Pseudoartystów ma dość Jan Grabowiecki, wodzisławski radny i prezes Spółdzielni Mieszkaniowej ROW. Nie krył oburzenia na ostatniej sesji miejskiej, podczas której szef policjantów podsumowywał zeszły rok ich działalności.
– Pan prezydent zaprasza tu turystów, uczestnicząc w rozmaitych imprezach. Ale nie zauważa, że malunki na budynkach i przystankach to nie jest najlepsza wizytówka. Trzeba coś z tym zrobić – uważa. Radny Edward Szczygieł twierdzi, że stróże prawa nie radzą sobie z problemem. – Czy nie przeszkadzają panu te wulgaryzmy wypisywane wszędzie pod waszym adresem? Trzeba to ukrócić, by wandale przestali na was pluć! – grzmiał do komendanta. Podinsp. Dariusz Ostrowski ocenia, że to problem wielu miast. – Wykrycie tego typu wykroczeń jest niezwykle trudne. Bo wszystko dzieje się zwykle nocą. Tam, gdzie teren obserwują kamery, udaje się ustalić sprawców. Zwykle odpowiadają za wykroczenie, bo straty nie przekraczają 250 zł – wyjaśnia podinspektor Ostrowski.
Ale w samej tylko Spółdzielni Mieszkaniowej ROW usuwanie szkód wyrządzonych przez grafficiarzy w minionym roku kosztowało ponad 100 tys. zł. – Ale to koszty jedynie niewielkich robót polegających na zamalowaniu niecenzuralnych napisów. Myślę, że rzeczywiste straty w naszych zasobach sięgają miliona zł – ocenia Jan Grabowiecki. Jak podkreśla radny Grabowiecki, nie chce wojny z grafficiarzami, bo oni zawsze będą obecni. – Ale trzeba jakoś trafić do tych ludzi, wśród których jest wielu kibiców Odry. Wyznaczmy im może miejsca do malowania – proponuje Jan Grabowiecki i deklaruje, że w osiedlach spółdzielni ROW sam może wskazać wiele ścian. – To na przykład różne tunele i przejścia. Jeżeli będzie to jakiś ładny rysunek, dlaczego nie ma ich ozdobić? – pyta.
Prezydent Mieczysław Kieca stwierdza, że takiego rozwiązania już próbowano. – Dla kibiców grafficiarzy wyznaczyliśmy do pomalowania stadionowe budki. Zainteresowanie było niewielkie. Mam wątpliwości co do tego, czy osoby, które będą akurat szły malować wyznaczone miejsce, po drodze nie będą też malowały innych – dodaje prezydent.
Podobny problem miały władze Radlina. – Jakiś czas temu musieliśmy odnawiać przystanki autobusowe. Zaproponowaliśmy grafficiarzom, by na nich dali upust swojej twórczej pasji. Napisy czy jakieś rysunki na budynkach i przystankach pojawiają się teraz sporadycznie, bo każdy artysta dba o to, by jego dzieło było widoczne jak najdłużej – mówi wiceburmistrz Piotr Śmieja. (Amis)
Komentarze