce łącznie 254 zarzuty. Główne dotyczą one wyłudzeń pożyczek gotówkowych na inne osoby, a kwota przekracza 320 tys. zł.

Mechanizm procederu
– Do głównych zarzutów dochodzą jeszcze wyłudzenia kredytów bankowych, towarów w systemie ratalnym oraz telefonów komórkowych przy podpisywaniu umów o świadczenie usług z operatorami sieci komórkowych – wylicza prokurator Pietreczek. Mechanizm procederu był prosty. Oskarżeni zaciągali w Providencie pożyczkę za pożyczką na podstawione osoby, czyli tzw. słupy. Część kredytów służyła im do spłacania poprzednich. Wyszukiwaniem słupów zajmowała się m.in. Agnieszka K. Kiedy prokuratura zaczęła sprawdzać pożyczkobiorców, okazywało się, że są wśród nich niejednokrotnie całe rodziny. – Kiedy bowiem ustaliliśmy już takiego słupa, w trakcie przesłuchania wskazywał on kolejne osoby, które również brały pożyczki. Wszystko działało na zasadzie łańcuszka.
– Okazywało się, że pożyczkę wziął nie tylko np. ojciec, ale również jeden syn, drugi syn, córka itd. – mówi prokurator Pietreczek. Wśród pożyczkobiorców śledczy znaleźli nawet bezdomnych z noclegowni i osoby bezrobotne. Figurantów z tej ostatniej grupy Agnieszka K. szukała nawet w Wiśle. Do postawionych zarzutów przyznali się zarówno główni oskarżeni, jak też osoby robiące za słupy. Najwięcej zarzutów, bo aż 137, usłyszała Agnieszka K., najmniej, bo 31, Andrzej H. Małgorzata S. ma ich kilkadziesiąt. Obie kobiety trafiły do aresztu śledczego. – Agnieszka K. siedzi za kratkami od stycznia ubiegłego roku. Małgorzata S. spędziła tam dziewięć miesięcy. Ponieważ udział Andrzeja H. w procederze był najmniejszy, nie wnioskowaliśmy o areszt – tłumaczy Tomasz Pietreczek.

Wysokie kary
12 lipca 2007 roku prokuratura wystąpiła o uchylenie aresztu wobec Małgorzaty S., ponieważ podejrzana była w ciąży, a poród nie mógł odbyć się w więzieniu. Prokuratura nie wystąpiła o obwarowanie zwolnienia poręczeniem majątkowym. – Kobieta jest bezmajętna, więc stosowanie takiego środka byłoby bezcelowe – mówi prokurator Pietreczek. Kwoty wyłudzone na lewe dokumenty są różne. Andrzej H. ma na sumieniu wyłudzenie 12 tys. zł. Grozi mu kara do ośmiu lat więzienia. Agnieszka K. wyłudziła ponad 200 tys. zł, a Małgorzata S. 112 tys. zł. – Obydwie kobiety uczyniły sobie z tego procederu stałe źródło dochodu. W takim przypadku górna granica zagrożenia karą zwiększa się o połowę, a więc grozi im do 18 lat więzienia – wyjaśnia prokurator Pietreczek. Jak dodaje, sprawa słupów jeszcze nie jest zakończona. Prokuratura wyłączyła ją do odrębnego postępowania.



Sprawa słupów nie jest prosta przede wszystkim dlatego, że część z tych osób pochodzi z tzw. trudnego środowiska. To bowiem kilkudziesięciu ludzi bez stałego zameldowania, niektórzy są bezdomni, w dodatku część migruje, więc wciąż trwa ustalanie miejsca ich pobytu. Otwarta pozostaje kwestia dochodzenia roszczeń Providenta. Jak na razie bowiem firma nie określiła jeszcze wysokości strat, jakie poniosła. (MS)

Komentarze

Dodaj komentarz