Mieszkańców odwiedzających cmentarz komunalny przy ul. Okrzei w Jastrzębiu zbulwersowała sytuacja, do jakiej doszło tam kilka dni temu. Podczas remontu schodów pomiędzy robotnikami doszło do karczemnej awantury, którą słychać było na całej nekropolii.
Wszystko działo się przez południem. W rejon schodów, które remontowała jedna ekipa, podjechał samochód dostawczy, z którego wysiadło kilku członków innej brygady. Nagle mężczyźni zaczęli się o coś sprzeczać. – Od słów, jakie tam padały, po prostu więdną uszy. Panowie nie zważali na to, że znajdują się w miejscu, które skłania do refleksji i zadumy, tylko zażarcie się kłócili. Nie zważali na to, że przygląda im się kilka osób zdumionych całą tą sytuacją – relacjonuje radny Leopold Sobczyński, który był świadkiem zajścia. Po wymianie zdań część robotników wsiadła do samochodu i odjechała. Pozostali wrócili do swoich zajęć. Tylko ludzie, którzy przyszli na groby bliskich, nie mogli ochłonąć.
Radny Sobczyński doszedł do wniosku, że nie puści płazem takiego zachowania na cmentarzu. Zwrócił się do magistratu o zajęcie się tą sprawą. Niestety nie udało się ustalić, jakie firmy reprezentowali pracownicy. – Wśród robotników pracujących na cmentarzu często zdarzają się osoby, które nie są zatrudnione w Jastrzębskim Zakładzie Komunalnym, będącym jego administratorem. Niektóre roboty wykonują skazani przez sąd rejonowy. Poziom kultury osobistej tych ludzi w wielu przypadkach pozostawia wiele do życzenia. Na to niestety nie mamy żadnego wpływu – mówi wiceprezydent Franciszek Piksa.
Jak dodaje, po interwencji radnego Sobczyńskiego zorganizowano spotkanie z wszystkimi wykonawcami robót na terenie nekropolii. Marek Krakowski, dyrektor Jastrzębskiego Zakładu Komunalnego, zwrócił na nim uwagę na kwestię właściwego zachowania zarówno na cmentarzu, jak i we wszystkich miejscach publicznych, gdzie prowadzi się różne roboty.
Marek Krakowski przyznaje, że wcześniej nikogo nie pouczał, jak należy się zachowywać. – Myślałem, że każdy wie, jakie normy obowiązują w miejscach publicznych. Po tym zajściu uznałem jednak za konieczne zwrócenie uwagi na tę kwestię – mówi dyrektor Krakowski. (AK)
Komentarze