20023903
20023903


Nie było jednak chyba aż tak źle, na jubileusz przyszli dobrzy znajomi i starzy przyjaciele, pani Ewa jest bowiem jedną z najpopularniejszych żorzanek. Byli także przedstawiciele władz samorządowych z kwiatami i podziękowaniami za wkład w rozwój miejskiej kultury.Skończyła malarstwo na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu u prof. Zygmunta Kotlarczyka. Uzupełniła wiedzę na studiach podyplomowych w warszawskiej ASP. Pracuje w muzeum miejskim na stanowisku starszego renowatora. Jest radną tej kadencji, przewodniczącą komisji kultury, sportu i młodzieży.O swojej od 25 lat świadomej i dojrzałej pracy mówi, że sprawia jej radość i pozwala wieść bogate życie wewnętrzne. Rysuje, gdy jest wzburzona, zagniewana czymś, gdy zaboli ją jakaś podłość lub głupota. Siada wtedy i rysuje, to pozwala jej się wyżyć. Na wystawie najwięcej jest właśnie rysunków, ale jeszcze więcej jest ich w szufladzie. I nieprędko ujrzą światło dzienne. – Są zbyt intymne, mówią zbyt wiele o mnie, a kobieta lubi być tajemnicza – mówi Ewa Rotter.Akwarele, głównie kwiaty i natura, to najtrudniejsza technika. Niektóre delikatne i prześwietlone robią wrażenie zdjęć. Tu nic nie można poprawić, od razu wszystko musi być przemyślane i ujrzane. Co innego olej: tu można coś zamalować, na jedną warstwę nałożyć drugą, zmienić koloryt. Ewa Rotter-Płóciennikowa pracuje zrywami. Pomysł w niej rośnie jak drożdże w cieście, powoli i stale, ale gdy siądzie do sztalug, to namaluje nie jeden obraz, a trzy lub pięć.Największą jej kulturalną animacją są plenery malarsko-fotograficzne, organizowane na przełomie lipca i sierpnia – impreza, która weszła do obowiązkowego kalendarza miejskich kulturaliów. W tym roku plener odbywał się po raz trzynasty. Obrazy powstające na plenerze powiększają majątek muzeum MOK, są eksponowane w galeriach, w bankach i w klubach osiedlowych. Pomysł pleneru narodził się, gdy zastanawiano się nad miejscem pleneru dla PSEP. Ewa Rotter, wiceprezes oddziału katowickiego Polskiego Stowarzyszenia Edukacji Plastycznej, powiedziała wtedy: – Żory. Bo są piękne. Przyjeżdżają więc tu co roku wykładowcy wyższych szkół plastycznych i akademii sztuk pięknych, przyjaciele, poznani na innych plenerach i miejscowi artyści oraz adepci sztuki, których trzeba wypromować i dać szansę pokazania. Częścią pleneru są warsztaty dla młodzieży, która chce zająć się malowaniem i ma talent. Z czasem plener stał się międzynarodowy: zjeżdżają tu Węgrzy, Niemcy, Białorusini.Poza promowaniem innych i organizowaniem wystaw Ewa Rotter-Płóciennikowa sztuką stara się służyć innym. Jako wolontariusz pracuje w Ośrodku Interwencji Kryzysowej i leczy artoterapią. Ostatnio wraz z psychologiem Lilianą Marcisz dopracowuje projekt programu, a właściwie warsztatów artystycznych dla grafficiarzy.– Trzeba skanalizować ich aktywność, nauczyć projektować, zdobywać pieniądze na farby i dobre spreje. Tam jest dużo aktywnej i utalentowanej młodzieży. Trzeba ich nauczyć być, bez konfliktów z otoczeniem – mówi o projekcie jego współautorka.A że nie rzuca słów na wiatr, skrzyknęła grafficiarzy, gdy powstało przejście podziemne do hipermarketu Auchan. Wiadomo było, że wcześniej czy później zostanie pomazane. Więc poszła tam z grupą i za pieniądze miasta powstało kolorowe dzieło sztuki.Mąż o niej mówi „dziewczę w wieku stanowczo zmurszałym”, a może to mówić bezkarnie, bo aktywność, coraz to nowe pomysły i młodzieńcza niezgoda na niegodziwości świata czynią z Ewy Rotter-Płóciennikowej 50-latkę bez kompleksów. Wystawa retrospektywna „To, co zmalowałam” jest tego dowodem...

Komentarze

Dodaj komentarz