Energetyczne nożyce


Mężczyzna (nazwisko do wiadomości redakcji) zapłacił za prąd z trzytygodniowym opóźnieniem. Rachunek regulował na poczcie.- Zdawałem sobie sprawę, że zawaliłem i będę musiał ponieść konsekwencje w postaci odsetek za zwłokę. Tak przynajmniej postępują inne firmy, np. Telekomunikacja. Tymczasem kilka dni później energetyka odcięła mi prąd. Najpierw myślałem, że korki mi wysiadły. Sprawdziłem, były dobre.O tym, że brak prądu nie był spowodowany awarią, przekonał się, gdy zauważył kartkę zatkniętą za licznikiem informującą, że dopływ prądu został zablokowany. Weekend spędził przy świeczkach - jednakowoż bez krzty romantyzmu. W poniedziałek udał się do Rejonu Energetycznego w Rybniku wyjaśnić sprawę. Okazało się, że musiał zapłacić 80 zł za odblokowanie licznika. Pani w okienku nie przekonał kwit pocztowy potwierdzający wpłatę:- Dowiedziałem się, że energetyki nie obchodzi data wysłania pieniędzy, tylko wpływu na konto. Firmie nie zależy też na odsetkach, bo te nie trafiają do ich kasy, a do skarbu państwa - mówi rybniczanin.Chcąc nie chcąc musiał wysupłać 80 zł. Godzinę później pojawił się u niego pracownik rejonu i odblokował licznik.- Klient musi sobie zdawać sprawę, że dla nas jest ważna data wpływu pieniędzy. Załóżmy, że wysłałby pieniądze z Seszeli. Byłby spokojny, że zapłacił, tymczasem do nas opłata dotarłaby po trzech tygodniach, a w tym czasie zakład generowałby straty - suponuje rzecznik prasowy GZE w Gliwicach Łukasz Zimnoch.Zgodnie z umowami na dostawę prądu GZE zastrzega sobie prawo do odcięcia energii, jeśli pieniądze nie wpłyną na jego konto po upływie siedmiu dni od ostatecznego terminu zapłaty. Jeżeli klient ma obawy, że wpłacone poza placówkami GZE pieniądze dotrą później, we własnym interesie powinien pofatygować się do właściwego rejonu energetycznego z kwitem lub fakturą potwierdzającymi uiszczenie opłaty.- Były przypadki, że klienci zapewniali o wpłacie pieniędzy, prosząc, by nie odcinano im prądu. Wierzyliśmy im, tymczasem mijały nawet dwa miesiące, wpłat nie było, a nasze straty rosły - dodaje rzecznik.Wysokość opłat dodatkowych, jak np. za ponowną aktywację licznika, nie zależy od zakładu, tylko Urzędu Regulacji Energetyki, który co roku ustala taryfę dla wszystkich dystrybutorów energii. Zupełnie czym innym jest egzekwowanie opłat, bo to już sprawa poszczególnych firm dostarczających energię. Szczegóły zawarte są w umowach. Jan Osuchowski, powiatowy rzecznik konsumentów w Raciborzu, mówi, że w ub. roku było wiele skarg ludzi na treść umów:- Pozycja klienta górnośląskiego zakładu w stosunku do firmy była bardzo słaba. Mógł np. wypowiedzieć umowę, ale z czterdziestodniowym wypowiedzeniem. Tymczasem zakład zastrzegał sobie prawo do odcięcia dostaw prądu już po upływie siedmiu dni od upłynięcia terminu zapłaty i to bez wcześniejszego uprzedzenia.Ścisłe kierownictwo GZE zobowiązało się do wcześniejszego informowania klientów zalegających z opłatami o uregulowaniu należności, a także o możliwości odcięcia prądu.- Z informatora górnośląskiego zakładu, skierowanego do klientów, wynika, że GZE ma obowiązek wysłać do odbiorcy cztery, a nawet więcej pisemnych uprzedzeń o zamiarze odłączenia dostaw energii elektrycznej. Pierwsze zawiadomienie ma być bezpłatne, dopiero każde kolejne objęte dodatkową opłatą - dodaje Jan Osuchowski.Rybniczanin twierdzi, że nie otrzymał żadnego pisma zarówno na adres domu, jak i miejsca pracy. Został postawiony przed faktem dokonanym.- Wiele klientów tłumaczy się, że poczta do nich nie dochodzi - odpowiada Łukasz Zimnoch.Z drugiej strony przyznaje, że GZE musiałoby dużo wydawać na samą wysyłkę upomnień. Być może na rybniczaninie zakład chciał maksymalnie zaoszczędzić.

Komentarze

Dodaj komentarz