20022812
20022812


2 lipca, około godz. 13.30. Na chodniku przy pięknie odrestaurowanej fasadzie kamienicy zbierają się ludzie. Na betonowych płytkach leży bez ruchu malutki chłopczyk. Krwawi. Ktoś dzwoni po pogotowie.– Akurat kładłam swoje dziecko spać, kiedy usłyszałam sygnał erki. Podeszłam do okna i zobaczyłam leżące na chodniku maleństwo. Słabo mi się zrobiło, kiedy ktoś z karetki przykrył ciałko i tyle – opowiada Jolanta Reguła, sąsiadka mamy Darka.Policja ustaliła, że w mieszkaniu, z którego wypadł malec, przebywało z matką czworo dzieci: cztero- i ośmioletnie, kilkumiesięczne niemowlę i Darek. Matka przygotowywała w kuchni obiad. Dzieci bawiły się w sąsiednim pokoju, w którym było uchylone okno.– Pokój był tak nieszczęśliwie umeblowany, że pod oknem znajdował się tapczan. Okno zaś znajdowało się na wysokości zaledwie 77 cm od podłogi. Dariusz wspiął się po tapczanie na parapet, skąd spadł na chodnik – relacjonuje prokurator rejonowy Janusz Smaga. – Jeśli chodzi o dzieci, szczególnie od chwili, kiedy zaczną chodzić, nie wolno pozostawiać ich bez opieki. Nie można powiedzieć, że matka w rażący sposób to zaniedbała. Był ciepły, letni dzień. To, że uchyliła okno, nie było przestępstwem. Kobieta samotnie wychowywała dzieci, oprócz bezpieczeństwa musiała też zapewnić im wikt i opierunek. Czasem nie sposób się rozdwoić. Nie jestem jej adwokatem, ale chcę powiedzieć, że ostrożności nigdy dość, a mówię to, aby tak nieszczęśliwych wypadków było jak najmniej.Na prośbę kuratora sądowego straż miejska zawiozła matkę z dziećmi do ośrodka pomocy w dzielnicy Miedonia. Tam się nimi zaopiekowano, gdyż – jak mówi komendant raciborskiej straży miejskiej Krystian Strzondała – kobieta była w szoku. Daruś był jej oczkiem w głowie. Zdaniem prokuratora raciborzanka nie radziła sobie w życiu. Z mężem alkoholikiem żyła w separacji. Pracowała, otrzymywała też alimenty. Urodziła siedmioro dzieci, trójka z nich akurat przebywała w Zakopanem.– Wiadomo, jak dzieci: zdrowe to, ruchliwe, na miejscu nie usiedzą. Akurat okno było uchylone, ale na klatce równie dobrze mogło dojść do podobnej tragedii. Balustrada w kilku miejscach jest prowizorycznie zabezpieczona drutem i deskami – mówi Jolanta Reguła.Wspomina tragiczny wypadek sprzed dwóch lat. Idący po schodach mężczyzna dostał zawału i spadł na dół. Uderzył głową o podłogę. Pęknięta czaszka, śmierć na miejscu. Przeżyłby, gdyby w klatce były odpowiednie zabezpieczenia, czyli solidna balustrada i np. siatka rozpinana między poręczami. Mieszkanka ma pretensje do Miejskiego Zarządu Budynków, że traktuje lokatorów kamienicy po macoszemu. Jej zdaniem śliczna fasada maskuje rozpadającą się ruderę. Połowa strychu, znajdująca się dokładnie nad mieszkaniem Jolanty Reguły, jest odgrodzona taśmą broniącą wstępu. Nie wolno tam chodzić, bo grozi zawaleniem.– Ile myśmy już interweniowali! Skończyło się na tym, że MZB jedynie spięło klamrami budynek od środka i wymieniło okna w klatce na plastikowe, żeby od ulicy ładnie wyglądało.Okazuje się, że kamienica jest budynkiem socjalnym i jako taki nie odbiega standardem od innych tego typu obiektów w mieście.– Można powiedzieć, że przez remont elewacji ten standard jest nawet wyższy. Zgadzam się, że klatka jest do remontu, podniesiona zostanie m.in. wysokość barierek do obowiązujących wymogów. Remont ruszy w tym roku, jeżeli znajdą się środki w budżecie MZB – tłumaczy zastępca prezydenta Mirosław Lenk.Zastępca wyjaśnił również, że wyremontowano elewację, gdyż odnawiano wszystkie kamienice w ciągu ul. Londzina, a zostawienie jednej zaniedbanej brzydko by kontrastowało.

Komentarze

Dodaj komentarz