– Widziałam, że wcale się tym nie przejął. Odjechał, nie spisawszy nawet żadnej notatki, która świadczyłaby o tym, że w Rybniku wysiadła pasażerka, której bagaż zniknął w dziwnych okolicznościach – opowiada Jolanta Wieczorek. Jak mówi, tego samego dnia zgłosiła zaginięcie bagażu w wodzisławskiej siedzibie firmy Pinior Euro-Favorit. Dzwoniła tam jeszcze przez dwa kolejne dni, ale żadnej konkretnej odpowiedzi nie uzyskała. Po kilku dniach musiała wracać do Niemiec, a ponieważ nie mogła doczekać się nawet zapowiedzi decyzji w swojej sprawie, wystosowała do firmy oficjalne pismo. Wartość skradzionego, jak to określiła, bagażu wyceniła w nim na 2,5 tys. euro i zażądała tysiąca euro zadośćuczynienia.
„Moja torba była w czarno-białą kratę i oznakowana imiennie. Nie mogła być w żadnym wypadku wydana omyłkowo. Na kolejnych przystankach kontrolowałam wydawane bagaże i swojego wśród wydawanych pasażerom nie zauważyłam” – czytamy w piśmie. W firmie dowiedzieliśmy się najpierw, że o kradzieży powiadomiono policję, a później, że do klientki zostanie wystosowane pismo z informacją, że sprawą zajmie się policja, a firma wypłaci jej 400 zł odszkodowania. To kwota widniejąca w umowie spisywanej z pasażerami kupującymi bilety na kursy międzynarodowe. – Jeśli bagaż ma większą wartość, pasażer może go ubezpieczyć indywidualnie – usłyszeliśmy w słuchawce. W zeszłym tygodniu pani Jolanta otrzymała pismo z firmy Pinior, ale zaskakująco lakoniczne.
Było w nim tylko jedno konkretne zdanie, w którym czytamy, że, tu cytat: trudno nam jednoznacznie wytłumaczyć sytuację, jaka Pani się przytrafiła, dlatego oddaliśmy sprawę do naszego pełnomocnika o zgłoszenie tego faktu jako kradzież. Co ciekawe, informacja o gotowości firmy do wypłacenia odszkodowania w wysokości 400 zł, mimo wcześniejszych zapowiedzi, w ogóle się w nim nie znalazła. Mając na uwadze realia, trudno wiązać jakieś nadzieje z postępowaniem policji w tak trudnej sprawie. Zaczekamy więc na finał wymiany korespondencji między przewoźnikiem a klientką.
Tekst i zdjęcie: WACŁAW TROSZKA
Jak wyjaśnia Kazimiera Lalik, rzecznik konsumentów w jastrzębskim magistracie, zgłoszenie kradzieży bagażu nie zwalnia przewoźnika z odpowiedzialności wobec klienta. – Bilet dotyczy i pasażera, i jego bagażu, więc przewoźnik odpowiada i za podróżującego, i za torby, choć nieraz bagaż zostawał na peronie. Najlepiej będzie, jeśli strony dojdą do porozumienia. Skierowanie sprawy do sądu to ostateczność. Sąd może jednak w sposób najbardziej obiektywny wyliczyć wartość straty i ustalić winowajcę. Bywało już, że nakazywał firmie wypłacić odszkodowanie w wysokości 80 proc. kwoty wskazanej przez pasażera – mówi pani rzecznik. Jak dodaje, owa gwarantowana kwota wypłacana przez przewoźników to praktyka stosowana właściwie powszechnie. – Jeśli klient domaga się wyższego odszkodowania, pozostaje mu udowodnić, iż jego bagaż był wart więcej niż 400 zł – mówi Kazimiera Lalik. (WaT)
Komentarze