Mariusz Wróbel (siostrzeniec pana Ludwika) już przymierza się do oblania Krystyny Weisman, Marii Wróbel i Anieli Borys
Mariusz Wróbel (siostrzeniec pana Ludwika) już przymierza się do oblania Krystyny Weisman, Marii Wróbel i Anieli Borys

O lokalnych zwyczajach najwięcej wiedzą w Żorskim Centrum Regionalnym w Żorach Osinach. Aktualnie ekipa doświadczonych Ślązaków prezentuje tu, jak kiedyś obchodzono Wielki Tydzień. Na spotkania do świetlicy miejskiego ośrodka kultury przyjeżdżają grupy przedszkolne i uczniowie podstawówek z całego województwa. Zajęcia kończą się wspólnym degustowaniem regionalnych potraw.
Kiedy filar ŻCR Ludwik Wróbel opowiada ciekawe historie związane z Wielkim Tygodniem, panie z Zespołu Pieśni i Tańca Ludowego „Osiny” przygotowują świąteczne przysmaki. Malują kroszonki i zdobią wielkanocnego baranka lukrem, który powstaje z cukru pudru i białka. Krystyna Weisman, Maria Wróbel (żona pana Ludwika) i Aniela Borys pracują w odświętnych ludowych strojach. – Karnawał kończy Popielec. Wtedy ksiądz sypie popiołem ze spopielonych zeszłorocznych palm, który przypomina, że nadszedł czas pokuty i nawrócenia – zaczyna opowieść Ludwik Wróbel. Następnie opowiada o prawdziwych śląskich palmach, za które nie mogą uchodzić sztuczne kolorowe miotełki, kupione w hipermarkecie.

Jezusek pod leszczyną
Powinny zawierać dużo gałązek leszczyny, ale również trochę wiśni i jabłoni. Najładniej wyglądają z rozkwitającymi pąkami kwiatów. Z palm kupionych w supermarkecie nigdy nie będzie popiołu, który ksiądz sypie na głowy. Skąd wzięło się to znaczenie leszczyny? – Do dziś zachowało się ciekawe podanie, które przekazujemy z pokolenia na pokolenie. Kiedy Święta Rodzina musiała uciekać do Egiptu, schroniła się przed żołdakami Heroda pod osiką. Choć nie było wiatru, liście na drzewie strasznie się trzęsły i mogły zdradzić małego Jezuska. Dopiero leszczyna zapewniła Świętej Rodzinie należyte schronienie. Żołnierze odjechali więc z niczym. Na tę pamiątkę leszczyny nie imają się pioruny. A pomni legendy nasi przodkowie chętnie sadzili drzewo lub krzew w swoich gospodarstwach – opowiada pan Ludwik.
Opalone ogniem palmy mają chronić przed chorobami. Dlatego przykładano je do bolesnych miejsc. Dotykano też nimi krów, by dawały dużo mleka. Z poświęconych gałązek gospodarze robili krzyżyki. Część wbijali wokół pola, pozostałe wkładali pod dachy budynków. Pierwszy zwyczaj miał przynieść dobre plony, drugi ustrzec dom przed uderzeniem gromu. W trakcie spotkania pan Ludwik omawia poszczególne dni Wielkiego Tygodnia.
Przypomina, że w Wielki Czwartek Pan Jezus ustanowił sakramenty eucharystii i kapłaństwa. W Wielki Piątek rano osinianie obmywali się w pobliskiej Pszczynce. Szczególnie chętnie wchodziły do wody dziewczęta, bo wierzyły, że teraz spodobają się kawalerom. Pan Józef jako dziecko wpadł jednak do rzeki i chorował całe święta.

Czas święconki
– Zachęcam was do obmywania przynajmniej oczu, gdyż to piękna tradycja. W Wielkim Tygodniu najgorszy był postny żur. Nie jadło się wtedy niczego innego. Dzieci miały już go dość. Kiedy więc mama wyszła, wylewały żur, a czasem nawet niszczyły garnki – wspomina pan Ludwik. Za to od rana w Wielką Sobotę piekło się ciastka i malowało kroszonki. Po południu dzieci szły do kościoła z koszyczkami. Nie mogło w nich zabraknąć baranka, chleba, jajek, soli, ciasta i szynki. Święconkę jadło się podczas wielkanocnego śniadania. Domownicy dzielili się jajkiem i składali sobie życzenia. Wówczas, jak śmieje się pan Ludwik, żółtka były naprawdę żółte, bo jajka pochodziły od szczęśliwych kur, które mieszkały u gospodarzy.
– Teraz są blade, gdyż jajka składają nieszczęśliwe kury z ferm. W pierwszy dzień świąt dzieci szykowały w ogrodzie gniazdka dla zajączka który przynosił podarunki. Jak byliśmy szczęśliwi, gdy znaleźliśmy choć kilka jajek z marcepana, zajączka z ciasta i pomarańczę – śmieje się pan Ludwik. W śmigus dyngus od rana w ruch szły wiadra z wodą. Oblane dziewczyny wręczały chłopakom pisanki, które przypominały dzieła sztuki. Po takiej lekcji dzieci zasiadają do stołów. Kosztują chleba ze smalcem albo, wedle życzenia, z masłem i dżemem. Na koniec otrzymują papierowe pisanki, które wyklejają gotowymi elementami. Przygotowała je Urszula Wróbel, emerytowana nauczycielka. Nie jest krewną pana Ludwika Wróbla, ale w Osinach rządzą Wróblowie, a zabawa jest przednia.

Komentarze

Dodaj komentarz