Żeby dostać dotację do wymiany pieca, trzeba spełnić wiele rygorów
Żeby dostać dotację do wymiany pieca, trzeba spełnić wiele rygorów

– Taki operator musi być w każdej gminie, która realizuje program – mówi Barbara Chrobok, rzeczniczka magistratu.
Tłumaczy również, że operator ma w obowiązkach: dokonywanie przeglądów kotłowni, przygotowanie projektów, reprezentowanie klienta, sprawdzanie, czy dany piec spełnia wymogi, kontrolowanie jakości robót, dokonywanie odbioru, czyli wszystko, od dokumentów poczynając, na dopuszczeniu do użytku nowej kotłowni kończąc. Kiedy okazało się, że zadaniami operatora po godzinach zajęło się dwóch pracowników, z którymi były już dyrektor ZGMiR podpisał stosowne umowy, a pieniądze szły do ich kieszeni, wybuchła afera. W sumie dwoje ludzi zarobiło na tych usługach ponad 16 tys. zł. To zastępca dyrektora ds. technicznych oraz kierowniczka ds. technicznych.
Wielu mieszkańców uważa, że sprawa jest kontrowersyjna i nieetyczna. W magistracie nie podzielają tej opinii i twierdzą, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. – Po prostu większość mieszkańców chciała, żeby te prace robiono po godz.15, kiedy będą w domach. Siłą rzeczy te dwie osoby musiały zająć się tym po godzinach i dostać zapłatę za pracę – tłumaczy Barbara Chrobok. Wyjaśnia też, że tu wszystko opiera się o uprawnienia budowlane, jakie w Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej i Komunalnej mają cztery osoby. Jedna odmówiła, bo zaproponowana stawka 340 zł brutto za kocioł była za niska, druga nie przyjęła zlecenia ze względów osobistych. W tej sytuacji pozostały dwie.
Jedna w ramach umowy zlecenia miała do wykonania 15 punktów, druga 33. W przypadku zastępcy dyrektora zarobek wyniósł ponad 5 tys. zł brutto, w przypadku kierowniczki ponad 11 tys. zł brutto. Ponad 3,3 tys. zł dostała osoba, która wykonała niezbędne kosztorysy. Skąd więc zamieszanie i podejrzenia, że szefostwo ZGMiR zbija kokosy na programie niskiej emisji? Rzeczniczka magistratu przyznaje, że afera wybuchła wtedy, kiedy jedna z osób odbierała pieniądze w kasie. – Tak się złożyło, że nie wypłacano jej stawki za każdy piec, ale całą kwotę za pół roku – stwierdza pani rzecznik. Jak dodaje, zamieszanie może się powtórzyć i w tym roku. Urząd wystąpił bowiem do starostwa o dofinansowanie ludziom zapłaty do operatora. Mieszkańcy dostaną do wspomnianego tysiąca zł 80 proc. dotacji, czyli zapłacą 200 zł. W magistracie mają więc obawy, że może dojść do kolejnych wyrzutów, bo w zeszłym roku ludzie musieli wydać pięć razy więcej. Operatorem programu również będzie ZGMiR, bo firma zewnętrzna byłaby droższa. – Za umowę na jeden punkt mieszkaniec musiałby zapłacić ponad 600 zł brutto. Wtedy opłata dla operatora wyniosłaby około 2 tys. zł. W ZGMiR umowa na jeden piec dalej będzie kosztowała 340 zł brutto, a opłata dla operatora pozostaje w wysokości 1 tys. zł – informuje rzeczniczka magistratu.

Komentarze

Dodaj komentarz