W czwartek Jolanta i Jerzy K. mieli się stawić w sądzie na pierwszej rozprawie rozwodowej. Mąż do tego nie dopuścił. W poniedziałek prokurator uznał, że Jerzy K. nikomu nie zagraża. W czwartek mężczyzna zabił córkę i chciał zabić żonę.
To była potworna zbrodnia. Czwartkowej nocy 48-letni Jerzy K. zaatakował nożem żonę, a młotkiem i nożem dorosłą córkę Iwonę. Uderzenia w głowę okazały się śmiertelne, bo kilka godzin później 24-letnia dziewczyna zmarła w szpitalu. Życie matce uratował 12-letni syn Krzysiu, który obudzony krzykami i widząc, co się dzieje, zadzwonił na policję. – Tata chce zabić mamę! – wołał. Jolanta K. leży w klinice w Zabrzu. Jest w stanie ciężkim, ale stabilnym. Jerzy K., który jeszcze przed zjawieniem się policji usiłował powiesić się na klamce od drzwi, zmarł w niedzielę po południu w szpitalu w Katowicach Ochojcu. Chłopiec, którego na początku otoczyli opieką psycholodzy z komendy wojewódzkiej policji, teraz przebywa w domu swego dorosłego już brata.
Sąsiedzi z ulicy Głównej w Jejkowicach są poruszeni. 24-letnia dziewczyna we wrześniu miała wyjść za mąż. – Suknia ślubna wisi w szafie, a ona biedna nie żyje. To była bardzo zaradna i pracowita dziewczyna, żeby zarobić na wesele, pracowała na dwóch etatach. Zawsze chodziła uśmiechnięta – wspomina pani Danuta. Rybnicka prokuratura rejonowa ustala przebieg tragicznych zdarzeń, choć wiadomo już, że po śmierci sprawcy śledztwo zostanie umorzone. Na razie postępowanie opiera się wyłącznie na relacji 12-letniego Krzysia, który został przesłuchany w obecności psychologa. Jego matka złoży zeznania, jeśli odzyska przytomność. Czy temu nieszczęściu można było zapobiec? To pytanie, którego nie sposób nie zadać.
Jerzy K. ostatnio nie miał stałej pracy, za to często zaglądał do kieliszka. Sąsiedzi nie mieli do niego większych zastrzeżeń, ale w domu rozgrywał się dramat. W styczniu po kolejnej awanturze poturbowana Jolanta K. wezwała policję i oskarżyła męża o znęcanie. Funkcjonariusze założyli rodzinie niebieską kartę i wszczęli postępowanie. 22 lutego Jolanta K. powiadomiła policję, że mąż grozi jej śmiercią. Mundurowi zatrzymali mężczyznę i zawieźli do prokuratury, która po przesłuchaniu objęła go policyjnym dozorem. Jerzy K. wrócił więc do domu. We wtorek miał pierwszy raz zgłosić się w komisariacie w Gaszowicach, ale się nie zjawił. Dwa dni później zgotował swoim bliskim piekło. Dziś wszyscy są pewni, że trzeba było zastosować areszt.
– W naszym rozumieniu Jerzy K. nie znęcał się nad żoną w sposób brutalny. Gdy dowiedzieliśmy się, że jej groził, został zatrzymany i objęty dozorem policji. W mojej ocenie nie było wtedy podstaw do tymczasowego aresztowania, bo nic nie wskazywało na to, że tak się to skończy – tłumaczy Robert Wieczorek, zastępca prokuratora rejonowego w Rybniku. Jak sądzi, zabójcą kierowały złość i zazdrość. Żona wystąpiła o rozwód. Właśnie 25 lutego wczesnym popołudniem w rybnickim sądzie miała się odbyć pierwsza rozprawa rozwodowa. Niektórzy z sąsiadów wspominają, że Jerzy K. groził swoim najbliższym, że za ten rozwód ich pozabija.
Komentarze