Odbudowa mojego kościoła potrwa lata – mówi ksiądz Marcin Gajda. W tle: ruiny świątyni
Odbudowa mojego kościoła potrwa lata – mówi ksiądz Marcin Gajda. W tle: ruiny świątyni

Ks. Marcin Gajda pochodzi z Rybnika, gdzie ma rodzinę i przyjaciół. Teraz jest proboszczem w parafii pw. św. Benedykta we włoskim mieście L’Aquila, leżącym 100 km od Rzymu, gdzie 6 kwietnia po raz pierwszy zatrzęsła się ziemia. Tragedia nie oszczędziła żadnej rodziny. Kapłan przeżył to nie tylko jako duchowny, ale przede wszystkim jako człowiek.
Jego droga do Italii prowadziła przez seminarium duchowne i Uniwersytet Śląski w Katowicach, jak również studia w Rzymie, gdzie otrzymał święcenia kapłańskie. Po dwóch latach objął parafię pw. św. Benedykta, znajdującą się w dzielnicy L’Aquili o nazwie Arischia, a liczącą 1,5 tys. wiernych. Jak mówi, wyjazd do Włoch wiązał się z możliwościami poznania innej kultury oraz nowymi perspektywami. Przyznaje, że dostał tam inną szkołę kapłaństwa i zobaczył różnicę w relacjach wiernych z księżmi. Są na pewno bardziej swobodne, głównie z powodu mniejszej liczby osób przychodzących do świątyni. Przekonał się o tym szczególnie w obliczu wielkiej tragedii, która spotkała lokalną społeczność. W nocy, jakieś 10 minut po pierwszym wstrząsie, na probostwie zjawili się parafianie, żeby sprawdzić, czy nic mu się nie stało.

Trzeba wsparcia
– Wiedziałem, że mają małe dzieci i swoje rodziny. Mimo to przyszli sprawdzić, czy przeżyłem – wspomina ks. Marcin. Trzęsienie ziemi zabrało życie setkom ludzi, a tysiące pozostawiło bez dachu nad głową. Ocaleni potrzebowali wsparcia, ale też odpowiedzi na najtrudniejsze pytania. Wszyscy zastanawiali się, dlaczego w ogóle doszło do tego dramatu, dlaczego tak wiele osób musiało zginąć, co będzie teraz z kościołem, który dla wiernych stał się przecież ostoją i centrum życia kulturalnego. Ks. Marcin, który był zrozpaczony tak samo jak jego parafianie, musiał zmierzyć się z tymi pytaniami i spróbować na nie odpowiedzieć. Dziś mówi po prostu, że kiedy kładli się spać, mieli wszystko. Rano nie mieli już nic. W jednym momencie stali się równi. Nie było już biedniejszych i bogatszych.
– Musiałem uświadomić ludziom, że dostaliśmy nowe życie. Wierni martwili się o budynek świątyni. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że kościół to my, a msze zacząłem odprawiać w namiocie – wspomina ks. Marcin. Wielu mieszkańców L’Aquili ocalało cudem. Stracili jednak cały dobytek, bo miasto legło w gruzach. Stąd część podjęła decyzję o wyjeździe do Rzymu. To głównie ci, którzy tam pracują. W obawie przed kolejnymi wstrząsami zostawili wszystko, co dotychczas było domem i własnym miejscem na ziemi. Ci, którzy pozostali, wspierali się nawzajem. To wydarzenie odcisnęło się piętnem na ich psychice. W obliczu tragedii stali się sobie bliżsi niż kiedykolwiek. – Nikt z nas nie będzie już taki sam jak dawniej. Chciałem być z tymi ludźmi. I oni to docenili. Staliśmy się jedną rodziną – podkreśla ksiądz Marcin.

Jedna rodzina
Jak przyznaje, początkowo rozważał możliwość zmiany parafii. Teraz już o tym nie myśli, i to niezależnie od tego, że we Włoszech nie ma bezpiecznego miejsca (trzęsienia ziemi występują tam już od czasów antycznych), bo nie wyobraża sobie rozstania ze swoimi wiernymi. Oni sami wciąż mieszkają w namiotach. Większość z nich jeszcze długo nie będzie miała prawdziwego dachu nad głową, część może doczekać się go za kilka miesięcy. Premier Włoch zapowiedział bowiem, że jesienią ruszy budowa domów na poduszkach sejsmicznych. Pieniądze wyłoży budżet państwa. Zabytkowy kościół św. Benedykta grozi zawaleniem. Ksiądz Marcin nie potrafi powiedzieć, kiedy uda mu się go odbudować. – Na pewno będzie to kwestia wielu lat – podsumowuje.



Kiedy sytuację udało się trochę opanować, a ludzie znaleźli schronienie w namiotach, ksiądz Marcin Gajda przyjechał do rodzinnego Rybnika. Spędził tu dwa tygodnie. Zwrócił się o pomoc m.in. do prezydenta miasta i znajomych, a w ostatnią niedzielę wygłosił kazanie w kościele pw. św. Jadwigi w osiedlu Nowiny. Po mszy zbierano datki na odbudowę świątyni w L’Aquili. Dziś ksiądz Marcin znowu jest ze swoimi wiernymi. (MoC)

Komentarze

Dodaj komentarz