Jedną z głównych ról gra Jerzy Janeczek, Witia z kultowego obrazu „Sami swoi”. Zobaczymy też Jerzego Cnotę, zbójnika Gąsiora z serialu „Janosik”. W filmie występują jeszcze inni aktorzy, znani z poprzednich produkcji KFN. To: Grzegorz Stasiak, Andrzej Miś, Andrzej „Toluś” Skupiński, Jerzy Haberstroh, Ola Harazim, Piotr Mitko. Reżyserem jest Eugeniusz Kluczniok. Premiera jesienią na Rybnickich Prezentacjach Filmu Niezależnego RePeFeNe.
– Jak tak znane twarze znalazły się w rybnickiej, niezależnej produkcji?
Jerzy Cnota: – To już trzeci film KFN z Rybnika, w którym gram. Od Kazimierza Kutza usłyszałem o Gienku Klucznioku. Pojechałem na premierę jego „Mszy”. Powiedziałem, że zagram w jego kolejnym filmie. Jeśli oczywiście będzie chciał.
Jerzy Janeczek: – Spotkałem się z reżyserem na festiwalu filmów komediowych w Lubomierzu. Zgadaliśmy się, że on z Rybnika, ja z Pszczyny. Dał mi swoje filmy, zaprosił mnie na premierę. Zapytał, czy nie zagrałbym w jego kolejnym filmie. No i się zgodziłem.
– Chyba dobrze dogadujecie się ze Ślązakami, pochodzicie przecież stąd.
Jerzy Cnota: – Urodziłem się w Jastrzębiu, wtedy to był powiat rybnicki. To było malutkie miasteczko, w zasadzie uzdrowisko, jedyne na Śląsku wówczas. Potem przeprowadziliśmy się do Chorzowa, gdzie ojciec, po powrocie z wojny, dostał pracę. Do tej pory mieszkam w Chorzowie, chociaż 36 lat byłem poza Śląskiem.
Jerzy Janeczek: – I nie stracił akcentu! Mówi świetnie po śląsku! Czego nie można o mnie powiedzieć. Urodziłem się w Niemczech. Jako osesek przyjechałem do Pszczyny, gdzie mieszkałem od szkoły podstawowej do średniej. Później poszedłem na studia. Obecnie mieszkam w Bielsku-Białej. Cieszę się, że znalazłem się w Rybniku, miejscu, gdzie język śląski jest najpiękniejszy. Taki soczysty, twardy, skompilowany.
– „Bajzel po polsku” opowiada o tym, jak długo można wymieniać lampę. Brakuje dniówki! Panowie pewnie dobrze pamiętacie czasy markowania roboty.
Jerzy Janeczek: – Doskonale, w tym przecież wyrastaliśmy. Ale myślę, że wciąż można dopatrzyć się w życiu zawodowym niektórych ludzi takiego stosunku do pracy. Po powrocie ze Stanów przez jakiś czas budowałem domy. Zauważyłem na budowie więcej kapsli od piwa niż gwoździ. O czym to świadczy? W efekcie ściany są krzywe, podłoga skrzypi. Na moje uwagi słyszałem odpowiedź: „Nie martw się, silikonem podlejemy i będzie w porządku”. To będzie celny film i dobrze pokaże polski stosunek do pracy, który był i dalej istnieje.
Jerzy Cnota: – Ja też to dobrze znam! Pracowałem fizycznie przez kilka lat. Kiedy chciałem iść na studia, musiałem na nie zarobić. Więc pracowałem w hucie Batory przez osiemnaście miesięcy. Po studiach związałem się ze spółdzielnią Żaczek w Krakowie. To były czasy! Thelonious Monk grał dla nas do rana za butelkę whisky!
– Imaliście się różnych zajęć. Jeden z was konserwował nawet meble!
Jerzy Cnota: – Ja pracowałem raczej na estradzie. Kiedy zaczęła się pieriestrojka, wyjeżdżaliśmy do Rosji z programem, gdzie był striptease, tańczące Murzynki. To się ludziom podobało. Przejechaliśmy całą Rosję, od Erewania aż po Workutę. Na początku lat 90. pozamykano jednak estrady, domy kultury zaczęły upadać. Musiałem znowu pójść do fizycznej roboty. Byłem hydraulikiem, pomocnikiem murarza, mieszałem zaprawę, naprawiałem krany.
Jerzy Janeczek: – No i Jurek kreuje fachowość na ekranie!
Ja pracowałem w dużej sieci eleganckich sklepów meblowych. Robiłem wyceny szkód, sam odnawiałem i naprawiałem meble.

Komentarze