Staruszka w sobotę (23 stycznia) rano wyszła z mieszkania. Nie poinformowała gdzie idzie, nikt z domowników nie wiedział też dokładnie o której wyszła z mieszkania.
Kobieta zostawiła rodzinie jedynie kartę prosząc, żeby jej nie szukano. Zdenerwowany syn o godz. 9. zadzwonił na policję informując o zniknięciu matki. Kiedy przed godz.11. nie wróciła do domu, zabrał zdjęcie matki i pojechał na policję zgłaszając oficjalnie jej zaginięcie. Natychmiast w teren wysłano policjantów, a komunikaty o zaginionej rozesłano do jednostek w sąsiednich gminach i miastach oraz miejscowości do których żorzanka mogła się udać. Metr po metrze przeszukiwano teren osiedla oraz bliższą i dalszą okolicę.
-Trzeba się było bardzo spieszyć, ponieważ na dworze panował siarczysty mróz i temperatura wciąż spadała, a na dodatek nadchodził zmierzch. Na pomoc w poszukiwaniach wezwaliśmy strażaków - relacjonuje asp. Kamila Siedlarz, oficer prasowy żorskiej policji.
I to właśnie strażacy z żorskiej PSP przeczesując las przy ul. Gajowej kilka minut przed godz.17. znaleźli staruszkę. Kobieta leżała skulona pod drzewem, nieopodal stawu Ławczok. Była nieprzytomna i wyziębiona. Wezwane na miejsce pogotowie zabrało ją do żorskiego szpitala gdzie od razu trafiła na intensywną terapię. Staruszka mimo, że na mrozie przebywała ponad osiem godzin na szczęście żyje. Tym razem mróz nie zabił. Wszystko dzięki szybko podjętej akcji poszukiwawczej i ogromnemu zaangażowaniu w te poszukiwania policjantów i strażaków.
Komentarze