Na pewno odblokujemy przyjęcia do pracy. Nie możemy pozwolić sobie na dziurę pokoleniową – mówi Jarosław Zagórowski. Zdjęcie: JSW
Na pewno odblokujemy przyjęcia do pracy. Nie możemy pozwolić sobie na dziurę pokoleniową – mówi Jarosław Zagórowski. Zdjęcie: JSW

– Kopalnie JSW w sierpniu znów będą fedrowały w piątki. Skąd ta decyzja?
– Jakiś czas temu ograniczyliśmy wydobycie, ponieważ nasi odbiorcy mieli potężne problemy ze zbytem swoich wyrobów i nie chcieli naszego węgla. Kryzys dotknął szczególnie przemysł stalowy. Teraz widzimy, że sytuacja w tej branży powoli się poprawia. Koncerny stalowe pozbyły się zapasów i wracają do bieżącej produkcji, która jest co prawda na niskim poziomie, ale rośnie. Trudno tu jednak mówić o hurraoptymizmie, ponieważ ceny nie drgnęły, a kurs euro idzie w dół. Jeśli sprzedajemy węgiel za granicę i rozliczamy się w euro czy w dolarach, to przy spadającym kursie walut nasze przychody są niższe, niż mogłyby być.

– A czy zdobyliście też nowych odbiorców węgla?
– Walczyliśmy o nich przez pół roku. I znaleźliśmy ich! Sprzedajemy węgiel do Turcji, do Indii. Wcześniej nie byliśmy obecni na tych rynkach. To efekt starań naszego pionu marketingu.

– Co dla zwykłego górnika oznaczał będzie pracujący piątek?
– Z powodu wolnych piątków najwięcej tracili ci, którzy pracują najciężej. Zarabiali mniej nawet o 600-1000 złotych miesięcznie! Oczywiście, za wolne piątki płaciliśmy postojowe, ale pracującym na przodku, w ścianie przysługują dodatki, których nie dostawali, gdy nie było fedrowania. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że w okresie letnim taka sytuacja jest do wytrzymania. Ale zimą budżety rodzinne są bardziej napięte, rosną koszty utrzymania. Dlatego robiliśmy wszystko, by wynagrodzenia wróciły do normalnego poziomu.

– Jak załoga przyjęła informację o wznowieniu wydobycia w piątki?
– Z mieszanymi uczuciami! Oczywiście, wszyscy tego oczekiwali. Ale kiedy informacja została ogłoszona, zaczęły do mnie docierać sygnały, że niektórzy już sobie poukładali tydzień bez jednego dnia pracy. Wolny piątek stał się dosyć wygodny – można było mieć dłuższy weekend, coś załatwić albo nawet dorobić sobie. Nasi górnicy mają wszechstronne umiejętności i potrafią zarobić dodatkowe pieniądze.

– Czy jest szansa na to, że pracujące piątki zostaną utrzymane w kolejnych miesiącach?
– Jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, to wrócą na stałe.

– A co z sobotami i niedzielami?
– Jeszcze nie mamy aż tak dużego zbytu, żeby fedrować w soboty. O niedzieli nie mówię, bo jestem katolikiem. Jeśli będziemy mieli zamówienia, to powinniśmy pracować w soboty. Ale nie tak jak wcześniej! Nie może być tak, że tylko nieliczna część załogi może pracować w soboty, świetnie zresztą płatne. Musimy stworzyć system, który pozwoli sprawiedliwie rozdzielać środki. Jestem za tym, by powrócić do koncepcji sześciodniowego tygodnia pracy w kopalniach.

– Powrócić? To znaczy, że już były takie pomysły?
– Oczywiście! W zeszłym roku namawiałem do pracy przez sześć dni w tygodniu. Mogliśmy wtedy sprzedać każdą ilość węgla za każde pieniądze. I ludzie mogli na tym zarobić. Wtedy jednak liderzy związkowi powiedzieli: nie, bo tu podpisano Porozumienia Jastrzębskie i pracujemy od poniedziałku do piątku! Szanuję historię, szanuję to, co tutaj się działo. Ale od tamtego czasu minęło ćwierć wieku, świat się zmienił. Nasi odbiorcy nie doczekali się na węgiel z JSW, więc kupili go w Australii i spływał on statkami jeszcze w pierwszych miesiącach tego roku, gdy zależało nam na zbycie.

