20022810
20022810


Pomysłodawcą uruchomienia stołówki był proboszcz ks. dziekan Wacław Basiak. To on zainspirował mieszkańców oraz przekonał strażaków do udzielenia pomocy bezdomnym i głodnym.– Często przychodzili do mnie ubodzy. Prosili o pieniądze. Nie zawsze kupowali za nie żywność. Wielu potrzebowało na wódkę i papierosy. Zacząłem wydawać im chleb. Piekarnia Kopertowski dowoziła za darmo pieczywo na parafię i tutaj rozdawaliśmy je zgłaszającym się ludziom. Z czasem do pomocy udało mi się nakłonić właścicieli sklepów. Zacząłem wydawać bony o wartości 5 złotych, za które mogli zakupić żywność. Nie mogli za nie dostać alkoholu ani żadnych innych używek. Z czasem przybyło sponsorów i wpadłem na pomysł, by otworzyć jadłodajnię – mówi ks. W. Basiak.Okazało się, że wiele osób chce pomóc pozostającym w niedostatku. Zgodę na otwarcie jadłodajni w remizie wyraził prezes OSP w Jastrzębiu Górnym Ryszard Domagała.– Sala, w której działa nasza stołówka, dotychczas przynosiła nam dochody. Była wynajmowana na różnego rodzaju uroczystości rodzinne. Teraz jednak postanowiliśmy udostępnić ją ludziom najbardziej potrzebującym. Wiązało się to z paroma przeróbkami w remizie, ale strażacy bardzo chętnie przystąpili do prac. Spełniliśmy wszystkie warunki postawione przez sanepid. Musieliśmy doprowadzić do piwnicy bieżącą wodę, bo tam zlokalizowany został punkt przygotowań posiłków. Tam obierane są głównie ziemniaki. Kuchnia znajduje się na górze. Wszystkie instytucje, do których zwróciliśmy się o pomoc, bardzo chętnie na nią przystały. Nawet Komunalnik nie pobiera dodatkowych opłat za zwiększoną ilość wywożonych spod remizy śmieci – mówi prezes R. Domagała.Koszty materiałów potrzebnych do przeróbek instalacji wodnej i gazowej w strażnicy pokryła parafia. Wszystkie prace wykonali strażacy. Trudu przygotowania posiłków podjęli się społecznie Barbara Dybaś i jej 22-letni syn Krystian. Oboje byli dotychczas bezrobotni. Teraz, choć pracują w kuchni, nie otrzymują żadnych gratyfikacji. Ośrodek pomocy społecznej zapewnił im jedynie tzw. umowy wolontariackie, co oznacza, że zostali objęci ubezpieczeniem od wypadków. Możliwe, że Krystian Dybaś od 1 sierpnia otrzyma umowę stażową z powiatowego urzędu pracy. Przed czterema miesiącami stracił pracę w McDonaldzie w Gliwicach. Teraz podjął się pomocy ludziom, którzy tak jak on pozostają bez środków do życia.– Jesteśmy tutaj codziennie od 5.30. Pracujemy na okrągło. Po wydaniu posiłków sprzątamy, a następnie rozpoczynamy przygotowania dań na następny dzień. Czasami wracamy do domu po północy. Jednak czujemy się potrzebni. Przez te dni, które tutaj spędziłam, wiem, że wiele osób liczy na taką pomoc. Trafiają do nas bezdomni, bezrobotni, żyjący w skrajnej nędzy, bez perspektyw na lepsze życie. Dla większości ten posiłek jest jedynym w ciągu dnia. Czasami są to ludzie bardzo młodzi. Potrzebują rozmowy, porady, ciepłego słowa. Staramy się z nimi rozmawiać. Dwóch chłopaków, którzy do nas przychodzą regularnie, zapisało się do klubu anonimowych alkoholików – mówi B. Dybaś.Osób korzystających z jadłodajni przybywa z dnia na dzień. Rekordem jest jak na razie 136 posiłków wydanych w ciągu dnia. Strażacy, którzy stale pomagają przy wydawaniu potraw i transporcie produktów, obawiają się, że zabraknie sponsorów.– Na razie nam to nie grozi. Liczę, że z czasem ich przybędzie – uspakaja ks. W. Basiak.Gospodarze jadłodajni mają stałych dostarczycieli produktów. Głównym jest przetwórnia mięsa Haga. Warzywa przynoszą mieszkańcy Górnego Jastrzębia, właściciele kiosków na targowisku przy ul. Północnej oraz hurtowni w Bziu. Jedna z jastrzębskich firm przekazała trochę odzieży i obuwia, które rozdano dzieciom.– Nawet nie widziałem, że można tak bardzo zaangażować się w takie przedsięwzięcie. Teraz przychodzę tutaj codziennie. Zawsze się do czegoś przydam – mówi Józef Płonka, gospodarz remizy.– To zdumiewające, jak wielu ludzi żyje w niedostatku. Okazało się, że ta stołówka była bardzo potrzebna. Jak widzę przychodzących tutaj ludzi, wiem, że nasza pomoc jest konieczna. Za gardło mnie ściska, gdy widzę 18-letnią dziewczynę, która przychodzi do nas ze swoją zaledwie dwumiesięczną córką – mówi Jerzy Gruchlik, naczelnik OSP w Jastrzębiu Górnym.Osoby przygotowujące posiłki starają się, by jadłospis był zróżnicowany. Gotują bigos, żurek, zupę jarzynową, krupnik, fasolkę po bretońsku, raz nawet były pierogi. Trzeba było ich zrobić aż 550 sztuk.Początkowo posiłki wydawano każdemu. Teraz jednak każdy zgłaszający się do jadłodajni otrzymuje specjalny bon, który musi podbić w OPS lub na parafii. Gwarantuje to, że posiłek dostanie naprawdę potrzebujący. Nigdy jedzenia nie otrzyma osoba pijana.– To jedyna tego typu placówka w mieście. Rzeczywiście jest to bardzo cenna inicjatywa. Dotychczas jedynie przy parafii św. Alberta na osiedlu Gwarków działała stołówka, w której w okresie roku szkolnego posiłki wydawane były 30 dzieciom z najuboższych rodzin – mówi Teresa Jachimowska, dyrektor ośrodka pomocy społecznej.

Komentarze

Dodaj komentarz