– Są czymś w rodzaju wydanej przed wojną „Kroniki Pszowa” Konstantego Kowola. Z jednej strony ukazują współczesne oblicze miasta, z drugiej – sięgają do historii. Dzisiaj istnieje wielkie zapotrzebowanie społeczne na wiedzę o swoim regionie. Nawet młodzież szkolna zainteresowana jest naszym wydawnictwem. Ciekawe, skąd w dobie narodzin globalnej Europy taka tęsknota za małymi ojczyznami.– Podobno z „Zeszytów” korzystają również nauczyciele na lekcjach historii.– Tak. Ma to związek z tematyką regionalną w dzisiejszych programach edukacyjnych. Zeszyty zawierają wiele materiałów historycznych. Staramy się, aby w każdym numerze było coś ciekawego z historii Pszowa. W specjalnej rubryce pokazujemy ludzi tej ziemi, publikujemy zdjęcia archiwalne. Problematyka współczesna jest jakby na marginesie „Zeszytów”. Całkowicie unikamy lokalnej polityki. Tym niech się zajmują inni.– Jako redaktor naczelny wydawnictwa historycznego ma pan wiele wspólnego ze wspomnianym Konstantym Kowolem. Obaj jesteście historykami-amatorami.– To prawda. Muszę się jednak pochwalić, że jest we mnie kawałeczek zawodowca. Był taki czas, gdy studiowałem historię. Po trzech semestrach przerwałem studia. Trochę mi tego szkoda. Natomiast Konstanty Kowol był całkowitym amatorem, bo miał jedynie świadectwo szkoły powszechnej. Trzeba jednak przyznać, że świetnie orientował się w tematyce historycznej. „Kronika Pszowa” napisana została ponad 60 lat temu, a do dziś podziwiać można bogaty języka autora i doskonałą znajomość rzemiosła. To był prosty rolnik z wielkim talentem pisarskim.– Skąd u pana zainteresowanie historią?– Ono najczęściej chyba rodzi się we wczesnym dzieciństwie. W moim przypadku nierozerwalnie wiąże się z na wpół baśniowymi opowieściami babci o różnych ludziach, miejscach i zdarzeniach pszowskich. Nie mam wątpliwości, że zaciekawienie tym dawnym światem obudziła we mnie właśnie ona. Gdybym jeszcze raz mógł wrócić do studiów historycznych, zająłbym się starożytnością lub średniowieczem. Im przeszłość starsza, bardziej odległa, tym ciekawsza, urzekająca swą tajemniczością.– Uda się utrzymać „Zeszyty Pszowskie” na rynku?– Mam nadzieję, że tak. Byłaby to dla mnie klęska, gdyby przy tym zalewie makulatury kioskowej nie udało się uratować „Kroniki Pszowa”.– Życzę powodzenia.
– Są czymś w rodzaju wydanej przed wojną „Kroniki Pszowa” Konstantego Kowola. Z jednej strony ukazują współczesne oblicze miasta, z drugiej – sięgają do historii. Dzisiaj istnieje wielkie zapotrzebowanie społeczne na wiedzę o swoim regionie. Nawet młodzież szkolna zainteresowana jest naszym wydawnictwem. Ciekawe, skąd w dobie narodzin globalnej Europy taka tęsknota za małymi ojczyznami.– Podobno z „Zeszytów” korzystają również nauczyciele na lekcjach historii.– Tak. Ma to związek z tematyką regionalną w dzisiejszych programach edukacyjnych. Zeszyty zawierają wiele materiałów historycznych. Staramy się, aby w każdym numerze było coś ciekawego z historii Pszowa. W specjalnej rubryce pokazujemy ludzi tej ziemi, publikujemy zdjęcia archiwalne. Problematyka współczesna jest jakby na marginesie „Zeszytów”. Całkowicie unikamy lokalnej polityki. Tym niech się zajmują inni.– Jako redaktor naczelny wydawnictwa historycznego ma pan wiele wspólnego ze wspomnianym Konstantym Kowolem. Obaj jesteście historykami-amatorami.– To prawda. Muszę się jednak pochwalić, że jest we mnie kawałeczek zawodowca. Był taki czas, gdy studiowałem historię. Po trzech semestrach przerwałem studia. Trochę mi tego szkoda. Natomiast Konstanty Kowol był całkowitym amatorem, bo miał jedynie świadectwo szkoły powszechnej. Trzeba jednak przyznać, że świetnie orientował się w tematyce historycznej. „Kronika Pszowa” napisana została ponad 60 lat temu, a do dziś podziwiać można bogaty języka autora i doskonałą znajomość rzemiosła. To był prosty rolnik z wielkim talentem pisarskim.– Skąd u pana zainteresowanie historią?– Ono najczęściej chyba rodzi się we wczesnym dzieciństwie. W moim przypadku nierozerwalnie wiąże się z na wpół baśniowymi opowieściami babci o różnych ludziach, miejscach i zdarzeniach pszowskich. Nie mam wątpliwości, że zaciekawienie tym dawnym światem obudziła we mnie właśnie ona. Gdybym jeszcze raz mógł wrócić do studiów historycznych, zająłbym się starożytnością lub średniowieczem. Im przeszłość starsza, bardziej odległa, tym ciekawsza, urzekająca swą tajemniczością.– Uda się utrzymać „Zeszyty Pszowskie” na rynku?– Mam nadzieję, że tak. Byłaby to dla mnie klęska, gdyby przy tym zalewie makulatury kioskowej nie udało się uratować „Kroniki Pszowa”.– Życzę powodzenia.
Komentarze