– A może wtedy zabrakło komunikacji między zarządem JSW a zwykłymi pracownikami? Gdyby ludzie wiedzieli, że mogą więcej zarobić, pewnie nie posłuchaliby liderów związkowych.
– Ciągle uczymy się komunikacji, m.in. dlatego chętnie spotykam się z dziennikarzami. Chcemy docierać bezpośrednio do załogi. Nie chcemy mieć pośredników w postaci liderów związkowych, którzy rzeczywistość tłumaczą na swój sposób.

– Na jakim etapie jest pańska wojna ze związkami zawodowymi?
– Nie ma żadnej wojny! To określenie stało się dobrą pożywką dla mediów. Faktem jest jednak to, że wprowadzając zmiany w firmie, stanęliśmy na drodze niektórych liderów związkowych. Ale dla mnie bardziej liczy się dobro 23-tysięcznej załogi niż dobry nastrój 60 działaczy.

– Efekt jest jednak taki, że oni skarżą się na pana w prokuraturze, zarzucając mu utrudnianie działalności związkowej.
– Póki co prokuratura oddaliła ich wniosek, uznając go za bezzasadny.

– A czy pan będzie skarżył związkowców np. za wykrzykiwanie pod jego adresem różnych obraźliwych haseł?
– Oczywiście. Tak jak ode mnie wymaga się przestrzegania prawa, tak ja wymagam tego od innych! Nie pozwolę sobie na to, by ktoś zastraszał moją rodzinę. Wystąpię na drogę cywilną przeciwko osobom, które organizowały pikiety pod moim domem. Sprawą zajęła się także z urzędu policja.

– Przez cały czas podkreśla pan, że najbardziej zależy mu na tym, by ludzie nie stracili pracy. Udaje się?
– Od czasu, kiedy zobaczyliśmy, że nadciąga kryzys, mówimy członkom naszej załogi: chcemy utrzymać wasze miejsca pracy! Żeby to się udało, musimy iść na wyrzeczenia, czyli np. brak sobót i niedziel, wolne piątki, cięcie kosztów. Załoga zgodziła się, przyjęła to spokojnie, bo ludzie cenią sobie stabilne miejsca pracy. Mam wielką nadzieję, że spełnimy tę obietnicę. Nie było redukcji zatrudnienia, nie było zwolnień grupowych. Pracownicy oczywiście odchodzą, ale dlatego, że osiągają wiek emerytalny.

– Rozumiem, że przyjęcia do pracy też są wstrzymane.
– Rzeczywiście, wstrzymaliśmy przyjęcia do pracy. Ale na pewno je odblokujemy. Nie możemy sobie pozwolić na dziurę pokoleniową. Muszą przyjść młodzi ludzie, którzy będą się uczyli od starszych, doświadczonych. Ale będziemy przyjmowali tylko specjalistów.



Jarosław Zagórowski był związany z JSW od 30 czerwca 2003 roku najpierw jako członek, a potem przewodniczący rady nadzorczej. Niemal od początku kariery zawodowej, a więc od 1997 roku, pracował w Ministerstwie Gospodarki – m.in. na stanowisku doradcy szefa resortu ds. realizacji polityki państwa w hutnictwie i energetyce, przemyśle koksowniczym i wydobywczym. Jest absolwentem Politechniki Śląskiej w Gliwicach, gdzie skończył dwa kierunki: mechanika, technologia maszyn i procesów produkcyjnych oraz zarządzanie przedsiębiorstwem i marketing przemysłowy. W 2004 roku ukończył też studia doktoranckie na Wydziale Górniczym Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Ma 37 lat, żonę i córkę. Interesuje się motoryzacją, żeglarstwem i jeździ na nartach. (adr)

Komentarze

Dodaj komentarz