Jerzy Barchański skarży się, że cały hałas z wiślanki przedostaje się do jego domu
Jerzy Barchański skarży się, że cały hałas z wiślanki przedostaje się do jego domu

Ewa i Jerzy Barchańscy z Żor od lat domagają się ustawienia ekranów akustycznych wzdłuż wiślanki, od skrzyżowania z ulicą Mickiewicza do krzyżówki z Pszczyńską. Skarżą się na hałas. Mówią, że nie mogą spokojnie posiedzieć na tarasie czy wyjść do ogrodu. O sprawie pisaliśmy w sierpniu zeszłego roku. Temat podjęły również telewizyjne „Aktualności”. Na razie bez skutku.
– Po wyremontowaniu dwupasmówki mamy tu jeszcze głośniej, bo nowa jezdnia biegnie wyżej w stosunku do poprzedniej, a samochody pędzą z ogromną prędkością. Kierowcy nie przestrzegają ograniczenia do 70 km na godz. Hałas wzmagają betonowa chropowata nawierzchnia oraz przeszklone zasłony, które zamontowano po drugiej stronie. Odbijają bowiem decybele i kierują na drugą stronę, gdzie nie ma ekranów. Mieszkamy w śródmieściu, płacimy wysoki podatek od nieruchomości, a pozbawiono nas fundamentalnego prawa do życia w spokoju – denerwuje się pan Jerzy. Posesja Barchańskich znajduje się przy ulicy Mickiewicza, prostopadłej do wiślanki. Na początku lat 90. gospodarze kupili tu działkę i wznieśli dom.

Kazali czekać
– Wtedy jeszcze ruch na dwupasmówce nie był taki duży, jak jest teraz. Niemniej już wówczas zabiegaliśmy o ustawienie ekranów. Kilka razy byliśmy w tej sprawie w magistracie. Urzędnicy uspokajali, że wzdłuż szosy na pewno staną zasłony, ale dopiero przy okazji remontu. Modernizację mamy za sobą, ekrany zbudowano niemal wszędzie, tylko nie na odcinku między wspomnianymi skrzyżowaniami – dziwi się żorzanin. Dom Barchańskch stoi w drugiej linii zabudowy. W pierwszej znajduje się autokomis. – Nie mamy ekranów z powodu autokomisu. Jego właścicielowi oczywiście nie zależy na zasłonach, bo stojące na placu samochody widać już z drogi, więc ma skuteczną i darmową reklamę. Natomiast przed dwoma innymi komisami, np. w rejonie ulicy Leśnej, stoją ekrany. Tam można było, a tu nie? – pyta pan Jerzy.
Według pierwotnego projektu, ekrany miały tu stanąć. – Z pewnością byłyby przezroczyste, więc nie zaszkodziłyby przedsiębiorcy, a my mielibyśmy znacznie ciszej. Dlaczego zmieniono projekt? Z powodu właściciela autokomisu? Czyżby przedsiębiorca był ważniejszy dla władz od zwykłych ludzi? – pytają Barchańscy. Ich sąsiadka, pani Katarzyna, niedawno urodziła dziecko. Przyznaje, że jak otworzy okno, to ma wrażenie, jakby do domu lada moment miał wjechać jakiś samochód. Maleństwo powinno mieć spokój, więc okno prawie zawsze jest zamknięte. – Bardzo przydałby się tu przeszklony ekran – uważa kobieta. Z kolei Jadwiga i Stefan Sładkowie przywykli już do hałasu na wiślance. – Po wyremontowaniu szosy i tak znacznie mniej trzęsie. Teraz jest naprawdę dużo lepiej, bo ciężarówki poruszają się drogą równą jak stół. Ale głośno to tu zawsze było i niestety będzie – mówi pani Jadwiga.

W granicach normy
Magistraccy urzędnicy powtarzają, że w czerwcu 2006 roku wzdłuż wiślanki zmierzono poziom hałasu. W rejonie zabudowy jednorodzinnej przy ul. Mickiewicza nie przekroczył on dopuszczalnych norm, więc ustawienie ekranu było nieuzasadnione tak ekonomicznie, jak i technicznie. Józef Dziendziel, pełnomocnik prezydenta ds. infrastruktury, wyjaśnia jednak, że po zabudowaniu ekranów gmina przeprowadzi kolejne pomiary. – Aktualnie nie mamy takiej możliwości. Jeśli okaże się, że normy hałasu zostały przekroczone, to zamontujemy ekrany na tym odcinku – zapewnia Józef Dziendziel.



Józef Dziendziel przyznaje, że ekranu nie chce właściciel autokomisu, który jednak interweniował w tej sprawie nie w miejscowym magistracie, ale bezpośrednio u generalnego inspektora nadzoru budowlanego w Warszawie. Stołeczny urzędnik na nieszczęście mieszkańców tej okolicy przychylił się do jego prośby. (IrS)

1

Komentarze

  • sam auto 13 marca 2008 09:26To siedzieć w domu i nie marudzic.

Dodaj komentarz