20013608
20013608


W obecności funkcjonariuszy straży miejskiej i przedstawiciela spółdzielczej administracji weszli do piwnicy i zamkniętego pomieszczenia zabrali 3 dorosłe koty i dwa ślepe kocięta. Problem bezpańskich kotów powraca na nasze łamy, jak bumerang.W dokarmianiu kotów nie ma nic złego, ale gdy azyl dla wygłodzonych zwierzaków zmienia się w dziką hodowlę której nikt nie kontroluje zaczyna się problem.- Dwa lata temu były tutaj dwa koty , ganiały po całej piwnicy. Ujął się za nimi jeden z sąsiadów. Powiedział, że więcej ich już nie będzie, że nowych miotów będzie się pozbywać. Dostał pomieszczenie, w którym są zawory, tam urządził kociarnię. Dziś jest ich blisko 20. Smród, fetor i pchły. Prawie codziennie myjemy klatkę schodową na parterze lizolem bądź chloraminą bo inaczej by pan tu nie wszedł. Koty chodzą po samochodach i rysują lakier. Na wiosnę wyczyściliśmy całą piaskownicę, przywieziono czysty piasek. Był czysty przez tydzień potem 2-letnia Zuzia cała wymazała się w piaskownicy kocimi odchodami. Ale najważniejsze jest zdrowie dzieci, które często bawią się z tymi kotami, a potem nie myjąc rąk wkładają paluchy do buzi, albo coś jedzą. Te koty już nawet nie polują bo po co, jak dostają suchą karmę i inne jedzenie. Jeszcze do niedawna lokatorzy często wyrzucali jedzenie przez okno, ale z tym zrobiliśmy już porządek – mówi gospodarz domu Stanisław Szostak.Ale, jak to zwykle bywa zdania są podzielone.- Jest ich ok. 10. Nie biegają po piwnicy bo pomieszczenie to zamykają stalowe drzwi, na podwórko wychodzą przez niewielki otwór w kracie. Mąż kupuje im karmę i myje miski. To też boże stworzenie, nigdy nie widziałam kota w piaskownicy. Chciałabym, żeby te koty ktoś zabrał ciekawe na co wtedy ludzie będą narzekać...? Chyba na nas starzyków, że za często jeździmy windą – denerwuje się Barbara Łozińska.Po interwencji mieszkańców Rybnicka Spółdzielnia Mieszkaniowa zwróciła się do kierownictwa Schroniska dla zwierząt w Rybniku-Wielopolu z prośbą o zabranie kotów.- To już czwarte takie zlecenie w ciągu kilku ostatnich miesięcy, trzy już wykonaliśmy – mówi kierownik schroniska Piotr Plucik. Głównymi jego lokatorami są bezdomne psy. Jest ich tu ponad 100 więc już sam pomysł sprowadzenia tu kotów wydaje się być szalony. Okazuje się jednak, że jest to możliwe.- Jedne psy ignorują koty inne najpierw się wściekają, a potem już nawet nie zauważają kota, który przechodzi przed jego kojcem z podniesionym ogonem. Najlepiej koty znoszą kundle, najgorzej terriery. Koty u nas śpią i dostają pożywienie, ale potem wychodzą poza teren schroniska. Trzymanie ich w zamknięciu było by niemożliwe bo po prostu by zwariowały. To dobre może dla persów, ale „dachowce” i koty łowne muszą mieć swój teren. W tej chwili jest już ich ok. 60, to największa kociarnia w Polsce. Ludzie zakładający kociarnie powinni sobie zdawać sprawę, że to nie jednorazowy wybryk. Niestety nikt nie chce dać pieniędzy na kastrowanie kocurów i sterylizację samic, co w cale nie jest takie tanie, a przecież kontrolowanie rozmnażania było by najlepszym rozwiązaniem – przekonuje Piotr Plucik.Jak mówi, znalazł się między młotem a kowadłem. Jedni mieszkańcy dzwonią i skarżąc się na fetor domagają się zabrania kotów inni też dzwonią i proszą, by w żadnym wypadku ich nie zabierać.– Podpisy pod petycją zbierała jedna osoba, nie wszyscy wiedzieli, co podpisują, a jak je zabierzecie, będzie plaga myszy – argumentują.- Ktoś założył sobie kociarnię, sprowadził tu te koty, a teraz zapłacą za to wszyscy lokatorzy. Za każdego zabranego kota spółdzielnia musi zapłacić schronisku 50 zł- mówił w czasie kociej eksmisji przedstawiciel administracji.Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie problem kociarń i mnożących się bez kontroli kotów nie znajdzie systemowego rozwiązania. Pytanie tylko, ile kotów zmieści się w schronisku dla psów...?

Komentarze

Dodaj komentarz