Deficyt na pewno znowu będzie mniejszy od przewidywanego – uważa Adam Fudali
Deficyt na pewno znowu będzie mniejszy od przewidywanego – uważa Adam Fudali

– Skąd się bierze zadłużenie miasta?
– Normalnie można zainwestować tylko środki, które pozostają po pokryciu kosztów bieżącego funkcjonowania miasta. Pojawiły się jednak przedakcesyjne dotacje Unii Europejskiej i nieskorzystanie z nich byłoby grzechem. Mogłem robić niewiele, czyli bilansować każdy kolejny budżet, albo inwestować więcej, wykorzystując dotacje z unii. Pokryły one blisko 70 proc. wartości kluczowych zadań. Tak duże pieniądze już nigdy więcej do Polski z Brukseli nie popłyną. Słuchając opozycji w sprawie deficytu, doprowadziłbym miasto do stagnacji.

– Czyli gdyby nie dotacje, Rybnik wyglądałby zupełnie inaczej.
– To oczywiste, że byłoby inaczej, gdybyśmy poprzestali na naszych środkach. Tymczasem rozwijające się miasto przyciągało inwestorów. Mamy centra handlowe, które nie tylko dają miejsca pracy, ale i płacą podatki od nieruchomości, a to kolejne miliony, które możemy zainwestować. Mamy też przedsiębiorców w specjalnej strefie ekonomicznej obok elektrowni. Bez deficytu i zadłużenia nie mielibyśmy akademickiego kampusu, zmodernizowanego stadionu i szkoły muzycznej. Nie bralibyśmy się też za dokończenie budowy krytej pływalni w dzielnicy Boguszowice. Wydaje mi się, że było warto. Tego, co udało się wybudować przy wykorzystaniu unijnych pieniędzy, nikt nam już nie odbierze.

– Czyli załamanie miejskich finansów, które wróżą niektórzy opozycyjni radni, jest zupełnie nierealne? Nie obawia się pan skutków kryzysu?
– Na pewno po siedmiu latach tłustych przyjdą chude, ale to nie znaczy, że miasto w ogóle nie będzie mogło inwestować. Nie będziemy mogli tylko pozwolić sobie na duże zadania o wartości np. 150 mln euro. Są narzędzia, które spróbujemy wykorzystać, np. partnerstwo publiczno-prywatne, choć dziś ustawa regulująca jego zasady nie przystaje do realiów. Zabiegamy o jej poprawienie. W oparciu o takie partnerstwo chciałbym zmodernizować kąpielisko Ruda czy ośrodek MOSiR-u w Kamieniu. Dodam, że mamy już pieniądze m.in. na budowę sieci szerokopasmowego internetu, rozbudujemy system monitoringu, wybudujemy nową drogę, która połączy ślepą dziś ul. Chrobrego z ul. Powstańców Śl. Jest wiele projektów, które chcemy realizować dzięki wsparciu z regionalnych programów operacyjnych. Trudno dziś powiedzieć, jakie będą skutki kryzysu. Nasz budżet uważam za bezpieczny. Będziemy go też realizowali bardzo oszczędnie, a każdą wolną złotówkę przeznaczali na zmniejszenie deficytu.

– Opozycyjni radni porównali jednak Rybnik do Titanica, co brzmi bardzo złowieszczo.
– Proszę się nie obawiać, miasto w dalszym ciągu będzie posprzątane, ukwiecone i oświetlone. Wciąż będą prowadzone różne inwestycje. Grozi nam tylko jedno: rozwój, który budzi czasem zazdrość niektórych sąsiadów.

– O ile pamiętam, jeszcze się nie zdarzyło, by założony deficyt dotrwał w tej samej wielkości do sesji absolutoryjnej. Drażni się pan w ten sposób z opozycją?
– Nie, wynika to z zasad, które przyjęliśmy. Na planowane przychody patrzymy pesymistycznie, zakładając np. mniejsze wpływy z podatków, niż wynika to z prognoz. Potem w ciągu roku dokonujemy wielu zmian, bo wynik jest zawsze lepszy od przewidywanego. Trwa spór prawny z Elektrownią Rybnik w sprawie m.in. opodatkowania Zalewu Rybnickiego. Jego stawką jest kilka milionów zł. Do wygrania jeszcze daleko, ale na dziś wszystko zmierza w korzystnym dla nas kierunku.

– Ile urząd ma swobody w żonglowaniu gminnymi finansami?
– Deficyt nie może być większy od 60 proc. planowanych dochodów, zaś na obsługę zadłużenia wolno przeznaczyć najwyżej 15 proc. ich kwoty. Znam w tym względzie rozwiązania niemieckie, francuskie, włoskie i angielskie i wygląda na to, że nasze regulacje nie przystają do reszty Europy. Wiem, jak potwornie są zadłużone niektóre miasta niemieckie. Nie ufamy jedynie własnym wyliczeniom, ale nasze prognozy potwierdzają również stosowne instytucje.

– Dla przeciętnego mieszkańca zadłużenie miasta to właściwie abstrakcja, bo przecież nikt nie musi się obawiać, że zjawi się u niego komornik.
– No tak... Rozumiem, że opozycja szuka sposobu na przyłożenie prezydentowi, ale trafia kulą w płot. Próbuje przekonać mieszkańców, że w mieście dzieje się źle, ale nie ma racji. Zresztą mieszkańcy sami widzą, jak jest.



W czasie grudniowej sesji rybniccy radni znów dyskutowali o zadłużeniu miasta, które według uchwalonego budżetu wyniesie na koniec 2009 roku ponad 306 mln zł. Ma to stanowić blisko 56 proc. zaplanowanych dochodów. Stanisław Stajer, radny niezależny, wróżąc rychłe załamanie gminnych finansów, porównał po raz kolejny Rybnik do Titanica, zmierzającego ku lodowej górze. Z kolei Piotr Kuczera z PO przekonywał, że miasto stoi w obliczu olbrzymiej stagnacji. Wyliczył też, że jeśli zadłużenie osiągnie planowaną wartość, na statystycznego mieszkańca przypadnie 2300 zł długu.
Prezydent Adam Fudali przekonywał, że nie będzie tak źle, a sytuację poprawią dotacje, które Rybnik otrzyma w ramach regionalnego programu operacyjnego. Zapewniał też, że deficyt budżetowy, zaplanowany na poziomie 146,3 mln zł, znowu będzie znacznie mniejszy. Wypada tu dodać, że na tej samej sesji radni skorygowali budżet 2008, zmniejszając deficyt do 29 mln zł, choć zakładano, że wyniesie on ponad 129 mln zł. Za przyjęciem budżetu były koalicyjne kluby BSR-u i PiS-u (18 głosów), a przeciw opozycyjni klub PO i Stanisław Stajer (8). (WaT)

Komentarze

Dodaj komentarz