Ludwik J., 64-letni emerytowany górnik, zamordował swoją żonę i syna. Do zbrodni doszło w trzypokojowym mieszkaniu na siódmym piętrze bloku przy ul. Kaszubskiej w osiedlu Pniowiec. W środę, 13 stycznia, Prokuratura Rejonowa w Jastrzębiu postawiła mężczyźnie zarzut podwójnego zabójstwa, a sąd posłał go do aresztu śledczego na razie na trzy miesiące. Ludwik J. poczeka na proces w Zakładzie Karnym w Cieszynie. Kiedy w poniedziałek, 11 stycznia, Michał J. nie przyszedł do szkoły, zaczęli wydzwaniać za nim koledzy i koleżanki. Najbardziej zaniepokojona była jego dziewczyna, która w końcu poszła do domu swojego chłopaka. Stojąc pod drzwiami i dzwoniąc do niego, usłyszała dźwięk nieodbieranej komórki. Wtedy zawiadomiła policję.
Około godz. 15 stróże prawa wyłamali drzwi do mieszkania. Zastali tam dwa ciała. – Męża nie było na miejscu, więc zarządziliśmy jego poszukiwania. Wieczorem jednak sam zgłosił się na komendę i przyznał do zabójstwa – mówi Jacek Rzeszowski, szef jastrzębskiej prokuratury. 60-letnia Marta J. i 17-letni Michał J. zginęli podczas snu, we własnych łóżkach. Patolog stwierdził, że zgon nastąpił w nocy z 10 na 11 stycznia. Przyczyną były poważne obrażenia głowy. Mężczyzna każdej z ofiar zadał po dwa ciosy. Użył do tego drewnianej pałki lub tłuczka do kapusty. Podczas przesłuchania opowiedział, jak zabił. Wieczorem poczekał, aż pójdą spać. Oglądał telewizję, póki się nie położyli. Wtedy wziął pałkę i najpierw ruszył do pokoju żony, a później syna.
Uderzał tak, żeby zabić. Potem wyszedł z mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Próbował się powiesić, a kiedy mu się nie udało, zgłosił się na policję. Chociaż przyznał się do zbrodni, nie potrafił wyjaśnić, dlaczego to zrobił. Podczas przesłuchania mówił nieskładnie i chaotycznie. – Ta rodzina nie miała zatargów z prawem, nigdy nie było tam też interwencji policji. Tak więc motyw zabójstwa wciąż jest przedmiotem postępowania – tłumaczy prokurator Jacek Rzeszowski. Śledczy ustalili, że Ludwik J. nigdy nie leczył się psychiatrycznie. Jednak aż czterokrotnie usiłował popełnić samobójstwo. Za podwójne zabójstwo grozi mu dożywocie. Wszystko będzie jednak zależało od biegłych psychiatrów, którzy ocenią, czy działał z premedytacją, czy zabił w afekcie.
Warto dodać, że uchodził za bardzo spokojnego człowieka. Zawsze był chętny do pomocy i nigdy nie przeszedł obok bez pozdrowienia czy choćby krótkiej rozmowy. Ludzie zachodzą w głowę, co pchnęło go do zbrodni, która wstrząsnęła mieszkańcami okolicznych bloków. Państwo J. cieszyli się tutaj nieposzlakowaną opinią. – To była bardzo bogobojna rodzina. Ona codziennie chodziła do kościoła. Razem jeździli na pielgrzymki. A on w Boże Ciało nosił baldachim nad księdzem – opowiada jeden z sąsiadów. Przed drzwiami pustego mieszkania państwa J. w kartonowym pudełku stoją powypalane gromnice oraz figurka Chrystusa. Sąsiedzi nie mogą uwierzyć w to, co się stało. – Nikt nie wie, co tkwi w człowieku – mówi znajomy Ludwika J.
Komentarze