20023608
20023608


- Nagle wszyscy zaczęli się nami martwić: urząd miasta, starostwo, radni. Coś nam się wydaje, że wszystko przez wybory - ze smutkiem zauważa Henryk Taszka, który z żoną Krystyną przewodniczy komitetowi protestacyjnemu.Wspomina rok 1996. Wówczas gliwicki GZE zwrócił się do nich z prośbą o wyrażenie pisemnej opinii w sprawie modernizacji sieci wysokiego napięcia. Wszyscy byli przeciwni, mimo to władze miasta wydały pozytywną decyzję o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Ludzi zbulwersowało postępowanie magistratu, nieliczenie się z ich głosami, a nawet lekceważenie. Urząd miasta bronił się: nie można było nie wydać zgody, zwłaszcza że GZE przedłożył ocenę oddziaływania inwestycji na środowisko, pozytywną opinię planowanej modernizacji wydał wydział ekologii urzędu wojewódzkiego oraz Państwowy Wojewódzki Inspektorat Sanitarny. Ludzie odwoływali się do różnych instytucji. Ping-pong na pisma trwał do grudnia 1998 roku. Ostatecznie GZE nie rozpoczęło prac. Chociaż miasto udostępniło grunt, to pozwolenie na budowę musiał wydać urząd rejonowy, który odmówił. Jako uzasadnienie podał brak zgody właścicieli działek, nad którymi biegnie linia wysokiego napięcia.Przez cztery lata był spokój. Teraz mieszkańców zelektryzował widok nowego słupa wysokiego napięcia (na zdjęciu), który ma zamienić obecny. Jest dużo większy od stojących zaledwie kilka metrów od domów. Ludzie obawiają się, że nowe dosłownie „wejdą” im do okien. Wszczęli alarm. Ponownie zaczęli pisać do magistratu, a także do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, czy przypadkiem ktoś nad ich głowami nie zezwolił na kontynuowanie prac. Uspokoiło ich nieco pismo od zastępcy prezydenta miasta Wojciecha Krzyżka:„Inwestor nie posiada decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu na przebudowę linii na terenach Państwa interesujących. Wymiana słupów i linii wymaga również pozwolenia na budowę, które wydaje starosta powiatu. Brak zgody właścicieli terenów, przez które biegnie inwestycja [...] uniemożliwi inwestorowi uzyskanie pozwolenia na budowę”.GZE od kilku lat modernizuje odcinek sieci Rydułtowy - Racibórz. Teraz prace zakończy na granicy gminy Kornowac i Raciborza. Mieszkańcy Brzezia nie mają jednak wątpliwości, że dalsza modernizacja sieci jest nieunikniona, choćby ze względu na jej wiek - budowana była jeszcze w 1942 roku. Chcieliby wywalczyć u inwestora inny przebieg trasy, tak aby kable już im nie wisiały nad głowami. Na spotkaniu z przedstawicielami GZE i władzami miasta zaproponowali inny przebieg spornego odcinka linii. Ich projekt zakłada obejście działek mieszkalnych polami i połączenie z przeznaczonym również do remontu odgałęzieniem sieci dostarczającej prąd do zakładów Ema w Brzeziu. Wydaje się, że GZE nie przekreśla tej możliwości:- Trasa zaproponowana przez mieszkańców musi zyskać akceptację w planie przestrzennego zagospodarowania miasta, które przygotowuje gmina. Jest jeszcze kwestia wyrażenia zgody właścicieli terenu na wybudowanie tam linii. Oczywiście jeżeli takie zgody uzyskamy, nie ma problemu, by spełnić oczekiwania mieszkańców. Nie stoimy na stanowisku, że linia w obecnym kształcie musi być utrzymana - mówi Karol Dymek, dyrektor ds. sieci w Górnośląskim Zakładzie Elektroenergetycznym SA w Gliwicach.Teraz linią przesyłany jest prąd o napięciu 60 kV i 110 kV. Zdaniem mieszkańców wysokie napięcie zabija ludzi:- Prawie w każdym domu ludzie umierają na serce i nowotwory. Sąsiad umarł, jego żona leży w szpitalu na intensywnej terapii, też choruje na serce. Mój ojciec ma raka, młodsi ludzie uskarżają się na bóle serca, kręgosłupa, nóg, kolan - mówi Krystyna Taszka.- Drzewa w sadach obumierają, zboże ani warzywa nie chcą rosnąć. Rozmawiałem z leśnikami, którzy obserwowali zachowanie zwierząt w lesie w sąsiedztwie linii wysokiego napięcia. Okazało się, że w obrębie 200 metrów nie ma w ogóle zwierząt, nie podchodzą - mówi jej mąż.Po modernizacji linii GZE ma zamiar przesyłać nią jedynie prąd o napięciu 110 kV. Teoretycznie więc szkodliwe oddziaływanie jeszcze by wzrosło. Nic więc dziwnego, że dla mieszkańców Brzezia pozbycie się linii to spełnienie marzeń. Z kolei Karol Dymek nie ukrywa, że będzie szukał innego wyjścia z sytuacji, np. nakłonienia ludzi do zgody na modernizację bez zmiany przebiegu linii, ale w zamian za odpowiednią gratyfikację. Jeżeli jednak brzezianie twardo postawią na swoim, jakiekolwiek roboty ruszą dopiero za dwa lata. Tyle bowiem potrwa załatwianie formalności uwzględniających protest mieszkańców.Wydawać by się zatem mogło, że wszystko przebiega po myśli ludzi. Sprawa nie jest jednak zamknięta. Lucjan Knura, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego, sprawdza, czy GZE miał zgodę na przesyłanie prądu o napięciu 110 kV, skoro linia pierwotnie przewidziana była na 60 kV. Jeżeli tak, to kto ją wydał i czy zgodnie z prawem

Komentarze

Dodaj komentarz