Walne zebranie odbywało się 10, 11 i 12 czerwca. Z ogólnej liczby głosujących członków ponad 460 osób, zdecydowana większość opowiedziała się za odwołaniem rady nadzorczej. Rada nie otrzymała także absolutorium, przyjęto jedynie sprawozdanie z działalności finansowej. Zdecydowane działania członków spółdzielni podobają się Januszowi Tarasiewiczowi z Krajowego Związku Lokatorów i Spółdzielców województwa śląskiego, który uważa wręcz, że to przełom w polskiej spółdzielczości mieszkaniowej i dowód, że następują w niej pozytywne zmiany, w myśl nowelizacji ustawy z czerwca 2007 roku. Jego zdaniem teraz staje się jasne, dlaczego większość zarządów była niechętna nowelizacji.
Praktyczne zapisy
Po prostu obawiano się wysokiej świadomości spółdzielców. – Okazuje się, że zapisy ustawy są bardzo praktyczne, np. w części związanej z walnymi zgromadzeniami. Odwołanie rady nadzorczej wynika z tego, że głos mieli członkowie spółdzielni, a nie ich przedstawiciele. Większość z nich dotąd nie dostrzegała problemów zwykłych mieszkańców. Często była głucha na głosy jej członków. 80-procentowe poparcie wniosku o odwołanie rady świadczy na korzyść powyższej tezy. Wcześniej władze GSM nie chciały zwołać walnego zgromadzenia, choć wnioskodawcy zebrali wymaganą liczbę podpisów, która w tym przypadku wynosiła ponad 1100 – dodaje Janusz Tarasiewicz.
Inne zdanie na ten temat ma Henryk Gałązka, jeden z odwołanych członków rady. Jak wyjaśnia, we wniosku z 6 maja o zwołanie walnego zebrania zarząd zakwestionował liczbę podpisów. – Tym niemniej, gdy już doszło do jego zwołania, przedstawiono radzie szereg zarzutów, m.in. nienależytego wypełniania swojej roli, wypłacania premii prezesowi czy zapłacenia podatku, który należało odprowadzić zgodnie z prawem, a to przecież absurd. W obliczu takich oskarżeń przygotowałem się do zebrania i miałem gotowe odpowiedzi na zarzuty. Niestety nie udzielono mi głosu – mówi Henryk Gałązka. Jak twierdzi, zebranie było niezgodne z prawem, dlatego, że złamano regulamin.
Bez prawa głosu
Punkt 7b, który dodano na 15 dni przed walnym, przewiduje możliwość odpowiedzi członków rady na zarzuty. On został tej możliwości pozbawiony. Ponadto w innym punkcie regulaminu jest zapis, że członkowie rady mogą zabierać głos poza kolejnością. Na walnym nie był on respektowany. Przemawiał tam także człowiek, który nie miał prawa głosu. – W tej sytuacji kieruję sprawę na drogę sądową. Demokracja polega przecież na tym, że prawo do obrony i przedstawienia swojego stanowiska powinien mieć każdy oskarżony – argumentuje Henryk Gałązka.
Tekst i zdjęcie: TOMASZ ZIĘTEK
Były już działacz spółdzielczy ma także podejrzenia co do sposobu przeprowadzenia samego głosowania. – Dziwi mnie to, że dopuszczono różne rodzaje skreśleń, brak głosów nieważnych, a także to, że dorabiano karty do głosowania. Zaznaczam przy tym, że nikogo nie oskarżam, jednakże jestem zdumiony takimi praktykami. Nie zależy mi na stanowisku czy 300 złotych, które dostawałem za pracę w radzie. Chodzi mi nie tyle o wynik głosowania, co o złamanie pewnych zasad – kończy Henryk Gałązka. (TZ)
Komentarze