20022912
20022912


24 młodych mężczyzn w wieku od 20 do 30 lat przebywa w działającym od ponad trzech miesięcy domu pomocy dla narkomanów w Krzyżowicach. Wszyscy należą do wspólnoty Cenacolo założonej przez włoską zakonnicę Elvirę. Wspólnota ma charakter międzynarodowy. W domu zamieszkali nie tylko Polacy, ale także Chorwaci, Włosi i Niemcy. Zgodnie z założeniami wspólnoty językiem obowiązującym jest włoski, dlatego wszyscy przechodzą intensywny kurs nauki tego języka. Edukacja nie jest prosta. Nie mają wykwalifikowanego nauczyciela. Uczą się sami. Najtrudniej idzie Niemcowi. Codziennie wieczorem przy kolacji musi powtórzyć przynajmniej dwa zdania, jakie poznał w trakcie minionego dnia.Cenacolo działa w budynku, który na potrzeby wspólnoty oddał zakon Sióstr Służebniczek Bożych. Znajduje się on przy krzyżowickiej parafii pod wezwaniem św. Michała Archanioła.– W trakcie mojej posługi poznałem wielu młodych ludzi, którzy poprzez narkotyki stracili szansę na normalne życie. Ten nałóg ma niesamowicie niszczycielski wpływ na psychikę człowieka. Zabija w nim wszystko, co dobre. Przede wszystkim odbiera chęć do życia. Postanowiłem im w jakiś sposób pomóc. Kiedy trafiłem do Krzyżowic okazało się, że na terenie parafii znajduje się budynek, który z powodzeniem można zaadaptować na potrzeby ośrodka dla osób uzależnionych od narkotyków. W krótkim czasie udało nam się doprowadzić do jego adaptacji na potrzeby wspólnoty Cenacolo – mówi ks. Adam Szcześniewski, proboszcz parafii w Krzyżowicach.Trafiający do wspólnoty muszą zadeklarować chęć zerwania z nałogiem i dać świadectwo odwrotu od narkotyków. Podczas pobytu w domu Cenacolo pracują i spotykają się z młodzieżą szkół średnich i gimnazjów, której opowiadają o swoim życiu, o spustoszeniu, jakie w nich poczyniły narkotyki, o zgubie niesionej przez ten nałóg.– To są bardzo skomplikowane historie. Każdy z nas przeżywał to na swój sposób. Mogę mówić tylko o sobie. Wiem, że tego, przynajmniej na początku, nie widać na zewnątrz. Nie jesteś sobie w stanie wyobrazić, jak zręcznie potrafi człowiek kłamać. Okłamuje przede wszystkim siebie i najbliższych. Rodzice? Oni dowiadują się najpóźniej. Ojciec był zszokowany. Winił matkę, że nie widziała, jak wracałem do domu na haju. On pracował 12 godzin na dobę. W domu był tylko gościem. Nie było między nami żadnego kontaktu – mówi 26-letni Piotr.Opowiada, jak wpadł w błędne koło. Zaczyna się niewinnie. Od tych najlżejszych narkotyków. Z czasem przestają wystarczać. Człowiek sięga po coraz mocniejsze środki. Później traci umiar. Kiedy nałóg dostrzegają najbliżsi, próba pomocy z ich strony jest zazwyczaj spóźniona.– Wiem, że jest to może nie do zrozumienia dla wszystkich, że teraz potrafię usiąść przed uczniami szkoły średniej i tak otwarcie mówić o własnym upodleniu. Też sobie tego nie wyobrażałem. Jednak jest w tego typu terapii coś, co pozwala zwolnić wszelkie hamulce. Człowiek wie, że te historie mogą przemówić do rozsądku młodych ludzi. Niektórzy z nich może już teraz popalają trawkę. Niech nasz przykład będzie ostatnim ostrzeżeniem – mówi Sinisza, Chorwat, który trafił do Polski kilka lat temu.Pobyt we wspólnocie nic ich nie kosztuje, ale muszą utrzymać się sami. Jedzą tylko to, co wyhodują lub otrzymają od innych ludzi. Gotują też sami.– Początkowo były z tym kłopoty. Nie każdy z nas ma talent kulinarny. W zależności od tego, kto miał dyżur, jakość posiłków była zróżnicowana. Teraz jest już łatwiej. Każdy się czegoś uczy. Początkowo umiałem zrobić tylko jajecznicę, ewentualnie ugotować ziemniaki. Koledzy musieli jeść to, co im przyrządziłem – opowiada Andrzej, były student polonistyki.Do wspólnoty trafiają dary ofiarowane przez uczniów szkół, w których gościli byli narkomani. Młodzież chętnie wspomaga ich w walce o powrót do normalnego życia.– Nie ma co ukrywać. Najbardziej brakuje nam makaronów. Jest wśród nas kilku Włochów. Dla nich to podstawa żywienia. Potrafią przygotowywać go na różne sposoby. Nie możemy jednak wybrzydzać, przydaje się wszystko – mówi Piotr.Mieszkańcy Krzyżowic początkowo dość chłodnie przyjęli pomysł proboszcza, by w ich wsi otworzyć ośrodek dla narkomanów. Nie było żadnych protestów, ale panował nastrój nieufności. Mówi o tym proboszcz ks. A. Szcześniewski.– Nie chciałem narzucać wiernym swojej woli. Długo z nimi rozmawiałem. Przygotowałem ich na to, co nas czeka. Argumentowałem, że należy się pomoc ludziom, którzy nie potrafili odpowiednio pokierować swoim życiem. To wyraz miłosierdzia Bożego. Wiem, że argumenty te trafiły do mieszkańców Krzyżowic. Członkowie wspólnoty zostali przez nich zaakceptowani. Dowodem tej symbiozy było uroczyste otwarcie domu wspólnoty, na które przybyły całe rodziny krzyżowiczan – mówi proboszcz.Dla wielu chłopaków z Cenacolo ten dzień na długo pozostanie w pamięci jeszcze z innego powodu. Na inaugurację działalności wspólnoty do Krzyżowic zjechali ich najbliżsi: rodzice, bracia i siostry. Był to ich pierwszy kontakt z nimi od kilku miesięcy.

Komentarze

Dodaj komentarz