POD Zacisze liczy blisko 800 działek. Na jego teren wejść można przez cztery bramy, ale do jednej z nich nie da się podjechać samochodem. Aby się do niej dostać, trzeba pokonać około 700-metrowej długości polną drogę przebiegającą przez tereny należące do pięciu prywatnych właścicieli. Przez ponad 30 lat nie było z tym problemów. Żaden z rolników posiadających w tym rejonie swoje nieruchomości i pola nie miał nic przeciwko temu, że po tej drodze jeździli działkowicze. Problemy zaczęły się w 2006 roku, kiedy to niedokończony dom w sąsiedztwie drogi wykupił od dotychczasowego właściciela Jan Cycoń.
Zakaz ruchu
Właściciel dobrze prosperującego przedsiębiorstwa doszedł chyba do wniosku, że skoro część drogi należy do niego, to tylko on może po niej swobodnie przejeżdżać. U wlotu drogi ustawił więc znak zakazu ruchu, które nie dotyczą jedynie mieszkańców. Od tej pory rozpoczęły się utarczki z działkowcami. – Blokuje nam drogę, złośliwie parkuje tak, by nie można było przejechać. Jeśli nawet ktoś wjedzie pod bramę ogrodów, to wzywa policję, a ta karze działkowców mandatami – mówi Andrzej Kurzanowski, prezes POD Zacisze. On sam podjął się zadania negocjacji z nowym właścicielem domu i fragmentu drogi. Niestety nie przyniosły one efektów.
– Pan Cycoń nie zmienił swojego stanowiska, choć osobiście rozmawiałem z nim kilka razy. Nie wiem, czym kieruje się, stwarzając nam takie problemy. Przecież nie jest to droga, po której można jeździć szybko. Nie ma więc mowy o zakłócaniu spokoju – mówi prezes Kurzanowski. Podkreśla, że dla właścicieli blisko 300 ogródków nie ma innego dojazdu z uwagi na ukształtowanie terenu. Działkowicze zwracają uwagę na to, że czasami, zwłaszcza w okresie wiosennym i letnim, do ogródka trzeba poprzywozić trochę rzeczy. Teraz zmuszeni są zostawiać samochody przy ul. Korfantego i na własnych rękach transportować wszystko na teren działek.
Zielone płuca
– Te ogrody są zielonymi płucami miasta. Tutaj przywozi się starsze osoby, by mogły wypocząć z dala od zgiełku. Teraz jednak muszą one przejść jeszcze spory kawałek drogi, by dojść do ogrodu – przekonuje Andrzej Kurzanowski. Podkreśla, że pozostawienie samochodu bez nadzoru na ul. Korfantego niesie ze sobą spore ryzyko. Tuż obok znajduje się tzw. jastrzębski Manhattan, czyli osiedle bloków socjalnych. Kilku z działkowiczów przekonało się już na własnej skórze, co to oznacza. Z ich samochodów skradzione zostały radia, lusterka i inne elementy wyposażenia.
Właściciel działki, po której przebiega droga prowadząca w kierunku ogródków, pozostaje jednak nieugięty. – Po to kupiłem ten dom i ziemię, by uciec z miasta. Chcę mieć święty spokój, a nie ciągły ruch samochodów pod oknami – mówi Jan Cycoń. Dodaje, że za własne pieniądze utwardził drogę na całej długości prowadzącej w kierunku jego domu. Nie chce, aby te nakłady poszły na marne. Działkowcy szukają więc pomocy w urzędzie miasta. W ubiegłym roku, w trakcie dokonywania zmian w planie przestrzennego zagospodarowania, sporna droga uzyskała bowiem status publicznej.
Kiedy przejmą
Póki co nie zmieniło to jeszcze sytuacji właścicieli działek, ale teraz pojawiła się szansa na przejęcie jej przez gminę. Działkowcy liczą, że w niedalekiej przyszłości lokalne władze podejmą decyzję o wykupie terenów, przez które przebiega droga, a co za tym idzie znikną ich problemy z dojazdem. – To, że droga uzyskała status publicznej w przestrzennym planie zagospodarowania, wcale nie oznacza, że natychmiast musi być przez miasto wykupiona. Decyzja w tej sprawie należy do radnych, którzy ustalają kształt budżetu. Jeżeli znajdą się w nim pieniądze na wykup, to do niego dojdzie – mówi Katarzyna Wołczańska, rzeczniczka magistratu.
Działkowcy z Zacisza ostatnio zrobili kolejny krok w celu zabezpieczenia swoich interesów. Niedawno spotkali się z radnymi i próbowali przekonać ich do swoich racji. Jakie będą efekty tych starań, przekonamy się jednak dopiero pod koniec roku, kiedy to przyjmowany będzie przyszłoroczny budżet miasta. (AK)
Komentarze