Członkowie klubu polecają życie bez alkoholu
Członkowie klubu polecają życie bez alkoholu

W Klubie Abstynentów „Arka” w Jastrzębiu liczy się przede wszystkim człowiek. Bez względu na to, co już przeżył, ile ma lat i skąd pochodzi. Tym, co łączy członków i sympatyków klubu, jest trzeźwy styl życia. Nie tylko od święta czy w okresie Wielkiego Postu – ludzie z Arki propagują go przez cały rok, siedem dni w tygodniu.
Trzeźwość to rdzeń, wokół którego koncentrują się wszelkie działania. Jest ich niemało. Wystarczy zajrzeć do gęsto zapisanej kroniki, która dokumentuje najważniejsze wydarzenia z historii stowarzyszenia. Klub działa już ćwierć wieku i należy do najstarszych tego typu organizacji w regionie. Najważniejszym celem, który sformułowano w statucie, pozostaje propagowanie trzeźwości jako sposobu na życie. Siedziba Arki w budynku przy ul. Zielonej to oczko w głowie pani Marii, która jest tu prawdziwą gospodynią. Dba o porządek, co dzień parzy mnóstwo szklanek kawy dla swoich gości. To konieczne, bo przy stolikach zwykle ktoś zasiada. Bywa, że zaglądają tu nawet górnicy przed szychtą, albo już po wyczerpującej zmianie.

Dwie Marie
– Właściwie to pracujemy tutaj we dwie, na przemian. Koleżanka ma tak samo na imię, więc jest gwarancja, że zawsze spotka się Marię – żartuje zatrudniona w klubie gospodyni. Reszta osób funkcyjnych działa społecznie. Zresztą aż do 80 proc. dotacji miejskiej, przyznawanej w drodze konkursu, pochłania utrzymanie i opłacenie siedziby. Tego, co zostanie, nie starczy już na wiele. – Na liczne przedsięwzięcia, które tak często podejmujemy, wykładamy pieniądze z własnej kieszeni. W grupie zwykle jest taniej przy organizacji np. wycieczek. Co ważne, wszyscy oszczędzamy na alkoholu, który zwykle pożera sporo zawartości portfela – mówią członkowie klubu. To, że żyją aktywnie, widać od razu po przekroczeniu progu Arki. Ściany zdobią dyplomy z rozmaitych imprez sportowych, wyróżnia się wśród nich świadectwo uczestnictwa w słynnym maratonie nowojorskim. Członkowie i sympatycy z pasją jeżdżą na rowerach. – Kilka razy jeździłem już dookoła Polski, wkrótce wybieram się na kolejną taką wyprawę – mówi Marian Banaś, były prezes. Członkowie nie boją się też przenikliwego zimna i lodowatej wody. Są wśród nich nawet morsy. Prezentują fotografie z kąpieli w stawie w Kończycach Wielkich. Na zdjęciach wymowna data: styczeń 2008. Musi być także czas na gry zespołowe, więc abstynenci często wynajmują salę gimnastyczną w szkole, żeby pograć w siatkę. Nie mają z tym problemów, bo też wypracowali sobie dobrą markę w mieście.

Biała karta
– To dla nas bardzo ważne, kwestia zaufania jest przecież niezwykle istotna – zapewniają. Mimo tak długiej historii klubu ludzie czasem mylą abstynentów z anonimowymi alkoholikami, choć abstynent niekoniecznie jest byłym alkoholikiem. – U nas nie ma rozliczeń, każdy, kto tu przychodzi, dostaje białą kartę, którą może zapisywać od nowa. Oczywiście, że trafia do nas wielu ludzi, którzy są uzależnieni od alkoholu, ale nie piją. Jednym z naszych głównych celów jest zachęcanie takich ludzi do zachowania trzeźwości – opowiadają klubowicze. Jeden z nich dodaje, że sam niegdyś przebywał w ośrodku w Gorzycach, ale przychodzi taki czas, że leczenie odwykowe się kończy i człowiek zostaje sam ze swoim problemem.
– Niestety, czasem kończy się to w barze nad kieliszkiem wódki. Uczestnictwo w klubie pomaga, bo jest się wśród ludzi, przyjaciół, którzy rozumieją twój problem i zawsze można liczyć na ich pomoc – wyjaśnia członek klubu, który pragnie zachować anonimowość. Alkoholicy mogą tu znaleźć fachową pomoc terapeuty. Działają tzw. grupy wsparcia. Grupy samopomocowe anonimowych alkoholików i grupy rodzinne Al.-Anon istnieją odrębnie. Stowarzyszenie użycza im jedynie sal na zajęcia. – W naszych drzwiach często stają ludzie zagubieni, którzy szukają właściwej drogi. Wszyscy mogą liczyć na rzetelną informację, zapewnimy im także wsparcie. Kiedy wejdą w środowisko abstynentów, sami wybiorą przyszłą formę terapii – wyjaśnia pani Barbara.

Wspólna wartość
Oczywiście, jedno nie wyklucza drugiego: uczestnik grupy AA czy Al.-Anon może brać udział w imprezach stowarzyszenia. Warunek, a właściwie to wartość, jest jedna: trzeźwość. W trzeźwym życiu rodzi się nowa jakość. Doświadczyło tego wielu członków i sympatyków klubu. – Bez alkoholu można nauczyć się rozmawiać, tańczyć. Poczucie przynależności do grupy życzliwych pomaga. Człowiek czuje się bezpiecznie. Alkoholik nigdy nie zapomni o swoim uzależnieniu, ale u nas może znaleźć atmosferę, która pomoże w rozwiązywaniu problemów bez alkoholu – mówią w Arce. I rzeczywiście: atmosfera jest niepowtarzalna. I jak dziwić się, że w stanie wojennym trafiali tu nawet nietowarzyscy zwykle zomowcy?



Brać abstynencka liczy około 80 członków i dużo więcej sympatyków. Należą do niej nie tylko mieszkańcy Jastrzębia. Na klubowym sylwestrze w Domu Zdrojowym bawili się abstynenci z Rybnika, Raciborza, Tychów, a nawet z Krakowa! Podobno wiele miejsc zaklepano już na tegoroczny bal. Trudno się dziwić: huczna zabawa trwała do rana, w dodatku z pewnością nikogo nie bolała głowa. I to wszystko w cenie 150 zł od pary! To także wymierna korzyść z abstynencji. Działania klubu toczą się zgodnie z harmonogramem, ale są także wynikiem spontanicznych pomysłów. Tak było np. przy wyjeździe do Skoczowa w pierwszą rocznicę śmierci papieża Jana Pawła II. To dokładnie tak jak w życiu. Bo w Arce rzeczywiście toczy się życie. I to w pełni. Klub ma siedzibę przy ulicy Zielonej 18a (naprzeciw urzędu stanu cywilnego). Zaprasza w swoje gościnne progi codziennie od godz. 16 do 21. (TZ)

Komentarze

Dodaj komentarz