Ponad 200 rodzin podpisało już protest, który trafił na biurka prezydenta Wodzisławia i starosty.
– Byłem zaskoczony, gdy pewnego ranka odsunąłem zasłony w oknach i zobaczyłem, jak robotnicy montują wielki maszt! – mówi oburzony Karol Hojka. – Mieszkam w domku tuż obok. Nic nie wiedziałam, że pojawi się tu taki sąsiad! – skarży się z kolei Iwona Kiermaszek. – Taki nadajnik nie powinien się tu nigdy znaleźć! Jestem przekonany, że decyzja wydana przez starostę jest wadliwa – stwierdza Zbigniew Gelzok z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przeciwdziałania Elektroskażeniom „Prawo do życia” w Rzeszowie, który chce pomóc mieszkańcom w pozbyciu się anteny. Jak wyjaśnia, większość polskich urzędników nie zna prawa w tym zakresie, a operatorzy telefonii komórkowej skrzętnie to wykorzystują.
Jest kumulacja
– Wokół znajdują się wyższe budynki, które z pewnością są w zasięgu oddziaływania pól magnetycznych nadajnika. Urzędnicy nie biorą też pod uwagę tego, że w pobliżu istnieją inne podobne urządzenia. Ich energia się kumuluje, a tymczasem badania wykonywane są zwykle dla jednego nadajnika, a nie całej okolicy – przekonuje Zbigniew Gelzok i dodaje, że takie promieniowanie szkodzi zdrowiu, ale obniża też wartość terenów położonych w jego sąsiedztwie. Lucyna Wojtas, rzecznik prasowa wodzisławskiego starostwa, tłumaczy, że dla tego typu inwestycji nie jest wymagana ocena oddziaływania na środowisko. – Operator przedstawił niezbędne dokumenty, z których jasno wynika, że nadajnik nie szkodzi zdrowiu ludzi – uspokaja.
Dodaje, że zgodnie z prawem właściciel nadajnika ma obowiązek przedstawiania raportu oddziaływania na otoczenie przynajmniej raz w roku. – Jeśli promieniowanie okaże się szkodliwe, możemy cofnąć pozwolenie – stwierdza rzeczniczka starostwa. – Tu jest duże skupisko zabudowań i ludzi. Choć przepisy tego nie wymagają, urzędnicy starostwa powinni jednak domagać się od inwestora oceny oddziaływania na środowisko. Najpierw tzw. decyzję środowiskową powinien wydać prezydent, a dopiero potem na jej podstawie starosta miał wydać pozwolenie na budowę – uważa Zbigniew Gelzok.
Tymczasem Barbara Chrobok, rzecznik prasowa urzędu miasta, informuje, że do magistratu dotarło jedynie pisemne zapytanie ze starostwa, czy w sąsiedztwie mogą powstać jakieś inne budynki.
Ma być raport
– Nie mogliśmy tego określić, bo nie mamy planu zagospodarowania przestrzennego dla tego obszaru. Decyzję zawierającą ocenę oddziaływania na środowisko możemy wydać wyłącznie na prośbę inwestora, ale on o to nie wnioskował – podkreśla Barbara Chrobok. – Wystąpiliśmy do starosty o udostępnienie dokumentacji. Chcemy wiedzieć, na jakiej podstawie zezwolono na montaż nadajnika – mówi radny Ryszard Zawadzki. – Niewykluczone, że zawnioskujemy o wznowienie postępowania i dopilnujemy, by inwestor przedstawił raport oddziaływania na środowisko – zapowiada Marek Radomski ze stowarzyszenia Przejrzysty Wodzisław. Mieszkańcy domagają się demontażu nadajnika. Póki co, prezydent wystąpił o opinię do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach.
W budynku przy ul. Leszka 10 kiedyś działał żłobek. Władze zdecydowały jednak o jego likwidacji, a budynek sprzedały grupie lekarzy. Jak informuje Eligiusz Plewka, jeden ze współwłaścicieli i lekarz ginekolog, w planach jest uruchomienie tu poradni i kliniki chirurgii jednego dnia. – Zgodziliśmy się na montaż nadajnika, bo nie widzimy w tym nic szkodliwego. Sami też zamierzamy pracować w tym budynku. Każdy posługuje się dziś telefonem komórkowym, a jakoś jesteśmy przeciwni nadajnikom, które przekazują sygnał – dziwi się lekarz. Tymczasem prezydent chce poznać opinię inspekcji środowiska zarówno w sprawie nadajnika, który ma pojawić się na dachu budynku byłego żłobka, jak i wszystkich, które już działają na terenie miasta. Ostatnio największy szum podniósł się wokół anteny na dachu szkoły przy ul. 26 Marca. (Amis)
Komentarze